Eksperyment Disneya i Sony: filmy w Sieci dostępne w tym samym czasie co w kinach
Gdy Steven Spielberg i George Lucas wspólnie przewidują zmierzchwielkich kin i wysokobudżetowego kina, Hollywood nie może takichdeklaracji przyjąć obojętnie. Za niezadowalające wyniki przychodów zfilmów obwinia się z jednej strony coraz więcej alternatywnych dlakina rozrywek, z drugiej napędzane staraniami internetowejspołeczności piractwo, którego skala, mimo działań tak prawnych jak ibiznesowych nie maleje. Z tym pierwszym menedżerowie filmowychproducentów za wiele zrobić nie mogą, z tym drugim, robią co mogą –w porównaniu do poprzedniej dekady wysiłki mające na celu walkę zpiractwem znacząco wzrosły, podobnie jak i kary dla osób, którychdziałania piractwo umożliwiają. A jednak to nie wystarcza: nawetpojawienie się w Sieci legalnie działających serwisów-wypożyczalni,udostępniających tysiące licencjonowanych przez wytwórnie filmowetytułów, nie sprawiło, że internauci przestali odwiedzać The PirateBay. Czy można zrobić coś więcej?Poszukując nowych modeli biznesowych na miarę internetowej epoki,dwa giganty kinematografii, Disney i Sony Pictures zrobiły właśnie krok bez precedensu, łamiący tradycyjny cykl życia filmów(przynajmniej tych wysokobudżetowych). Do tej pory nowy tytuł trafiałwpierw do sieci największych kin, kilka miesięcy później pojawiał sięna oficjalnych edycjach DVD i Blu-ray, potem trafiał do ramówkipłatnych kanałów telewizyjnych, wreszcie zaś kończył jako dodatek dopopularnych magazynów i pozycja w programie darmowych telewizji. [img=klaps_opener]Gdzie w tym wszystkim kanał internetowy? Te serwisy, które miałydobre relacje z dystrybutorami, były w stanie wprowadzić filmy doswojej oferty jakiś czas po premierze na nośnikach optycznych. Te,którym układów brakowało, musiały sobie radzić podobnie jak darmowetelewizje. W efekcie, tytuł który piraci byli w stanie wprowadzić doSieci zaraz po pojawieniu się oficjalnych wydań na Blu-rayu, legalniedziałające serwisy VoD mogły pokazać najwcześniej kilka tygodni, anawet kilka miesięcy później. W żywiącym się nowością Internecie tocała epoka – i to może tłumaczyć zarówno pogarszające sięwyniki sprzedaży nośników optycznych, jak i niższe niż sięspodziewano wyniki internetowych wypożyczalni. Wspomniani producenci swój eksperyment rozpoczęli w KoreiPołudniowej. Filmy, które jeszcze są grane w kinach, są udostępnianew internetowej wypożyczalni, jeszcze przed ich wydaniem na nośnikachoptycznych. Jako pierwsze do takiej internetowej dystrybucji trafiłyRalph Demolka, Django oraz Merida waleczna –a więc tytuły, które mogły liczyć na sporą oglądalność w kinach.Koreańscy widzowie mogą teraz wybierać, czy stanąć w kolejce do kasyi znosić jedzącą popcorn młodzież, czy też wspólnie z bliskimiobejrzeć na ekranie TV film udostępniany w Sieci, czy przez dostawcęsatelitarnego VoD. Co najistotniejsze, film taki nie jest jeszczewówczas dostępny od piratów, chyba że ktoś chce oglądać koszmarnejjakości kopie CAM.Wcześniej podobne próby skróceniaokienka między wydaniem kinowym a internetowym nie były dobrzeprzyjmowane przez sieci filmowe; gdy np. Disney spróbował skrócić jez 17 do 12 tygodni dla Alicji w Krainie Czarów TimaBurtona, by przyspieszyć wydanie na DVD, sieć kin Odeon zagroziłabojkotem filmu. To było jednak trzy lata temu, dziś już kinom możenie być tak łatwo. Inne wytwórnie na pewno przyglądają sięeksperymentowi Sony i Disneya: jeśli się powiedzie, to kto wie, czy wprzyszłości nie uznają Internetu za swój główny kanał wydawniczy?