G2 mini, czyli nerwówka z awariami i Media Expertem
W poprzednim wpisie przelałem na papier moje spostrzeżenia na temat LG G2 mini. W tym chciałem opisać jak przebiegała naprawa telefonu i jakie ciekawostki mogą szykować sprzedawcy, gdy oddaje się towar na mocy nowych przepisów, a konkretniej rękojmi.
Pomimo, że od zakupu upłynął niecały miesiąc, korzystam już z trzeciego egzemplarza G2 mini. Jak już wspomniałem w poprzednim wpisie, pierwszy zepsuł się już kolejnego dnia po zakupie, a konkretniej przestał działać akcelerometr. Udałem się do sklepu gdzie nabyłem towar i po dłuższej chwili sprawdzania towar został wymieniony na nowy- sprzedawca poszedł mi na rękę i załatwiliśmy to nieoficjalnie. Sprawdziłem nowy telefon, wszystko działało, więc mogłem się cieszyć nowym nabytkiem. Niestety moja radość nie trwała nawet tygodnia, bo po czterech dniach telefon zaczął żyć własnym życiem. A mianowicie sam powiększał wyświetlany obraz, włączał aplikacje z dolnego paska zadań, blokował telefon przy próbie odblokowania, a na koniec przestał działać panel dotykowy. Uzbrojony w pismo z opisem usterki i żądaniem wymiany towaru na nowy, lub odstąpienia od umowy, udałem się do sklepu. Jako że nowe przepisy obowiązują od niedawna i expedientka nie bardzo się w tym orientowała chwile to potrwało, ale po konsultacjach z centralą, towar został przyjęty na warunkach rękojmi i miałem czekać na kontakt.
Odbiór towaru i kolejne nerwy
W piątek wieczorem dostałem wiadomość, że telefon jest gotowy do odbioru. Zadowolony, że w końcu będę miał telefon w sobotni poranek udałem się po odbiór. Pracownik znalazł przesyłkę i od razu wręcza mi opinię serwisu, gdzie znalazłem taka lakoniczną formułkę
„Uszkodzona płyta główna. Usterka nie powstała z winy klienta ”
i dokument potwierdzający odbiór towaru, nawet bez możliwości obejrzenia telefonu. Poprosiłem o chwile cierpliwości, na obejrzenie telefonu. Po tej notce z serwisu spodziewałem się wymiany płyty głównej, więc chciałem zobaczyć w jakim stanie serwis oddał mi telefon, na co pracownik z lekka się skwasił. Jakie było moje zdziwienie, gdy telefon jak pojechał niesprawny, taki też wrócił. Doprowadzony do wściekłości zażądałem odstąpienia od umowy, jako iż w tym momencie telefon byłby odsyłany po raz kolejny w celu dokonania naprawy. Jako postawę prawną zacytowałem artykuł 560 KC
„Jeżeli rzecz była już wcześniej naprawiana lub wymieniana sprzedawca nie może odmówić konsumentowi uznania oświadczenia o odstąpieniu lub obniżeniu ceny i ponownie rzecz naprawiać lub wymieniać. W takiej sytuacji zobowiązany jest do zwrotu części (obniżenie ceny) lub całości pieniędzy (odstąpienie od umowy). Uprawnienie do odstąpienia od umowy nie występuje tylko w przypadku, gdy wada rzeczy jest nieistotna (bagatelna).”
Oczywiście w sobotę nic nie dało się załatwić, bo kierownika nie było i się nie orientował w temacie, tak jak sprzedawcy, więc sprawa utknęła do poniedziałku.
Poniedziałek, czyli przepychanek ciąg dalszy
Pierwsze starcie było z pracownikiem, który w sobotę wydawał mi telefon. Po wręczeniu mu pisma z żądaniem odstąpienia od umowy( na mocy art. 560 kc) „Jeżeli rzecz była już wcześniej naprawiana lub wymieniana sprzedawca nie może odmówić konsumentowi uznania oświadczenia o odstąpieniu lub obniżeniu ceny i ponownie rzecz naprawiać lub wymieniać. W takiej sytuacji zobowiązany jest do zwrotu części (obniżenie ceny) lub całości pieniędzy (odstąpienie od umowy)” , stwierdził że koleżanka się tym zajmuje i lepiej w tym orientuje. Koleżanka przybyła i zaczęły się telefony do serwisu, konsultacje z centralą i kierownikiem… po jakichś 30 minutach stanęło na tym, że świstek z serwisu, to tylko ekspertyza dla sklepu( jakby nie mogli tego czytelniej napisać, a nie w taki sposób, że nie wiadomo jak to interpretować) i mam podjąć decyzje, czy odsyłamy telefon do serwisu, czy biorę nowy. Oczywiście wybrałem druga opcję. Moje pismo zostało odrzucone, ze względu, że była to pierwsza wymiana/naprawa tego telefonu i nie mam podstaw prawnych, żeby domagać się rozwiązania umowy. Najlepsze były argumenty pana który się nie orientował.
„ Wie pan, ja czytałem te nowe prawa i ta wymiana towaru dotyczy tylko towarów zakupionych przez Internet i tylko wtedy liczy się rękojmia i 14 dni na oddanie towaru. W sklepie stacjonarnym to nie obowiązuje, a wymieniliśmy panu towar, bo minęło 14 dni. Jakby minęło 15 to tylko naprawa gwarancyjna by wchodziła w grę. My się tym zajmujemy, więc się w tym orientujemy”
Zmieszał mnie trochę więc, nie mając podstaw prawnych i nie chcąc się dalej użerać postanowiłem zasięgnąć rady u Rzecznika Praw Konsumenta. Miła pani wyjaśniła mi moje wątpliwości, że te prawa tyczą się zarówno sklepu internetowego, jak i stacjonarnego. Jedyna różnica, to 14 dni na zwrot bez podania przyczyny, przy zakupie towaru przez Internet.
Podsumowanie
Może ten wpis nie jest jakiś odkrywczy, ale postanowiłem ukazać niekompetencje pracowników Media Expert i to jak kłamią w żywe oczy, byle tylko spławić klienta który przychodzi z roszczeniami. Oczywiście nie dostałem żadnego papierka, że towar został mi wymieniony na nowy, bo nie mają czegoś takiego, to jest w ich wewnętrznym systemie i jest tylko dla nich. Kierownik tez się w tym nie orientował i początkowo próbował mi wmówić, że nie mam prawa do odstąpienia od umowy, jak ten egzemplarz ulegnie awarii. Natomiast jak wspomniałem o pani rzecznik, to zaśmiał się szyderczo i stwierdził, że skoro tak jest w przepisach, to jest, ale sam musi się dowiedzieć co i jak. Natomiast osoby które obsługują reklamacje nie mogą się nie orientować do końca o co w tym chodzi… Tylko pogratulować podejścia do klienta- jak wydajesz ciężko zarobione pieniądze to jesteś ok , a jak chcesz walczyć o swoje, to jesteś największym wrogiem. Jeszcze centrala ME stanęła na wysokości i przysłała listowne przeprosiny i wyjaśnienia całej sprawy (zakręcili jak świński ogonek - raz piszą, że koszt wymiany byłby niewspółmiernie wysoki do mych żądań, więc wymieniają mi płytę główną, a 3 akapity później, że towar wymienili na nowy z salonu i sprawa jest zakończona) , oraz swoje stanowisko. Przynajmniej coś… W skrócie nie mogę polecić, z czystym sumieniem, tego modelu telefonu nikomu. Może moje przygody przydadzą się komuś żeby wiedzieć jak postępować w przypadku dochodzenia swych praw.
Smaczki całej tej sytuacji
Zanim oddałem telefon, porozmawiałem z panem, który mi go sprzedał i oto co ciekawego usłyszałem
„Dziwne, że kolejny telefon się panu zepsuł. Od świąt sprzedałem ich ze 100 i żaden nie wrócił do nas. Mało tego, powiem panu, że ten co pan wcześniej oddał też sprzedałem i tez nie wrócił…”
Ciekawe ile osób użytkowało mój obecny egzemplarz?
I taka oto fotka zrobiona z miejsca rozpatrywania reklamacji… nie dość że człowiek zły na zepsuty sprzęt, to jeszcze dodatkowo podnoszą ciśnienie taką ofertą, jakby człowiek mało się nasłuchał jej w radiu, TV i necie…