Kto ma prawa do śpiewu ptaków?
Wygląda na to, że w dziedzinie ochrony praw autorskich granica absurdu może być przesuwana w nieskończoność.
27.02.2012 23:25
Jak może niektórzy Czytelnicy pamiętają, w listopadzie 2009 roku jeden z użytkowników YouTube umieścił filmik zawierający zdjęcie Johna Cage'a oraz jego utwór 4'33. Niespełna rok później dźwięk z filmiku został usunięty na żądanie Warner Music Group. Nie byłoby to może dziwne, gdyby nie fakt, że utwór 4'33 (tutaj grany przez orkiestrę) składa się z samych pauz, czyli są to ponad 4 minuty ciszy. W ten sposób prawo do ciszy nabrało nowego znaczenia. Zdarzały się też inne przypadki, np. usuwanie filmików, na których nagrało się przypadkowo radio, co akurat jeszcze jakoś da się zrozumieć, czy mniej zrozumiałe, jak usuwanie utworów należących do domeny publicznej. Granice absurdu są jednak ciągle przekraczane, o czym przekonał się użytkownik eeplox na YouTube.
Użytkownik ten nagrywa filmy przyrodnicze w różnych odległych, dzikich miejscach, mało jest więc prawdopodobne, aby przypadkiem nagrał jakiś odbiornik radiowy. Nie dodaje też ścieżek dźwiękowych. Niestety wszystko na nic. Przy uploadzie jednego z filmów otrzymał komunikat, że dźwięk z filmu narusza prawa firmy Rumblefish i w związku z tym wraz z filmem będą wyświetlane reklamy a dochód z nich trafi do Rumblefish. eeplox zgłosił protest, lecz Rumblefish odpowiedział, że sprawdził filmik i że prawa należą do niego. Dopiero gdy eeplox nagłośnił sprawę, firma Rumblefish przeprosiła i wycofała swoje roszczenia. Filmik można już normalnie oglądać.
Wydaje się oczywiste, że nikt z Rumblefisha nie sprawdził, co tak właściwie jest na filmiku eeploxa i chciano odrzucić skargę mając jedynie wynik z systemu weryfikacyjnego YouTube, który w odgłosach ptaków jest w stanie się doszukać materiału objętego prawami autorskimi. Ciekawe jak sprawa zakończyłaby się, gdyby nie została nagłośniona.