Fochy i forki w odpowiedzi na plugawy język Linusa Torvaldsa – Linuksa może to tylko wzmocnić
Nie tylko Sarah Sharp uniosłasię honorem, odcinając się od okropnego, seksistowskiego ihomofobicznego środowiska deweloperów i opiekunów Linuksa. W śladza nią odszedł jeden z bardziej znanych programistów, któregoimię zostało powiązane z seksem oralnym i Microsoftem na wiekiwieków przez samego Linusa Torvaldsa. Matthew Garret stwierdził, żeidzie swoją drogą… i sforkował linuksowy kernel. Czy to początekwielkiej schizmy w świecie Linuksa, czy wręcz przeciwnie –otrząśnięcie się społeczności z frustratów?
07.10.2015 09:32
Trudno powiedzieć, by odejście Sary Sharp było wielką stratądla Linuksa. Wkład Garretta w rozwój opensource'owego systemu byłjednak znacznie większy – to jemu np. zawdzięczamy w dużymstopniu działanie linuksowych dystrybucji na komputerach z UEFISecure Boot. Dziś jest on m.in. członkiem rady dyrektorów FreeSoftware Foundation i członkiem Rady Technicznej Fundacji Linuksa,który z Linusem Torvaldsem ścierał się nie tylko na poziomieosobistym, ale też (a może przede wszystkim) w kwestiachprogramistycznych.
Nie do końca Garrettowi spodobała się reakcja społeczności naodejście pani Sharp, przyznał więc, że w tej społeczności takiedziałania niczego nie zmienią. Linus jest zadowolony z tego, jakijest, nikt linuksowego dyktatora nie obali. W tej atmosferzeutarczek, trudno zdaniem Garretta zająć się porządnie pracą nadkernelem, gdy większość uwagi mogą pochłonąć awantury onazewnictwo interfejsu, nie mówiąc już o osobistych wycieczkach –szczególnie tej, której nie może zapomnieć, z 2013 roku, gdylinuksowy dyktator dosłownie zmasakrowałpomysł Garretta na obsługę podpisów Microsoftu w samym jądrze,oskarżając go o uczestnictwo w konkursie związanym z fellatio.
Wielokrotnie obrażany, a znanyprzecież z walki o sprawiedliwośćspołeczną i poprawnośćpolityczną programista rezygnuje więc z pracy nad kernelem wnormalnym trybie. Na GitHubie sforkował Linuksa, dołączając doniego łatki wprowadzające zapożyczony z BSD interfejs securelevel– ten sam, którego Linus Torvalds tak bardzo nie cierpi. Wprzyszłości pojawić się tam mają łatki związane z zarządzaniemenergią, nad którą to kwestią Garrett pracował wcześniej.
O co chodzi z tym securelevel? Wteorii to mechanizm mający służyć jako ostatnia linia obrony wrazie przejęcia przez napastnika konta administratora,uniemożliwiając modyfikacje kodu i danych w określonych granicach.Systemy BSD korzystają z securelevel w m.in. implementacji swojegomechanizmu konteneryzacji jails – i sam mechanizm wydaje się miećsens np. w zastosowaniach hostingowych, ale dla Linusa, uważającegoprzecież deweloperów OpenBSD za bandę masturbujących sięmałp sprawa wygląda inaczej. W rzeczywistości, jeśliprześledzić historię tego pomysłu w Linuksie, wcale nie chodzi oirracjonalną niechęćLinusa Torvaldsa, ale o konflikt na poziomie filozofii systemu.
Garret już wielokrotnie bowiempróbował przeforsować swoje pomysły na proste zabezpieczanieLinuksa zamykaniem wszystkiego co się da, ale kłóci się z to zzałożeniem elastyczności – Linux ma dostarczać potężnych,choć może nieintuicyjnych narzędzi, podczas gdy BSD stawia nanarzędzia ograniczone, ale łatwe w użyciu. Słusznośćlinuksowego podejścia zweryfikował sam rynek – liczba serwerówBSD jest o rzędy wielkości mniejsza od serwerów linuksowych,właśnie dzięki temu, że każdy (nawet Microsoft) może Linuksanagiąć do swoich potrzeb. Jeśli zaś chodzi o bezpieczeństwo iblokowanie dostępu dla administratora, zamiast bawić się z BSDsecurelevels Garretta, lepiej sięgnąć po SELinuksa (chyba że ktośjest paranoikiem, i wierzy, że amerykańska NSA umieściła tamswoje furtki).
W ostateczności, wbrew panicznymtonom pobrzmiewającym w raportach niektórych serwisów, sforkowanieLinuksa niczym Linuksowi nie szkodzi. Nie pierwszy to bowiem fork inie ostatni, już wielu deweloperów robiło to, by poeksperymentowaćz rzeczami, które nigdy by się nie dostały do głównegorepozytorium kodu. Jeśli fork okazywał się przydatny i ciekawy,pozyskiwał innych programistów, z czasem nawet z takich projektówcoś wracało do podstawowego jądra.
Ostatecznie po dyskusjach w Sieciwidać jednak, że cała sytuacja wychodzi Linuksowi na dobre, imanagement by perkele,ten brutalny fiński styl zarządzania sprawdza się lepiej, niżmożna byłoby sądzić. A przecież nie jest lekko. Niech przykładembędzie sposób, wjaki ewidentne usterki techniczne w jądrze Linus wytknął jednemu zpracowników RedHata, próbującemu winę zrzucić na demona dźwięku.Określenia „total crap”, „fucking compliance tool”, „notcompetent”, „horribly wrong” – tego z Internetu wymazać sięnie da. Czy jednak gdyby Linus był miły i sympatyczny dlawszystkich, wysławiając się niczym korporacyjny prawnik, czywówczas Linux w ogóle by działał?