Qwant? No, I do not want
Na rynku wyszukiwarek internetowych istnieją tylko dwaj gracze. Google i cała reszta. Jak w tym świecie odnalazł się francuski Qwant? Taka mini ciekawostka z niedalekiego podwórka.
A co to w ogóle QWANT?
Zapędy europejskich parlamentarzystów odnośnie podziału Googla można uznać za śmieszne, ale przypominam, iż dopiero co pożegnaliśmy ekran wyboru przeglądarki. Na fali takich doniesień wyrastają ciekawe firmy, które za cel ustawiają sobie dominację na rynku wcześniej przejętym przez monopolistę. Co prawda jak taka dominacja się kończy, wie przeciętny Kowalski (prowodyr, czyli Opera, ledwo zipie). Nie ma co jednak zasypiać gruszek w popiele. Trzeba z nadzieją patrzeć w przyszłość – podobnie jak Jean Manuel Rozan, jeden ze współzałożycieli alternatywnej wyszukiwarki Qwant. I choć jeszcze daleka droga do tego, aby ludzie przestali myśleć, że Internet jest Googlem, to mam nadzieje, że może im się to jednak uda. Mam...
Co sprawia, że produkt francuskich inżynierów jest ciekawy?
Po pierwsze, to zapewnienie o nie śledzeniu użytkowników. Reklamy mają być wyświetlane adekwatnie do zapytań zadanych, a nie do historii naszych wyszukiwań.
Po drugie, większy udział mediów społecznościowych w wynikach.
Po trzecie, to tylko wyszukiwarka.
Tyle.
I tu można by skończyć opis i wrócić do googlowania. Bo to jest błąd. Podobne projekty istnieją – mamy DuckDuckGo, która nikogo nie śledzi i Wolfram Aplha, który jest ponoć niezwykle inteligentny. Wgryzając się w temat można znaleźć jeszcze kilka innych ciekawych silników do przeszukiwania Internetu.
Czy coś je wyróżnia? Zapewne tak, ale nie mają one do zaoferowania nic ponad to co zobaczycie na pierwszej stronie wyników… czyli tylko wyniki. Dla jednych to dobra rzecz, jednak w świecie smartfonów mogących robić wszystko i jednocześnie nic. Jest to zdecydowanie za mało.
Ale odłóżmy dywagacje na bok – bo mimo to, zaciekawił mnie ten projekt. Minęło w końcu aż 18 miesięcy od jego uruchomienia, warto sprawdzić jak się ma.
Po wklepaniu adresu qwant.com do przeglądarki ukaże się nam prosta i utrzymana w stylu konkurencji strona z formularzem do wpisania zapytania i kilkoma filmikami – ponoć aktualnie bardzo popularnymi. Znajdziemy tam też info o serwerach sponsorowanych przez Huawei, linki do aplikacji i dodatków.
Można też zalogować się z pomocą facebooka lub twittera (co jest już standardem). I można jeszcze zmienić język…
…i z grubsza to wszystko. Mało, ale w końcu to tylko wyszukiwarka. Na stronie głównej Googla też wiele się nie zrobi.
Najważniejsze jednak są wyniki, a tu jest o dziwo całkiem przyjemnie. Po pierwsze wszystko działa niezwykle sprawnie i szybko. Po drugie jest ciekawie ułożone.
Na lewo, pierwsze zobaczymy wyniki z sieci, potem kolumnę z wynikami z serwisów informacyjnych, następnie jeśli istnieje to graf wiedzy i stronę zamyka kolumna z wynikami z mediów społecznościowych. Pozwala to na całkiem przyjemne skanowanie i znalezienie interesujących nas informacji – o ile nie dostaniemy oczopląsu od natłoku informacji. A dostaniemy.
Bloki z wynikami są za małe i jest ich za dużo. Do tego dochodzi np. całkowicie pusta kolumna wiadomości… Nie wiem czy jest ona niesprawna, czy fakt mieszkania w Polsce tak na nią wpływa.
Założyłem sobie testowanie wyszukiwarki przez jakiś okres czasu, ale kilka pierwszych pytań nie tyle odstraszyło mnie złymi wynikami, co zniechęciło wyglądem. Co prawda można przełączyć się na widok klasyczny, ale nawet on jest przepełniony zbędnymi informacjami. Wszędzie są kolorowe przyciski, kolorowe linie, dużo rzeczy, które odwraca naszą uwagę od tego co najważniejsze – wyników.
Poddałem się nim spróbowałem – ponoć przyzwyczajenie jest wrogiem nowości, ale lenistwo jest niezwykle dobrym lekiem na nerwy. Po co mam rwać włosy z głowy nie mogąc odnaleźć tego co chcę gdy wiem, iż Google pomoże mi w tym i zrobi to z klasą. Podsumowując, Qwant nie jest złą wyszukiwarką. Nie potrzebnie jednak próbuje być europejskim Googlem, udając, iż nim nie jest.
Pozostaje jeszcze tylko poczekać na Qwant Juniora – wyszukiwarkę dla najmłodszych od twórców Qwanta. Pojawi się ona lada moment i być może – powtórzę to – być może pstrokacizna pomoże jej w uzyskaniu sukcesu.
Inaczej będzie pewnie jak z Quaero.