Czy dystrybucji jest za dużo?
Na początku chciałem się przywitać, ponieważ to mój pierwszy wpis na łamach dobreprogramy.pl, niejako zresztą w ramach testów tej platformy :)
Wracając do tematu...
... Ostatnio trafiłem na ciekawy wątek na forum ubuntu.pl, który zresztą uświadomił mi jak dawno tam mnie nie było i jak wiele w myśleniu użytkowników się zmieniło. Chodzi mi o wątek "Czy liczba dystrybucji Linuksa nie jest przeszkodą dla jego rozwoju? ", czyli jak w temacie.
Jestem zatwardziałym fanatykiem Open Source, więc dla mnie takie stwierdzenia jak powyższe są raczej niedorzeczne i śmiem twierdzić, że to właśnie mnogość dystrybucji wpływa stymulująco na rozwój Linuksa i jego różnorodność. W każdym razie z góry przepraszam za moją stronniczość, ale liczę na rzeczową dyskusję.
"Dystrybucji jest za dużo!". Ja powiem, że dystrybucji jest za mało. Przetestowałem ich wiele i powiem, że żadna nie spełnia moich wymagań. Oczywiście oprócz tej, która znajduje się na moim dysku, ale tę to ja akurat sam sobie utworzyłem, a nie jakiś Canonical, czy Red Hat. Ktoś to zresztą świetnie podsumował już na początku wspomnianego wątku - czy różnorodność modeli samochodów wpływa na rozwój motoryzacji negatywnie?
Od przybytku głowa nie boli
My Linuksiarze mamy jednak przewagę nad właścicielami samochodów. Możemy wejść sobie do salonu z Linuksami i testować każdy model do woli, a jeśli nam nie odpowiada to możemy skorzystać z wielu społecznych punktów napraw i tuningu. Oczywiście o tym, że w praktyce nasz garaż może być zajęty przez kilka ulubionych modeli, nawet nie wspominam. Rodzi się jednak pytanie: po co? Pytanie te zresztą należy do najgłupszych pytań zadawanych himalaistom i zawsze usłyszymy na nie jedną odpowiedź -bo mamy taką możliwość.
Mam na dysku obecnie cztery dystrybucje. Kubuntu, Chakra i na "wirtualu" - jeszcze raz Kubuntu i Arch. Można powiedzieć Burżuj. Co najśmieszniejsze prawie wszystkie systemy korzystają z tego samego KDE i takich samych ustawień pulpitu. Po prostu tak jest mi najwygodniej i dlatego że z kompa korzysta także moja dziewczyna, która dzięki temu zabiegowi nigdy nie wie z jakiej obecnie dystrybucji korzysta (łatwo się w gruncie rzeczy domyśleć po ikonce menu uruchamiania programów). Chodzi mi jednak o to, że ta liczba dystrybucji jest mi potrzebna do testów różnych rzeczy, które publikuję na moim portalu. Jednak najważniejszym powodem jest tu support dla innych.
Jestem dość aktywnym promotorem Linuksa i dzięki mnie znalazł się on już na wielu komputerach, głównie moich znajomych. Oczywiste jest, że na instalacji systemu się nie kończy bo potem jest jeszcze douczanie użytkownika, konfiguracja do jego specyficznych wymagań (nawet gdy przypomni sobie o tych wymaganiach miesiąc po instalacji) i przede wszystkim konserwacja, czyli utrzymanie świeżości systemu (tu nie chodzi o aktualizację, tu chodzi o zwiększanie jego możliwości).
Jak się domyślacie jest wiele systemów tak jak jest wielu użytkowników, którym Linuksa zainstalowałem. Mogłem pójść na łatwiznę i wszystkim instalować jeden system, tyle że nie wiem który, gdyż jak wspomniałem na początku nie mam ulubionego i nawet moje preferencje się często zmieniały. Osoby te, początkujący użytkownicy, korzystają cały czas z jednej dystrybucji właśnie dzięki temu, że nie pozwalam, aby miały z nią jakieś problemy. Sam sobie naważyłem tego piwa, ale dzięki temu więcej się uczę i poznaję, tak samo jak ci himalaiści poznają swoje możliwości wspinając się na K2. Oczywiście jest to jednak argument za standaryzacją, tylko po co? Czy wchodząc na Rysy staję się automatycznie himalaistą?
Standaryzacja
Dążenie do doskonalenia siebie to wolność jakiej nikomu odbierać nie wolno. Jeśli ktoś uważa, że inna osoba nie poradzi sobie z czymś co dla niego jest chlebem powszednim, to teraz wie dlaczego nikt tego Linuksa nie chce. Skoro proponujesz mi system dla idiotów, to uważasz mnie za idiotę. W większości osoby, którym proponujemy Linuksa to osoby, które zęby zjadły na instalacji cracków do gier i przeszukiwania internetu za kodami i kluczami. Takie osoby na swoim koncie mają już co najmniej kilkukrotną reinstalkę Windows. Czym dla nich różni się to do instalacji Linuksa. Partycjami. A ile osób potrafi podzielić sobie dysk na partycje w Windows, podczas instalacji systemu? W każdym razie większość takich osób nie miałaby żadnych problemów z konfiguracją Archa, jeśli ktoś by im pokazał pierwszy raz jak to się robi.
Oczywiście, że są także osoby, dla których Linux to czarna magia. Tylko, że dla większości z nich i Windows to raczej podróż w nieznane. Nie potrafią one zainstalować sobie systemu z Redmond (nie chodzi o Nintendo), nie wiedzą, gdzie szukać sterowników, nie wiedzą, że dysk trzeba defragmentować, że czyścić cache, nie.. w ogóle to wiedzą tyle, ile mają wiedzieć. Oczywiste jest, że dla większości tych osób, pan Informatyk, brat, syn, kolega-geek to zło konieczne. Ale każdy przypina sobie etykietę "Windowsa umiem!".
Niestety ale tak jest i z Linuksem. Im więcej komuś wytłumaczę, tym sam mniej później będę miał do roboty. Unitaryzacja systemu nie ma tu nic do rzeczy. Jakkolwiek byłby to łatwy system, to i tak potrzebowałby on zdobywania nowych wiadomości do nauczenia się jego obsługi, a tym samym jest trudniejszy od tego, którego obsługę już znamy, a który jest teoretycznie trudniejszy.
“Ubuntu is Debian’s arrow, Debian is Ubuntu’s bow.”
Powyższe słowa należą do jednego z czołowych działaczy społeczności Debiana od roku 1995r. To on wprowadzał Debiana w świat serwerów i to on promował w nim Apache (w końcu na serwerach zarobił miliony). Dekadę później stworzył nowy projekt o nazwie Ubuntu. Mark Shuttleworth nadal jest czynnym deweloperem Debiana. Twierdzi on dalej:
Więc Ubuntu jest drugą połową kompletnego ekosystemu Ubuntu-Debian. Debian silnie uzupełnia Ubuntu, Ubuntu może osiągnąć rzeczy, których Debian nie może (nie dlatego że jego deweloperzy są mniej zdolni, tylko dlatego, że jego instytucja wybrała inne priorytety) i odwrotnie. Debian dostarcza rzeczy, których Ubuntu nie może nie dlatego, że jego członkowie nie są w stanie, tylko dlatego, że wybrali inne priorytety jako instytucja.
Jaką więc dystrybucję można wybrać jako TĘ JEDYNĄ? Debian? Slackware? Red Hat? To w zasadzie trzy distra, które zawierają najwięcej indywidualnych rozwiązań. Powinny więc stanowić podstawę dla standaryzacji. Oczywiście można do tego zestawu dodać Ubuntu tylko po co? Skoro nic nowego w kwestii zróżnicowania oprogramowania nie wnosi ponad to co ma już Debian. Jak więc widzicie całe te bajki o standaryzacji można między bajki włożyć. Bo w zasadzie to standardów jest tylko kilka, a i Windows nie grzeszy pod tym względem jednolitością.
Wyróżnikiem dystrybucji jest jednak "droga jaką wybrała jako instytucja". Dotyczy to zwłaszcza planu wydawniczego i zestawu oprogramowania. I tu jest w zasadzie pies pogrzebany, bo niby jaki plan wybrać, aby był właściwy dla nas, jako użytkowników. Tzn. konia z rzędem temu kto w Ubuntu nie dodał nigdy repo z bardziej aktualnymi wersjami oprogramowania, ponad te które są objęte oficjalnym supportem. Jestem pewien, że na pytanie: "Czy chcesz aby Ubuntu był dystrybucją ciągłą?" 75% użytkowników wypięłoby się na dotychczasowy plan zastosowany przez Canonical. Dlaczego więc zabraniamy takich reform zastosowanych w forkach Ubuntu, skoro na tej samej zasadzie powstało samo Ubuntu jako fork Debiana.
Sam Mark zresztą twierdzi, że Ubuntu ma być sposobem pogodzenia świata komercji i Wolnego Oprogramowania. Jego plan wydawniczy jest dostosowany przede wszystkim do zapewnienia promocji oprogramowaniu, a nie użyteczności. Wystarczy spytać przeciętnego użytkownika, jaką mamy obecnie aktualną wersję Arch Linux, żeby zrozumieć ten system dystrybucji. Co pół roku Ubuntu świętuje swoje świeże wydanie ozdobione nowościami, które i tak już są w większości dystrybucji z ciągłym planem wydań od dawna. Nie jest to oczywiście wada Ubutnu, bo w ten sposób jego użytkownicy dowiadują się także o zmianach zachodzących w programach domyślnych. W przypadku Archa trzeba to robić na własną rękę. Użytkownik może więc na własną rękę wybrać, która z instytucji jest dla niego najwygodniejsza, ale nie może twierdzić, że będzie ona także dobra dla kogoś innego.
Czy tapeta jest ważna
Moja niedawna dyskusja z lucasem_ ma ogromne znaczenie. Nie odbieram oczywiście prawa NetrunnerowiOS do istnienia, jednak jeśli droga którą wybrali deweloperzy tego systemu jest właściwa dla mnie, to ja powinienem ją oceniać. To czy mi się podoba szata graficzna dystrybucji, czy zainstalowane za mnie programy to moja opinia. Nie wciskam więc komuś, że mu się Kubuntu musi podobać, bo jego deweloperzy wiele robią dla KDE, tylko dlatego, że z na tym systemie się lepiej znam i mogę ci w nim pomóc (tak samo jak Chakra, Debian, Arch i wiele innych, które znam dzięki tej różnorodności dystrybucji).
Na zakończenie tylko dodam, że gdyby nie istniała możliwość poprawiania dystrybucji przez jej forki to nigdy nie powstałoby prawdopodobnie Ubuntu, a my nadal używalibyśmy tylko jednego środowiska graficznego, czyli KDE. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że powyższy temat to rzeka dyskusji, dlatego czekam na wasze opinie.
Film zamieszczony powyżej to świetna seria "Everything is a remix". Kolejne odcinki pokazują jaki wpływ ma powstanie remiksów i adaptacji na rozwój w różnych dziedzinach naszego życia. Polecam.