Blog (111)
Komentarze (1k)
Recenzje (0)
@Ave5Dlaczego nie trawię gier FPS

Dlaczego nie trawię gier FPS

Witam,

Geneza dzisiejszego wpisu jest dość interesująca. Otóż tydzień temu na jednym z serwisów (nie zdradzę jakim - ciekawe czy ktoś znajdzie?) popełniłem komentarz, w którym napisałem, że nie widzę sensu w pierwszoosobowych strzelaninach. I praktycznie tylko w tym jednym gatunku. Punkt widzenia raczej oryginalny i niszowy, toteż pomyślałem że napiszę skąd się to bierze.

Fikcyjne Postaci Strzelające

Jeżeli jest jeszcze ktoś kto nie wie, to skrót FPS oznacza First-Person Shooter. Są to, najogólniej mówiąc, strzelanki z widokiem z perspektywy pierwszej osoby, tj. "oczyma bohatera".

Aby we wpisie panował porządek, zastosuję podział tychże gier na czysto zręcznościowe oraz nieco bardziej wymagające (taktyczne?). Takie samo różnicowanie stosuje Wikipedia, więc powiedzmy że jest w miarę sensowne.

Kangurki i celowanie w pół piksela

Przedstawiciele zręcznościówek stawiają na prostą rozrywkę. Coś się rusza, gracz ma coś co strzela, reszty można się domyślić nawet będąc paprotką doniczkową. Zazwyczaj na dokładkę producenci serwują cut‑scenki, wybuchy, etapy z pojazdami i inne atrakcje.

Niestety, na dzień dzisiejszy osiągnęło to tragikomiczny wręcz poziom. O ile starsze tytuły, jak Serious Sam, wprost mówiły czym są (choćby na pudle z grą), o tyle marketingowcy 21 wieku są bezlitośni. Call of Duty czy Battlefielda reklamuje się jako nieziemsko realne przedstawienie rzeczywistości. Oczywiście co wydanie. Nie uważam się za eksperta w broni palnej czy topografii Bliskiego Wschodu, ale nawet na głupich filmikach w Sieci widać mnóstwo rzeczy niemających z realizmem nic wspólnego. Tutaj pozdrowienia dla Black Ops, gdzie twórcy wyszli z założenia że jedyny celownik używany na całym świecie to...ACOG. Poza tym, poziom trudności spadł do skandalicznie niskich wartości i umrzeć we wspomnianym Black Ops chyba się nie da.

Oczywiście nie każdy stawia na realizm. Komputery są o tyle fajne, że potrafią wygenerować dowolne wirtualne światy. Sci‑fi, fantasy - co kto chce. Futurystyczne strzelaniny proponują nam zwykle zabawę w szaleńczym tempie, jetpacki i giwery o dziwnych kształtach. Super? No niezbyt. Po pierwsze, plecaki odrzutowe raczej nigdy nie powstaną, nie mówiąc o ich masowym użyciu. A nawet gdyby powstały, nie zmienia to głupoty konceptu. Takim urządzeniem nie da się sterować w sensownym zakresie. Natomiast futurystyczne spluwy wyglądają świetnie, zgoda. Może kiedyś będziemy strzelać plazmą, zgoda. Ale wątpię że w przyszłości znikną eksperci od ergonomii. Niektóre z widzianych w strzelankach spluw byłyby tak niewygodne do użytku, że ich produkcja masowa byłaby bezsensem. Tutaj muszę się też czepić serii Stalker (którą lubię za uniwersum). Przyjrzyjcie się dystansom potyczek. Karabin wyborowy pudłujący na 100 metrów? Pistolet który nie trafia celu z 10? Bohater ma zeza, czy co?

Oczywiście nie każdego obchodzi prawdopodobieństwo (nie mylić z realizmem per se) świata przedstawionego. Czasami nawet fajnie jest zrobić coś, co tylko wygląda. Nie zmienia to jednak faktu, że sama koncepcja strzelanin nie zmienia się ani o jotę.

Jest mapa. Mapa ma swoje granice. Na niej jakieś budynki i/lub tereny zielone i wrogowie. Gracz. Spluwy. Myszą/gałką pada obracasz obraz. Ile można? Po pewnym czasie ten schemat naprawdę zaczął mnie uwierać.

391359

Pamięta ktoś tytuł Tribes? Sieciowy shooter, podobnie jak masa innych (UT, CS, Kwak). I podobnie jak w innych (CS, patrzę na ciebie!) cała "zabawa" polega na skakaniu jak kangur i uczeniu się map piksel po pikselu, żeby coś osiągnąć w multi. Łaaaaaaaaaaał. Rzeczywiście, rywalizacja godna miana "e‑sportu".

391361

Tacticool

Chęć ambitniejszej rozgrywki dostrzeżono już dawno. Powstały takie tytuły jak Operation Flashpoint, trudniejsze i wymagające czegoś więcej od graczy. Tutaj niestety wychodzą ograniczenia współczesnej rozgrywki.

Weźmy wymienione Operation Flashpoint. Mamy w nim kbw SWD z koszernym celownikiem optycznym PSO‑1. Fajnie. Siatka celownika jest oddana bardzo dobrze, trzeba stosować dalekomierz. Fajnie! Ale czy gracz może:

1. Włączyć detektor IR obecny w tym celowniku? 2. Jak wyżej, ale podświetlenie krzyża? 3. Wysunąć osłonę przeciwsłoneczną z przodu? 4. Wyjąć/wymienić baterie? 5. Wyregulować celownik (te pokrętła na obudowach lunet nie są dla picu) 6. Wyczyścić lufę wyciorem na postoju? 7. Wyregulować bakę (poduszkę policzkową)?

Itd, itp. Powodzenia w operowaniu karabinem wyborowym bez tego wszystkiego.

Cała "taktyczność" opiera się na poszerzonej klawiszologii i większym poziomie trudności, czasami ukłonach w stronę realizmu. Tylko tyle.

So real!

No dobrze, ale jak ktoś lubi sobie postrzelać? Nie ma co ukrywać, to bardzo przyjemna rozrywka. I tutaj przechodzimy do owego komentarza. Jako dziwak/ramol/maniak/psychopata (skreślić co się komu podoba) wychodzą z założenia, że w tym wypadku rozrywka w realnym świecie jest i lepsza, i tańsza, i bardziej pożyteczna.

Pierwsza i najbardziej logiczna rzecz - strzelnica. Może w grach jest większy wybór giwer, ale gdzie zapach prochu? Między odrzutem w mięśniach a trzęsącym się celownikiem też jest różnica. Sportowa rywalizacja? Jak najbardziej jest. Wbrew pozorom, na długą metę nie jest to straszliwie drogie. Rabaty i karty stałego klienta istnieją, naprawdę. Za cenę premiery o akceptowalnej cenie (100 pln z górką) można puścić z biodra serię z AK do oporu. Gwarantuję, że zabawa jest o niebo lepsza. Sami pomyślcie - lepiej pochwalić się kumplom/kobiecie fragiem w CSa czy takim wyczynem?

Jestem jednak psychopatą i ludzkie cele najbardziej mnie kręcą. Na szczęście pomysłowość ludzka nie zna granic i właśnie po to powstały takie zabawy jak Paintball czy ASG. Naprawdę dobry sprzęt już przekracza koszt kolekcjonerki, ale też:

1) Jest realny w 3D bez okularów 2) Można z nim zrobić co się chce, nawet pomalować na różowo i nazwać 3) Jak się znudzi sprzedać komuś i kupić inne 4) Nie wywali do Windowsa 5) Sprzęt można wypożyczać od organizatora 6) Pełna dowolność w akcesoriach

Itd, itp.

Różnica między rozgrywkami "w realu" a grami jest taka jak między Forzą a prowadzeniem Ferrari własnoręcznie. Tylko że o ile kupno Ferrari jest niewyobrażalnie drogie a kiepska jazda kończy się fatalnie (w najlepszym razie uszkodzeniem auta), o tyle kiepskie fragowanie rywali powoduje najwyżej lekki wstyd a kosztów nie ma co porównywać.

W ogóle śmiem twierdzić, że zabawa na żywca wychodzi taniej. Dobry komputer + zestaw topowych strzelanin to minimum 2000 pln, a z czasem trzeba dokupywać kolejne podzespoły i/lub tytuły. Dla porównania AK Cymy znajomego (~ 500 pln) ma już szmat czasu i jedyne co trzeba dokupywać to amunicję tj. kulki kompozytowe (~30 pln/miech). A entry level jest jeszcze niżej - najprostsze shotguny to wydatek rzędu 60 pln, ochrona oczu nawet od 15 (okulary ochronne z klasą wytrzymałości F i odpowiednim zapasem tejże).

W dodatku jest to forma aktywności (zdrowie uber alles) i poznajemy ciekawych ludzi. Fani etapów z pojazdami też nie będą zwiedzeni - tam gdzie jest wpisowe, często pojawia się przynajmniej transporter opancerzony. Prawdziwy, nie wirtualny. Większość spotkań ma też fabułę (czasami zawiłą geopolitycznie). Świat jest niemal nieograniczony, miejsca potyczek dowolne - żyć nie umierać!

Waddaya say?

Nie mam zamiaru wyszydzać ludzi lubiących strzelaniny komputerowe czy namawiać kogokolwiek żeby biegł zaraz na strzelnicę. Nie mam nawet na celu ogólnej krytyki FPs‑ów per se! Przedstawiam tylko i wyłącznie moje zdanie, z którym można się zgodzić lub nie. Ja tak myślę i przerzuciłem się na rozgrywkę realną. Prawdę mówiąc, mam też wrażenie że wielu rzeczy nie zawarłem we wpisie, ale myślę że to już w Komentarzach :)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (34)