Internet dla zarejestrowanych, czyli z ustawą antyterrorystyczną na wakacjach
Nie spodziewałem się, że wyjeżdżając na typowy, rodzinnyurlop nad piękne polskie morze, będę miał okazję poczuć trudyżycia terrorysty. A jednak – pozostające do tej pory interesującąabstrakcją polityczną zapisy nowej ustawy antyterrorystycznejdotknęły bezpośrednio tak mnie, jak i pewnie tysiące innychurlopowiczów. Zaczęło się od próby włączenia sobie zwykłegointernetowego radia.
Dzisiaj w erze wszechobecnego internetu mobilnego(tak przynajmniej można sądzić z reklam operatorów) może sięwydawać, że wszelkie ograniczenia w korzystaniu z Sieci nawakacjach gdzieś prysły. Może nie pooglądamy sobie serialu zNetfliksa w 1080p jak w domu, ale dzięki dobrodziejstwom kodeka HEVCoglądaniew 480p nie obciąży zbytnio kieszeni. Przekonanym, że nawakacjach są lepsze rzeczy do roboty niż oglądanie seriali mogępowiedzieć tylko, że po całym dniu na plaży z 33-kilowym, rocznymowczarkiem, to wieczorem człowiek chce już tylko zalec w łóżku –i z drinkiem w dłoni coś sobie pooglądać, albo posłuchaćchociaż muzyki.
Trafiłem do zachodniopomorskiego: są tam takiemiejscowości jak Pobierowo czy Pogorzelica, może trochę„turystowo”, ale cóż z tego – jest tanio, czysto, a jaktrochę pochodzić, to i znajdzie się kompletnie odludne plaże. Wtakich miejscach internet mobilny, jak możecie się domyślać, niewygląda tak spektakularnie, jak w centrach dużych miast. Zapewnenie opłaca się inwestować nadmiernie w infrastrukturę, którabędzie wykorzystywana przez kilka miesięcy w roku. Pomóc mogłobyprzeniesienie stacji bazowych w chmurę, nad którym pracuje m.in.Nokia (o czym dowiedzieliśmy się na ostatnimHotZlocie), ale póki co jest jak jest. Przyzwyczajeni do LTE wsmartfonie nagle odkrywamy, jak to fajnie pić zupę przez słomkę,czyli korzystać z EDGE/GPRS.
W Pobierowie okazało się, że moja słomka jestjednak wyjątkowo cienka, tak cienka, że nawet na proste internetoweradio 128 kb/s nie ma co liczyć. Jak żyć? Nie po to wiozłem zesobą głośniki Bluetooth, by mieć ciszę w domku, nie móc puścićpsu choćby śpiewu ptaszków do snu. Problem w tym, że w miejscu,gdzie byłem, T-Mobile, z którego usług wciąż korzystam, miałozasięg raczej symboliczny, sieć 3G łapana tylko w jednym miejscudomku na poddaszu.
W takich sytuacjach problem rozwiązywało siębardzo prosto – poszukać innej sieci o lepszym zasięgu, kupićstarter, włożyć drugą kartę SIM do telefonu (podziękujmy Chinomza popularyzację dual-SIM), potem tylko ustawienia ruchu sieciowego,tethering – i oto własny, niedrogi punkt dostępowy na wakacje.Najlepszy zasięg oferowała w Pobierowie sieć Plusa/Playa (takprzynajmniej wynikało z osiągów służbowego telefonu żony, któryniestety jako korporacyjna własność miał poblokowane to i owo).
Niestety szybko zaczęły się schody. Pierwszy zbrzegu sklep ze wszystkim, czego turysta może potrzebować… niemiał żadnych starterów. Drugi? Też nie. Trzeci? Nic. Wszystkiestartery wykupili na wakacjach? Wsiadłem w auto i pojechałem domiejscowości obok, z supermarketem, salonikiem prasowym… sukces!Udało się kupić starter Play, 30 GB ruchu sieciowego dowykorzystania za chyba 19 zł, czego człowiek może chcieć więcej?Wydłubanie karty nano-SIM, wydłubanie tacki, wciśnięciewszystkiego na miejsce, restart smartfonu – i nic. Głucho.
No tak, karta startera nie jest zarejestrowana, więcnie jest aktywna. Nie jest aktywna, by nie skorzystał z niej jakiśterrorysta. Celem zarejestrowania miałbym się stawić z dowodemosobistym w salonie Play, lub u partnera, tj. w Filii UrzęduPocztowego. Filię znalazłem, ale zamknięta. Najbliższy salonPlay – godzinę drogi stąd autem, w niejakich Gryficach. Od razupoczułem się bezpieczniej na myśl, że agent Państwa Islamskiegobędzie miał tyle trudności, by w naszym kraju-twierdzy zadzwonićpo instrukcje do domu. Moja niemożność posłuchania internetowegoradia jest małą ceną za to bezpieczeństwo, nieprawdaż?
Wtedy też przyszedł mi do głowy pomysł zbadania,co o tym wszystkim sądzą i miejscowi, i turyści. Nie, to nie byłożadne rzetelne badanie, z naukową metodyką i narzędziami. Poprostu rozmawiałem z ludźmi, właścicielami i sprzedawcami wsklepikach. Dobrze nie mieć fobii społecznych :).
W samym Pobierowie z pięć punktów oferowałowcześniej startery telekomów. Po 25 lipca, gdy w życie wszedłobowiązek rejestrowania wszystkich nowych kart, ze sprzedażywycofały się w ciągu tygodnia cztery. Do końca sierpnia wytrwałjeden, ale jak powiedział mi jego właściciel, on też ma dość,bo same tylko kłopoty. Rozeźleni turyści, którzy kupili starteryi odkryli, że nie działają – to tylko kłótnie i zwrotypieniędzy, zarobek żaden. Ta jedna pani, która sprzedawała wciążstartery w miejscowości opodal, przyznała, że codziennieprzychodzą z pretensjami, ale to franczyzowy salonik prasowy i mataki towar, jaki ma, decyzji o wycofaniu starterów jeszcze nie było.
A jednak swoje internetowe radio miałem. Jak tozrobiłem? No cóż, uzyskałem dostęp do Sieci metodami, którewraz z nowelizacją ustawy antyterrorystycznej pewnie też zostanąwzięte pod lupę. Kilkadziesiąt metrów dalej od domku był jakiśotwarty hotspot dla gości. Poblokowane wszystko, co się dało, otmożna było skorzystać z Google, Facebooka i kilku innych serwisów– dobre jednak i to.
Skorzystałem z chińskiego komputerka Geekbox,tego kiedyś testowałem na łamach dobrychprogramów i który do tejpory darzę sympatią. Działa na nim Ubuntu 14.04 LTS, oferującepełny stos sieciowy i wszystkie niezbędne narzędzia zarządzające.Po podłączeniu dodatkowego modułu USB Wi-Fi i pół godzinydłubania w dokumentacji, zrobiłem z niego całkiem dobrzedziałający repeater Wi-Fi (gdyby ktoś był zainteresowany, jak tozrobić krok po kroku to mogę poświęcić temu kolejny tekst).Ustawiony na dworze, zasilany z powerbanku 10000 mAh, działałkilkanaście godzin non-stop, zapewniając zasięg Wi-Fi w miejscu, wktórym mieszkałem. Zapytacie pewnie, skąd go miałem ze sobą nawakacjach? Otóż wziąłem go w podróż, by robił za HTPC, bodomku był telewizor.
Oczywiście internetowe radio jeszcze nie grało.Spróbowałem jednak z Torem – i faktycznie dało radę. Natablecie NVIDIA Shield uruchomiłem androidowego klienta Tora(Orbot). Jeśli mamy roota w systemie, możemy uruchomić go w trybie„torify apps”. Tworzy to wirtualną sieć prywatną dlawszystkich aplikacji na urządzeniu, ruch w przezroczysty dlaaplikacji sposób przekierowywany. Dowolna prosta aplikacja radiowa,nie rozumiejąca ustawień proxy/socks, w ten sposób skorzysta zdobrodziejstw cebulowego routera. Tor bez problemu zapewniłnielimitowany (a przy tym bezpieczny) dostęp do Sieci przez otwartyhotspot. Potem tylko spięcie głośników z tabletem po BluetoothAudio i pies szczęśliwy, bo posłucha przed snem śpiewu ptaków.Rozwiązanie może nie było za szybkie, na streaming wideo niepozwalało, ale działało, na muzykę wystarczyło. Pozostaje miećnadzieję, że wojownicy Państwa Islamskiego nie będą potrafilikonfigurować repeaterów Wi-Fi – bo gdyby potrafili, tofaktycznie, mogłoby być strasznie.
Jak widać, ustawa antyterrorystyczna już przyniosłapierwsze dobre efekty: zmusiła mnie do przypomnienia sobie kilkulinuksowych sztuczek z siecią, pozwoliła też napisać tegopowakacyjnego bloga. Po stronie plusów to jednak mało, gdyuzmysłowimy sobie, że zarazem zepsuła biznes telekomom, anormalnym użytkownikom, którzy chcieli skorzystać z Internetu nawakacjach, srodze pokrzyżowała plany. Nie mamy póki co chybajeszcze żadnych oficjalnych danych o wynikach sprzedaży starterówpo 25 lipca br., ale chyba nie będą za ciekawe.
Pozostaje liczyć na Google – może wyśle do naskiedyś swoje balony ProjektuLoon, które bez rejestracji dostarczać mają Internet ludziom wdzikich zakątkach świata.