Moich przygód z Plusem część druga: zachciało mi się CDMA...
Jak wspomniałem w pierwszej części moich przygód z Plusem, od 2007 roku jestem użytkownikiem usługi iPlus. Przez pierwszy rok tylko z tego korzystałem, a dopiero w pierwszym kwartale 2008 roku podpisałem własną umowę z Polkomtelem na świadczenie tej usługi. Początki nie były za ciekawe, gdyż byłem w zasięgu zaledwie technologii EDGE. Jednak już pod koniec roku, przy pomocy swojego ówcześnie nowego laptopa z wbudowanym modemem 3G odkryłem, że moje łącze ze światem może być szybsze - pomimo kiepskiego zasięgu w moim domu pojawiło się HSDPA i łącze bez trudu osiągało prędkości rzędu 1‑2 Mbps (wiem - dla niektórych taka prędkość może wydać się śmieszna, ale gdy się przesiada na to z EDGE, to czuć różnicę).
Niestety w roku 2009 wymieniłem laptopa - niestety ten nowy nie był wyposażony w modem 3G i musiałem korzystać z urządzenia zewnętrznego. Pomimo korzystania z zewnętrznej anteny podpiętej do modemu, wróciły stare czasy EDGE, tylko czasem przerywane chwilami z HSDPA. No ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma. A ponieważ nie miałem żadnej alternatywy (z ówczesną TP S.A. już miałem umowę podpisaną i sprzęt w domu, ale po kilku dniach się dowiedziałem, że brak jest możliwości technicznych do podpięcia mnie do ich sieci, a ściślej - "wszystkie linie zajęte, a nie będą przeciągać 4 km nowego kabla") w 2010 roku przedłużyłem umowę na usługę iPlus, otrzymując 50% upust na abonament z powodu nie nabywania nowego modemu (stary działał OK).
iPlus CDMA
Na początku 2011 roku (a może to jeszcze było na przełomie 2010 i 2011) Plus wprowadził do swojego portfolio usługę iPlus CDMA. Usługa w założeniu miała być dostępna przede wszystkim dla osób, do których nie dociera nic innego. Do tego maksymalna prędkość na poziomie 3 Mbps i, wg mapy dostępnej na stronie Plusa, byłem w zasięgu tej technologii.
Postanowiłem więc z tego skorzystać, rezygnując z dotychczasowej umowy na "zwykłego" iPlusa. Co prawda do jej końca zostało jeszcze pół roku, ale ze względu na to, że przy przedłużaniu umowy nie brałem żadnego sprzętu, kara umowna wynosiła tylko 400 zł (umowa na 18 miesięcy), czyli za pół roku było to 133 zł.
Pierwszy zgrzyt...
Od początku usługa iPlus CDMA była dla mnie jakaś felerna, a zaczęło się jeszcze zanim trafiła pod moją "strzechę". Otóż wybrałem się do miejscowego punktu sprzedaży Plusa, by wszystko załatwić, a tam się okazało, że z powodu jakichś zmian w plusowym systemie nie mogą wydrukować mojej umowy i że będę musiał poczekać. Czekałem w sumie 8 dni (od czasu do czasu tam zachodziłem, by zapytać, zostawiłem im też swój numer telefonu). Po tych ośmiu dniach mogłem podpisać w końcu umowę i otrzymać wybrany sprzęt, którym był router Axesstel MV 410LR.
Wtedy do tego nie przywiązywałem takiej wagi, ale i tak wzbudziło to moją uwagę, że po pierwsze - na umowie widniała nie data wydrukowania i podpisania umowy, ale ta sprzed ośmiu dni, a po drugie - umowa posiadała siedmiodniowy okres testowy, w czasie którego mogłem zrezygnować z usługi bez żadnych konsekwencji, jednak gdy zacząłem tego używać, ten siedmiodniowy okres przeszedł do historii. Swoją drogą, nadal mnie to ciekawi, czy za tym, że nie mogłem wcześniej podpisać umowy, rzeczywiście stały jakieś problemy techniczne, czy też było to spowodowane tym, żebym nie mógł skorzystać z możliwości rezygnacji z usługi w czasie siedmiodniowej próby.
Drugi zgrzyt...
Jakaż była moja radość, gdy po uruchomieniu routera w domu i podłączenia (przez WiFi) komputera do Internetu okazało się, że to ustrojstwo pozwala mi serfować po zasobach Internetu z zawrotną prędkością osiągającą nawet 2 Mbps i to z routerem w domu, bez podłączania jakiejś anteny ekstra. Jednak ta sielanka trwała "aż" 7 dni (czyżby to był ten mój właściwy "okres próbny"?). Po tym czasie wszystko się zmieniło - prędkość downloadu zmalała do około 0,5 Mbps (w porywach dochodząc do 1 Mbps), a do tego połączenie stało się bardzo niestabilne. Żeby tego było mało, co kilka sekund (z regularnością wręcz zegarkową) prędkość spadała do zera. Niby dało się tego używać, ale czasem doprowadzało to do szału (nawet mnie, którego wszyscy uważają za spokojnego i opanowanego człowieka - jak jednak wiadomo, "cicha woda brzegi rwie" :D).
Nie zastanawiając się długo, napisałem reklamację do Plusa, w której opisałem wszystko w miarę szczegółowo. Jakieś 2‑3 tygodnie później mi odpisali (e‑mailem) prosząc o dokładniejsze dane (których listę wypunktowali) i obiecując jednocześnie, że zajmą się tą sprawą jak najszybciej. No i się zajęli - następnej odpowiedzi w tej sprawie już nigdy nie zobaczyłem. Wysłałem później jeszcze jedną reklamację, ale w odpowiedzi otrzymałem ich standardową odpowiedź, czyli że generalnie starają się, by wszystko działało jak najlepiej, więc moja reklamacja jest bezzasadna i anulowanie naliczonych opłat abonamentowych mi się nie należy. Swoją drogą ta ostatnia wzmianka jest dosyć ciekawa, ponieważ w odpowiedziach na moje reklamacje pojawiała się kilka razy zawsze wtedy, gdy nie chodziło mi o kasę, ale o to, by to "cholerstwo" w końcu zaczęło działać jak powinno.
Z perspektywy czasu sam się sobie dziwię, jak wytrzymałem z tym ichniejszym CDMA przez prawie całe dwa lata i nie rozpętałem w tym czasie żadnej "wojenki"...
Trzeci zgrzyt...
Trzeci zgrzyt pojawił się niecały miesiąc później, niż poprzedni, a spowodowany był pewnym pismem od operatora sieci Plus, którego się spodziewałem, ale o nieco innej treści. Było to mianowicie pismo z informacją, że wypowiadana przeze mnie umowa na "zwykłego" iPlusa była zawarta na czas określony, a ponieważ jeszcze nie minął czas jej obowiązywania, muszę uiścić karę umowną w wysokości... 330 zł :| Coś tu było nie tak, ponieważ wg moich wyliczeń powinna to być kwota o całe 200 zł niższa. Zadzwoniłem więc do BOK‑u i zapytałem, skąd taka kwota. To mi miły pan odpowiedział, że to kara umowna pomniejszona proporcjonalnie do okresu umowy, który minął. No to mu mówię, że przecież cała kara to było 400 zł, więc jak jedna trzecia tej kwoty może być równa aż 330 zł, na co on odpowiedział, że cała kara to... 1000 (słownie: tysiąc) zł. No tu zacząłem mu wyjaśniać, że w aneksie do umowy mam wyraźnie napisaną wartość 400 zł... Mój rozmówca w tej sytuacji poprosił mnie o chwilę cierpliwości, a sam poszedł to sprawdzić. I rzeczywiście się okazało, że na papierze jest mowa o karze 400 zł, ale do systemu wprowadzili kwotę 1000 zł. Konsultant Plusa zaproponował mi złożenie (za jego pośrednictwem) reklamacji w tej sprawie, co oczywiście zrobiłem.
Jakiś czas później, na początku czerwca 2011 roku, otrzymałem pisemną odpowiedź na reklamację o takiej oto treści:
Szanowny Panie Dziękuję za zgłoszenie z 24.5.2011 r., stanowiące reklamację usług telekomunikacyjnych w myśl postanowień Regulaminu świadczenia usług telekomunikacyjnych przez Polkomtel S.A. dla Abonentów. Z uwagą zapoznałem się z poruszoną kwestią, dotyczącą numeru ... Mając na uwadze zaistniałą sytuację postanowiłem, że kara umowna w wysokości 330 PLN naliczona podczas deaktywacji dla numeru ... zostanie anulowana. Mam nadzieję, że powyższe wychodzi naprzeciw Pana oczekiwaniom.
I chociaż oczekiwałem, że przeproszą za swój błąd i przyślą mi informację z nową, właściwą wysokością kary, to takie rozwiązanie też "wychodziło naprzeciw moim oczekiwaniom". Zatem z powodu bałaganu w dokumentach, bo jak inaczej można wytłumaczyć tą sytuację (no chyba, że było to celowe działanie Plusa na wypadek, jakbym się nie upomniał), w mojej kieszeni zostało 130 zł, które powinienem, a nawet wcześniej chciałem, oddać Polkomtelowi.
Podsumowanie
Opisana powyżej sytuacja pokazuje, że czasem w przypadku relacji z operatorem sieci komórkowej (z innymi zapewne bywa podobnie), jak się nie walczy, to się nie ma, lub ma się "byle co". Poza tym trzeba zawsze czytać, co się ma w papierach napisane i zwracać uwagę na to, czy przypadkiem ktoś sobie czegoś nie przeinaczył na naszą niekorzyść.
W trzeciej części moich przygód z Plusem, na których przeczytanie zapraszam, pokażę jak od ponad roku wygląda moja przygoda z plusowym LTE.