Aktualizacja do Windows 8 tylko dla odważnych
Finalna wersja Windows 8 pojawiła się wczoraj w kanale dla partnerów Microsoftu, więc wieczorem pospieszyłem ściągnąć ją i zainstalować na swoim podstawowym komputerze. Z kluczykiem, tak jak trzeba. Nie uśmiechało mi się robienie czystej instalacji systemu od zera, więc pomyślałem, że spróbuję aktualizacji. Z Windows 7 Professional x64 do Windows 8 Professional x64. Co z tego wyszło?
Początek zapowiadał się nieźle. Instalator zwrócił uwagę, że przed kontynuacją będę musiał odinstalować trzy niezgodne aplikacje - pakiet sterowników do Bluetooth i do karty WiFi oraz Microsoft Security Essentials. Po wykonaniu tej operacji aktualizacja przebiegła wzorowo - zostawiłem komputer na 30 minut, wróciłem i był gotowy do pracy. Zalogowałem się na konto domenowe przy pomocy czytnika linii papilarnych i zobaczyłem wszystkie swoje aplikacje. Uruchomiłem Outlooka 2013, dodałem konto Exchange do systemowej aplikacji Metro obsługującej pocztę, kalendarz i kontakty i wydawało się, że jestem w domu.
Dzisiaj od rana rzeczywistość okazuje się jednak brutalna i bezlitośnie przypomina złote czasy Windowsa Millenium. Zaczęło się od tego, że w Outlooku przestało działać wyszukiwanie wiadomości. Niby wszystko zaindeksowane, ale wyszukiwanie nie działa. W konfiguracji indeksatora (oryginalne tłumaczenie) widać na liście pozycji profil Outlooka, jednak z komentarzem, że nie ma do niego dostępu. Około południa wysiadły wszystkie systemowe aplikacje Metro, próba ich uruchomienia kończy się szybkim powrotem do ekranu startowego. Metrowa aplikacja Zdjęcia, kiedy jeszcze działała, wiała grozą - system podwójnie zaindeksował zdjęcia trzymane na SkyDrive i ich kopie buforowane na dysku przez desktopowego klienta SkyDrive. Chrome co chwilę wkręca notebooka na obroty, od których trzęsie się biurko. Po powiązaniu konta domenowego z profilem Windows Live zmieniły się wszystkie ustawienia systemu (przez synchronizację z tym, co testowe wersje Windows 8 zostawiły wcześniej w chmurze - nie da się wyeksportować do Live obecnych ustawień profilu). Do tej pory zachodzę w głowę, co się stało z Internet Explorerem w wersji dla Metro. Literalnie wyparował, nie da się go uruchomić - kafelek, który wcześniej go wywoływał, uruchamia desktopową wersję przeglądarki. Galeria fotografii z Windows Live Essentials 2012 również się schowała. Odnalazłem ją całkowicie przypadkowo i okazało się, że zmieniła sobie nazwę na angielską - Photo Gallery.
Dziennik zdarzeń systemowych to prawdziwa jesień średniowiecza - widać, że aktualizacja nie przebiegła bezproblemowo i system najprawdopodobniej nadaje się do kasacji, inaczej duchy tej operacji będą prześladować go do czasów Windowsa 9. Ogólnie doświadczenie jest głęboko rozczarowujące, szczególnie jeśli dorzucić do niego resztę problemów nowego Windowsa.
Problemów, których jest niemało. Interfejs jest miejscami tak niedopracowany, że aż oczy bolą. Polska wersja jest pod tym względem jeszcze gorsza, przykładowo w aplikacji Kontakty polski nagłówek "Sieci społecznościowe" zawija się i wchodzi pod awatar. Awatar, którego swoją drogą nie da się z poziomu tej aplikacji zmienić - kompletna głupota. Do uruchomienia wiersza poleceń w kontekście podniesionych uprawnień administracyjnych (UAC) potrzebna jest chyba wiedza szamana, ja poddałem się po kilku minutach kombinowania - może robię się już na to za stary (update: WinKey+X, A). Metro, które wcześniej na czystych maszynach wirtualnych nawet mi się podobało, w przypadku komputera z dużą liczbą aplikacji, dokumentów i innych śmieci robi się po prostu niewygodne. Aplikacje metrowe typu Poczta czy Kontakty, które na pierwszy rzut oka wydawały się czytelne i przejrzyste, w codziennych zadaniach okazują się karkołomne (spróbujcie wydrukować wiadomość lub jej załącznik) lub niewystarczające. Kolejne warstwy abstrakcji zaczynają powodować schizofrenię i obawiam się, że z czasem miejsce przyzwyczajenia może zająć frustracja. Tyle po pierwszym dniu zderzenia z rzeczywistością, ciekawe jakie będą Wasze doświadczenia?