Linux – mentalność Kowalskich, powodem niskich udziałów
W owym wpisie chciałbym rozważyć istotną kwestię: dlaczego Pingwin w kwestii desktopów, nadal jest niszowy. Mocnym bodźcem ku temu, jest opublikowany na linux.pl i komentowany na blogach technologicznych tekst: Linux w szkolnej pracowni niemile widziany przez władze?
Jeśli owego tekstu jeszcze nie czytaliście, przedstawiam krótkie streszczenie. Bohaterem jest informatyk, pracujący w nieokreślonym urzędzie gminy. W roku 2014 zapadła decyzja, dotycząca wyposażenia dwóch pracowni szkolnych. Biorąc pod uwagę kryteria cena / jakość, protagonista zaproponował i wdrożył system Linux Mint, wraz z pakietem Wine, który uruchomił potrzebne oprogramowanie. Mint został skonfigurowany też tak, aby przypominał Windows. Sumarycznie – za cenę 1900zł brutto została skonfigurowana pracownia, składająca się z 16 maszyn (rzekomo przy Windows - 1600zł za jedno stanowisko). Był to jednak początek kłopotów – informatyk został oskarżony przez Wójta Gminy o próbę „dorobienia się na Linuksie”. Powodem oskarżenia była reakcja Pani Dyrektor, która widząc pracownię zażądała od gminy 17.000zł na wymianę oprogramowania (Windows + Office). Oszczędności na Linuksie skwitowała tak: „to g… nie system”, dodatkowo „z LibreOffice, to nikt nigdzie nie korzysta”.
W związku, iż tekst wywołał pewne echo, nie omieszkałem przeczytać komentarzy w serwisach, które podjęły się tematu. Po przeczytaniu około 200 komentarzy, konkluzja jest prosta: Linux posiada mikre udziały desktopów, ponieważ problemem jest mentalność ludzi (nawet młodych, którzy teoretycznie powinni mieć otwartą głowę). Większość - po prostu go nie chce.
Jakkolwiek brzmi to wyświechtanie, wspomniany wyżej tekst uwypuklił problem – od słów Pani Dyrektor, aż po komentarze w serwisach technologicznych.
Najczęściej poruszanymi w komentarzach były kwestie, że Windows oraz Office zna każdy. To prawda, jednak nauka pamięciowa jest niekorzystna. Zamiast indoktrynować poglądy (vide Pani Dyrektor), że system to Windows, a biuro to MS Office – lepiej uczyć wiedzy uniwersalnej, podstawy są wszędzie te same. Przyznam, iż widziałem już miny osób, które pierwszego dnia pracy zdębiały – zamiast Windows był Ubuntu, wraz z LibreOffice. No i zagwozdka – jak żyć? Jak się tym posługiwać? Skoro bez sensu jest nauka Linuksa, bo najczęściej w pracy potrzebny jest Windows i Office – nic się nie zmieni. Bywały wypowiedzi użytkowników, którzy uważali, że należy uczyć się tylko Windowsa – nauka innych systemów, odbije się niekorzystnie (brak przełożenia na realia pracy). Pierwszy zgrzyt – udziały Linuksa nie wzrosną, skoro ludzie sami piszą, że tylko Windows się liczy.
Wertując komentarze dalej, dotarłem do klasyki minusów – inny wygląd, obsługa itd. Z jednym się zgodzę – świat Linuksa jako całość, nie dąży ku desktopowi Kowalskiego. Tylko wybrane distra, mają ku temu ambicje. Tym samym w XXI wieku i 2015 roku, Linux jest przyjazny, lecz ciągle wymaga miejscowo konsoli, pewne problemy wymagają pomocy z forów itp. Jednakże niesłusznie powtarza się, że to system skomplikowany, dla geeków itp. Wśród opinii przeczytać można uogólnienie, że dla Kowalskiego jest Windows, a dla programisty Linux. Zgrzyt drugi – Linux jest nadal poza zasięgiem zwykłych użytkowników, przynajmniej taka panuje opinia.
Informatyka w szkołach. Cóż – rzadkim zjawiskiem, lecz występującym, jest kumaty nauczyciel przedmiotu. Znane mi są szkoły, które używają Maków, zamiennie obok Windows posiadają openSUSE. Generalnie małe szanse, aby wynieść wiedzę wychodzącą poza Microsoft. Skoro szkoły uczą posługiwania się produktami Microsoftu – niewielu wyjdzie poza strefę komfortu. Zgrzyt trzeci – poza przypadkowymi sytuacjami, młodzież nie dowie się o Linuksie. W szkołach rządzi MS, zatem o Pingwinie poczytają w Internecie, gdzie jest wiele przekłamanych opinii. Poznawanie Linuksa – zgłębią tylko chętni.
Podsumowując to nieco, po przeczytaniu komentarzy nie dziwię się, przynajmniej w skali naszego kraju, że Linux jest niszą. Mało kto widzi sens jego użytkowania, a skoro tak – jak zwiększyć udziały, skoro użytkownicy nie są zainteresowani? Przy takim podejściu do GNU/Linux – nie dziwne, iż jest często ignorowany.
Być może przy takim stanie rzeczy, Pingwin pozostanie już systemem niszowym (desktopy), a oczekiwanie na lepsze czasy jest daremne? System u niejednego użytkownika spełnia swe zadanie, dlatego Linux nie musi konkurować jakością, jednak dotrzeć do świadomości zwykłego odbiorcy, zazwyczaj już uprzedzonego – to bardzo trudne zadanie. Dodatkowo naleciałości powtarzane przez ludzi – jakim cudem wybrać system, który jest trudny, brak na nim oprogramowania, w szkole niemal nie istnieje, w pracy i tak będzie Windows, dokładając jeszcze nieśmiertelny brak gier? Komentarze do wspomnianego na początku tekstu uświadomiły mi, jak wiele jeszcze pracy trzeba, aby Linux przedarł się na biurka Kowalskiego. Przedarł nie jakością, lecz mentalnie.
* Spis mojego blogowania: klik
grafiki: amitbhawani, pixbay