Kupno używanego laptopa — praktyczne wskazówki
Ceny nowych laptopów nie są dziś zbyt duże. Ale czy za 500‑1000 złotych można kupić coś, co będzie potrafiło płynnie odtworzyć chociaż film HD? Istnieje bardzo duża szansa, że uda nam się prędzej czy później trafić na zadowalający sprzęt.
Jeśli uważnie obserwujemy rynek, możemy trafić na bardzo dobrą okazję. Ofert możemy szukać zarówno na naszym lokalnym targowisku miejskim jak i w Internecie. Powinniśmy za to wystrzegać się produktów opartych na platformie AMD. O ile GPU stoją na porównywalnym poziomie do ich zielonego konkurenta, to mobilne procesory są niestety wydajnościową katastrofą. Powinniśmy raczej szukać produktów opartych na platformie Intela. Jeśli będziemy mieli szczęście, możemy trafić na dobrego laptopa z i3 lub i5 na pokładzie kosztującego mniej niż 1000 złotych. Natomiast nowy notebook z podobnymi bebechami będzie na pewno kosztował powyżej 2000 złotych.
Jednakże nie wszystko musi być tak piękne. Szczególnie, jeśli okazja jest zbyt doskonała. Gdy widzisz urządzenie z i7, 4GB RAM i dość dobrą grafiką za 350 od razu powinna ci się zapalić czerwona lampka – coś to wszystko za tanie. Gdy jednak „napalimy” się na daną okazję, to możemy nie zauważyć fundamentalnych wad danego egzemplarza.
W niniejszym artykule powiem o tym, na co moim zdaniem warto zwrócić uwagę przy zakupie używanego sprzętu. W końcu, nawet jeśli wydajemy niewielką sumę rzędu 300 czy 400 złotych to szkoda, żeby były to pieniądze wyrzucone w błoto.
Obudowa – ogólne spojrzenie
Obudowa – często nie zwracamy zbyt dużej uwagi na ten element. To jest duży błąd, gdyż stan obudowy laptopa pozwala dość dobrze ocenić ogólny stan urządzenia. Powinniśmy zwracać dużą uwagę na wszelkie pęknięcia. Każde widoczne uszkodzenie plastiku może sugerować, że oglądane przez nas urządzenie miało niefortunny kontakt z ziemią.
Zarysowania są mniej niepokojące. Mogły powstać z bardzo błahego powodu, np.: ktoś odrabiając pracę domową nieostrożnie posługiwał się cyrklem i jego ostrą końcówką przejechał po obudowie ?. Nie mniej także i one potrafią nam wiele powiedzieć o tym, jak laptop był traktowany. Jeśli obudowa jest zachowana w dobrym stanie, bez żadnych pęknięć, z niewielką ilością/bez rys, to notebook może nam jeszcze długo posłużyć.
Gdyby sprzedający zaprzeczał, że urządzenie było wcześniej rozbierane, powinniśmy zwrócić uwagę na główki śrubek, którymi skręcony jest laptop. Jak nie są one porysowane, to możemy uznać że urządzenie nie było wcześniej rozbierane. Gorzej, jeśli ktoś nieumiejętnie/bez użycia odpowiedniego śrubokręta już rozkręcał laptopa. Gdy śrubki są zniszczone, możemy sami mieć problem z rozłożeniem urządzenia na czynniki pierwsze bez używania zaawansowanych metod.
Jeśli kupujemy urządzenie z tradycyjnym BIOS, powinniśmy zwrócić uwagę na naklejkę z kluczem produktu systemu Windows. Gdy nie jest ona zniszczona, to możemy to potraktować za kolejny plus rozważanego urządzenia. Będziemy mogli zainstalować legalny system operacyjny, który się bez problemu aktywuje. Gorzej, jeśli COA (Certificate of Authority) jest w złym stanie i nie potrafimy odczytać zapisanego na nim klucza produktu. W takim wypadku powinniśmy spytać sprzedawcę, czy na laptopie istnieje jeszcze partycja recovery (co jest raczej wątpliwe) lub czy aktualnie zainstalowana jest legalna i aktywowana wersja systemu Windows. W takim wypadku możemy za pomocą różnych programów odczytać klucz produktu i użyć go, gdybyśmy chcieli zainstalować od nowa system operacyjny.
Jeśli urządzenie wyposażone jest w UEFI, nie ma żadnego problemu. Odpowiedni klucz produktu zapisany jest w pamięci wewnętrznej urządzenia i żadne dodatkowe czynności nie są wymagane, aby posiadać legalny system operacyjny.
Obudowa – otwieramy klapę laptopa
Po ogólnej ocenie stanu obudowy powinniśmy podnieść klapę laptopa i ponownie mu się przyjrzeć. W tym miejscu radziłbym zwrócić szczególną uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, sprawdźmy, czy klapa urządzenia porusza się swobodnie i nie stawia oporu przy zamykaniu/otwieraniu. Jeśli tak nie jest, oznacza to, że zawiasy łączące ekran z resztą laptopa są już u kresu swojego żywota i w niedalekiej przyszłości będzie trzeba je wymienić. W przeciwnym wypadku zostaniemy z notebookiem, który będzie rozłożony raz na zawsze.
Warto zwrócić uwagę na klawiaturę. Gdy wszystkie klawisze są na swoich miejscach to w porządku. Jeśli nie umiemy pisać bez patrzenia na klawiaturę, powinniśmy także ocenić wytarcie się napisów na poszczególnych klawiszach. Gdy klawisze są powycierane, możemy podjąć próbę zbicia ceny urządzenia (chyba, że sprzedawca wspominał o tym jako o wadzie urządzenia). Taka wada może co niektórym utrudnić w miarę sprawne pisanie na komputerze. Dla innych będzie to błahostka, którą nie warto sobie zawracać głowy.
Uruchamiamy urządzenie
Pora przeprowadzić próbne uruchomienie naszego kandydata do kupna. Tuż po uruchomieniu systemu warto uruchomić jakiś edytor tekstu i sprawdzić działanie klawiatury. Powinniśmy przy każdym klawiszu ocenić, czy jego skok jest poprawny oraz czy sam klawisz poprawnie działa. Klawiatury do laptopów są dość drogie. Oczywiście możemy na rynku wtórnym trafić na perełkę kosztującą zaledwie kilkanaście złotych, ale często taka „perełka” jest trudna do złowienia. Natomiast laptop z zewnętrzną klawiaturą to już tak naprawdę komputer stacjonarny, który traci znaczą część swojej funkcjonalności. Nowe klawiatury w sklepie lub serwisie potrafią kosztować blisko 100 złotych. Warto mieć ten element na uwadze.
Warto sprawdzić działanie touchpada. Ten podzespół raczej się nie psuje, ale w niektórych modelach laptopów taśma łącząca omawiany element z płytą główną jest tak niefortunnie umieszczona, że łatwo ją uszkodzić podczas rozbierania laptopa. Należy więc wziąć pod uwagę, że poprzedni właściciel mógł „niefortunnie” skrzywdzić nasz kabelek co może się zakończyć wydatkiem kilkudziesięciu złotych w serwisie.
Po przetestowaniu klawiatury warto poruszać trochę klapą notebooka. Dlaczego? Otóż w laptopach bardzo często psuje się taśma łącząca płytę główną z ekranem. Takie kable przystosowane są zwykle do około 4‑5 lat bezawaryjnej pracy. Po pewnym czasie musi wystąpić efekt tzw. „zmęczenia materiału” co powoduje uszkodzenie takiej taśmy. Objawami takiego stanu rzeczy mogą być różne poziome i pionowe paski na monitorze, które są różnych kolorów. Na ekranie mogą pojawiać się różne artefakty, które znikają jeśli odpowiednio będziemy ruszali klapą. Nie powiem, że to uniemożliwia pracę na komputerze, ale z pewnością czyni ją bardzo uciążliwą i denerwującą. Koszt takiej taśmy jest niewielki – rzędu kilkunastu złotych. Problemem jest jej dostępność. Zwykle każdy laptop (nawet z podobnej serii) ma inny wymiar tej tasiemki, która jest albo węższa albo szersza, albo cieńsza, albo grubsza niż ta w naszym. O ile problemu z dostępnością nie ma przy najpopularniejszych modelach laptopów, to możemy mieć problem jeśli taka wada występuje w jakimś rzadko spotykanym modelu. Wtedy możemy zdać się jedynie na łaskę Boga, który być może podpowie nam, gdzie można kupić taki element :).
To jeszcze nie koniec naszego sprawdzania ekranu. Powinniśmy zwrócić uwagę na to, czy u naszego kandydata nie występują tzw. martwe piksele. Cóż to takiego jest? Otóż najprościej mówiąc, każdy ekran składa się z dużej ilości malutkich diód LED, które nazywane są pikselami. W ekranach LCD każdy piksel zawiera 3 subpiksele, odpowiadające poszczególnym kolorom bazowym: czerwonemu, zielonemu i niebieskiemu. Taka dioda oczywiście nie jest nieśmiertelna. W końcu ulega wypaleniu. Taki uszkodzony punkt może być widoczny gołym okiem jako:
- Ciągle świecący lub nie świecący w ogóle fragment ekranu (piksel wraz ze wszystkimi subpikselami jest uszkodzony)
- Piksel świecący na nieprawidłowy kolor (uszkodzony jest jeden z subpikseli) Jeśli kupowalibyśmy nowe urządzenie, to obecność już kilku martwych pikseli kwalifikuje matrycę do wymiany gwarancyjnej. Jednakże gdy kupujemy urządzenie używane, taką naprawę musielibyśmy sfinansować z własnej kieszeni. Sprzedawca natomiast na pewno nie będzie wspominał o wadzie, którą niedoświadczony użytkownik może zauważyć dopiero po kilku dniach obcowania z nowym urządzeniem.
Obecność Bad pikseli możemy sprawdzić za pomocą różnych programów. Jednym z najprostszych jest Dead Pixel Tester. Jego zasada działania jest prosta: wypełnia ekran kolejno kolorami czerwonym, zielonym i niebieskim. Jeśli nie wypatrzymy jakiś anomalii podczas testowania możemy uznać, że ekran nie zawiera żadnych wad.
Gniazda I/O
Porty wejścia/wyjścia to kolejny ważny element, na który powinniśmy zwrócić uwagę. Przy kupnie laptopa powinniśmy zdobyć 100% wiedzę na temat tego, które gniazda działają a które są już rozrobione. Najłatwiej możemy sprawdzić porty USB. Po prostu do każdego z nich możemy włożyć naszego pendrive’a i sprawdzać, czy został poprawnie wykryty przez system operacyjny. Przy dobrym gnieździe wkładanie jakiegoś urządzenia do portu powinno stawiać niewielki opór. Jeśli tak nie jest, może to oznaczać że port był często używany i jest już rozrobiony. Może to skutkować tym, że w przyszłości może po prostu przestać łączyć.
Trudniej sprawdzić działanie portu HDMI. W warunkach targowych nie przyniesiemy przecież własnego telewizora aby sprawdzić, czy ten port działa poprawnie … Tu swój osąd musimy oprzeć na stanie portu i ewentualnie tym, jak dobrze „siedzi” w nim włożona przez nas wtyczka.
Porty mini-jack są również łatwe do sprawdzenia. Wymagają oczywiście dodatkowego osprzętu – musimy mieć ze sobą własne słuchawki. Wtedy podłączamy po prostu słuchawki do laptopa i sprawdzamy, czy działają poprawnie.
Teraz skup się. Powinniśmy zwrócić szczególną uwagę (jest to bardzo ważne!) na port ładowania. Jest to jedna z (w mojej autopsji) najczęściej psujących się rzeczy w laptopach. Jeśli gniazdko ładowania nam nie łączy poprawnie, skutecznie może uniemożliwić korzystanie z notebooka. Gniazdko ładowania może nie jest drogie, ale jego wymiana dla niedoświadczonego w lutowaniu użytkownika może się źle skończyć dla naprawianego urządzenia. Natomiast taka usługa w serwisie to koszt przynajmniej kilkudziesięciu złotych.
Poprawność działania komponentów bazowych
Jeśli nie wykryliśmy do tej pory u naszego kandydata żadnych wad, możemy przejść do sprawdzenia stanu poszczególnych komponentów. Cóż nam po laptopie, w którym, na przykład, dysk twardy odmówi współpracy kilka dni po zakupie? No właśnie. Aby zorientować się w tym temacie, powinniśmy przygotować sobie pendrive’a z wersjami portable kilku programów. Najważniejszym z nich jest CrystalDiskInfo. Dzięki niemu możemy bardzo szybko sprawdzić stan dysku twardego, odczytując raport SMART. Interfejs aplikacji jest bardzo prosty i każdy bez problemu odczyta potrzebne mu informacje.
Raport SMART – jak szybko ocenić stan dysku twardego?
Na zrzucie ekranu powyżej widzimy przykładowy raport SMART. Jeśli planujemy kupić notebooka z takim dyskiem, powinniśmy od razu próbować zbić cenę co najmniej o cenę dysku. Toshiba, którą widzisz długo nie pociągnie … Program od razu poinformował nas o tym, że stan dysku jest zły.
Warto nauczyć się odczytywać raporty SMART. Wszystkie kolumny w tabelce są raczej zrozumiałe. Wątpliwości może budzić „Najgorszy” i „Próg”. Cóż oznaczają te dwie wartości? Otóż, jeśli wartość RAW osiągnie próg „Najgorszy” to znaczy, że dysk nadaje się tylko do wymiany. Windows nie zainstaluje się, jeśli wystąpi taka sytuacja. Parametr „Próg” możemy ręcznie regulować. Oznacza on, przy jakim poziomie błędów dostaniemy ostrzeżenie o zbliżającym się zgonie dysku. Oczywiście monitoring ten nie dotyczy wszystkich parametrów, a jedynie wybranych. Dotyczy m.in. ilości realokowanych sektorów. Parametry, na które powinniśmy zwracać uwagę, to:
- Ilość błędów odczytu – Ilość błędów odczytu na „najniższym poziomie”. Oznacza to, że tyle razy, nie udało się poprawnie odczytać danych z powierzchni talerza. Ilość błędów wskazuje wartość. Wartość RAW tego parametru powinna wynosić 0. Jeśli jest większa, oznacza to, że dysk chce już przejść na emeryturę …
- Czas do „rozkręcenia” talerzy dysku – wysoka wartość oznacza, że silnik krokowy napędzający talerze zaczyna niedomagać, lub dostaje zbyt małą dawkę prądu.
- Ilość realokowanych sektorów – każdy chyba spotkał się z pojęciem Bad sector. Otóż dzisiejsze dyski mają tzw. strefę serwisową. Jeśli jakiś sektor został uszkodzony, to firmware dysku podmienia go na ten ze strefy serwisowej. Jeśli parametr ten jest większy od zera, oznacza to, że wystąpiły już takie operacje podmiany. Informuje to o złej pracy dysku i konieczności jego niechybnej wymiany.
- Częstotliwość występowania błędów spowodowanych wstrząsem – jeśli parametr jest większy od zera, oznacza to, że nasz dysk doznał jakiegoś gwałtownego uderzenia. Właśnie po tym parametrze możemy poznać, czy laptop nie spotkał się z glebą.
- Liczba operacji realokacji – parametr ściśle powiązany z ilością realokowanych sektorów. Liczba operacji realokacji mówi nam o tym, ile sektorów zawierało dane, które zostały przeniesione do strefy serwisowej. Wartość ta jest zwykle mniejsza od ilości realokowanych sektorów.
- Liczba sektorów niestabilnych – po prostu ilość kandydatów na Bad-sectory. Niepokojący parametr. Istnieje 100% pewność, że liczba widniejąca w tym polu po pewnym czasie zwiększy wartość pola „Ilość realokowanych sektorów” lub „Liczba operacji realokacji”.
- Ilość nie naprawionych sektorów – po prostu Bad-sectory. Jeśli skończy nam się miejsce w strefie serwisowej, to nie możemy już logicznie „naprawiać” uszkodzeń na dysku. Tylko „nie naprawione” sektory będą rozpoznawane jako Bad-sectory przez programy typu HD-Tune.
Pozostałe parametry również są ważne, ale nie na tyle abyśmy musieli zwracać na nie szczególną uwagę. Do oszacowania stanu dysku wystarczą nam jedynie atrybuty omówione powyżej.
Domyślnie program CrystalDiskInfo wyświetla wartość Raw w postaci szesnastkowej. Jeśli chcesz widzieć te informacje w postaci dziesiętnej, tak jak na moim zrzucie ekranu, musisz wejść w Funkcje->Funkcje zaawansowane->Wartość Raw‑>10(DEC).
Ocena pozostałych elementów
Oceniliśmy jeden z najłatwiejszych do uszkodzenia komponentów – dysk twardy. Jeśli ustaliliśmy, że laptop nie był wcześniej rozbierany, warto byłoby mieć ze sobą wersję portable programu typu Aida. Dzięki tej aplikacji możemy ocenić bazowe temperatury poszczególnych elementów (CPU,GPU). Jeśli temperatury w idle (czyli bez uruchomionej żadnej aplikacji) będą dość wysokie (np.: rzędu 50‑70 stopni Celsjusza) oznacza to, że laptop nie był czyszczony i wentylatory są zawalone kurzem. Więc, czeka nas w takim wypadku rozbieranie urządzenia. Możemy na szybko zapuścić jakiś stress test, który obciąża wszystkie komponenty na 100% i ocenić czy:
- Temperatury nie rosną zbyt szybko
- Obciążenie nie powoduje wystąpienia niebieskiego ekranu śmierci
- Nie pojawiają się żadne artefakty na ekranie
AIDA pozwoli nam także ocenić stan baterii. Należy przejść na zakładkę Opcje zasilania. Parametr, który nas interesuje, to Poziom zużycia. Informuje nas o tym, o ile procent zmniejszyła się maksymalna pojemność baterii. W przypadku mojego urządzenia jest to 30%. Taka wartość oznacza, że akumulator jest już mocno wyeksploatowany i powinien zostać wymieniony. Oczywiście, jeśli nie zależy nam na mobilności naszego urządzenia, możemy pominąć ten parametr. Ale z drugiej strony, co to za urządzenie mobilne, jeśli na baterii trzyma kilkanaście minut?
Słowo podsumowania
Jeśli będziesz przestrzegał powyższych rad podczas kupowania używanego sprzętu, najprawdopodobniej nie dasz sobie wcisnąć złomu za wysoką cenę. Postanowiłem napisać wpis na ten temat, bo sam kupiłem „po okazyjnej cenie” szajs, który niby ma dobre parametry techniczne, ale również sporo wad. Wszystko przez pośpiech i „napalenie się” na korzystną okazję cenową. Powyższe zdjęcia i zrzuty ekranu pochodzą z laptopa Acer Aspire 5742G, za który dałem 450 złotych. Jego parametry techniczne wyglądają następująco:
Na zakończenie pytanie: Ile wy byście dali za taki sprzęt?