Molokini - jak zrealizować marzenie
Krystalicznia woda i pierwszorzędny podwodny świat czekają na was w Molokini - zachwala www.molokini.us. - Wyspa w kształcie półksiężyca, uformowana na stożku wulkanicznego żużla, znajduje się między Maui a nie zamieszkaną Kahoolaw. (...) Ananasy, ukulele i ... jakże znośna lekkość bytu... Nie, to nie jest opis przeznaczony dla miesięcznika geografcznego. Molokini to nie tylko jedna z hawajskich wysepek, ale też nazwa kodowa najnowszego 12‑calowego PowerBooka G4 firmy Apple. MacMag 2/2003 - Karina Konieczna "Molokini"[img=molokini]
Czytając ten opis w 2003 roku marzyłem nie tylko aby odwiedzić prawdziwe Molokini, ale także aby mieć własnego PowerBooka "Molokini", wtedy używałem jeszcze iBooka DualUSB. Czas leciał ale jakoś nie mogłem zdobyć własnego "Molokini". Albo fundusze mi nie pozwalały a jak miałem fundusze to "Molokini" jak na lekarstwo. Był to komputer produkowany seryjnie, ale jakoś tak... było ich chyba mniej niż innych, większych modeli.
PowerBook G4 Molokini zaprezentowano w styczniu 2003 roku jako połączenie iBooka i PowerBooka G4. Dotychczas Apple dla użytkowników domowych kierowało 12" i 14" iBooki oparte na procesorze G3 a do bardziej wymagających 15" PowerBooki oparte na procesorze G4. "Molokini" było świetną propozycją dla tych, którzy pragnęli wydajności PowerBooka i mobilości iBooka. Obudowa PowerBooka G4 "Molokini" była także udanym połączeniem obudowy iBooka rozmiarów i solidności PowerBooka.
Sprawiała ona wrażenie bardzo solidnej, dużo solidniejszej niż filigranowa obudowa PowerBooka G4 "Titanic". Wydawała się także trwalsza niż plastikowa obudowa iBooka i jak czas pokazał, po latach prezentuje się zdecydowanie lepiej.
Jeśli założyć, że Titanic ma srebrzysty kolor i jednorodnie gładką powierzchnię to Molokini ma cieplejszą barwę, jest platynowy, powierzchnia komputera wydaje się "drobnoziarnista" (jak najdrobniejszy papier ścierny, choć mało elegancko brzmi to porównanie), i jest oczywiście idealnie gładka. MacMag 2/2003 - Karina Konieczna "Molokini"
Dane techniczne:
- CPU: PowerPC G4 taktowany 867 MHz
- RAM: 128 MB na płycie głównej, 1 slot na pamięć SO-DIMM DDR PC2100 266 MHz. Łącznie do 640 MB*.
- Płyta głowna taktowana 133 MHz
- Grafika: nVidia GeForce 420Go 32 MB 4xAGP
- Ekran: 12.1" 1024x768
- HDD: 40 lub 60 GB 4200 obr. ATA-100
- CD: CD-RW/DVD-ROM (napęd szczelinowy)
- Złącza: 1xFireWire 400 MBit/s, 2x USB 1.1, mini-VGA (do 1600x1200), Audio In, Audio Out
- Łączność: Modem 56 kbps, Ethernet 10/100Base-T, AirPort Extreme 802.11b/g (opcjonalnie), Bluetooth 1.1
- Wymiary: 27.7 x 21.8 x 3 cm, waga 2.1 kg
*Wartość oficjalna. Nieoficjalnie do 1152 MB przy użyciu 1 GB kości pamięci.
Bateria komputera umożliwia pracę do 5 godzin a na jej pełne naładowanie należy poświęcić około 2,5 godziny. Użytkowników zachwycał wyrazisty obraz i bardzo dobra wydajność komputera. Tym co jednak mnie najbardziej zainteresowało był dźwięk. "Molokini" ma dwa głośniki stereo bijące na głowę te, które montowano w "Titanicu" czy iBooku. W "Molokini" dodatkowo zainstalowano 3 głośnik, wzmacnający dźwięki niskie - subwoofer - choć uczciwie mówiąc, subwoofer z pełnego zdarzenia to to nie jest. Jakoś dźwięku jednak może zawstydzić nawet późniejsze modele laptopów Apple. Wówczas po raz pierwszy Apple zastosowano ciekawe rozwiązanie, polegające na odbijaniu dźwięku od ekranu, co znacznie poprawiało jego odbiór.
We wrześniu "Molokini" zostało nieco zmodernizowane. Obudowa pozostała ta sama.
- procesor przyspieszono do 1 GHz i zwiększono też pamięć Cache Level 2 z 256 KB do 512 KB
- Pamięć RAM na płycie głównej zwiększono do 256 MB (maksymalnie komputer mógł mieć 1.25 GB RAM)
- Zmieniono kartę graficzną na nVidię GeForce FX Go5200 32 MB
- Zamiast USB 1.1 zastosowano już USB 2.0
- Złącze mini-VGA zastąpiono złączem mini-DVI (rozdzielczość maksymalna 1600x1200)
Standardowo sprzedawano komputer z napędem CD‑RW/DVD-ROM, jednak opcjonalnie można było kupić CD‑RW/DVD-RW.
Kwiecień 2004 roku przyniósł kolejne dosyć znaczne modernizacje. Obudowa pozostała ta sama, zmiany dotyczyły płyty głównej.
- CPU: PowerPC G4 taktowany 1.33 GHz
- RAM: 256 MB na płycie głównej, 1 slot na pamięć SO-DIMM DDR PC2700 333 MHz. Łącznie do 1.25 GB.
- Płyta głowna taktowana 166 MHz
- Grafika: nVidia FX Go 5200 64 MB 4xAGP
- Ekran: 12.1" 1024x768
- HDD: 60 GB 4200 obr. lub 80 GB 5200 obr. Ultra ATA-100
- CD: CD-RW/DVD-ROM lub CD-RW/DVD-RW
- Złącza: 1xFireWire 400 MBit/s, 2x USB 2.0, mini-DVI (do 2048x1536), Audio In, Audio Out
- Łączność: Modem 56 kbps, Ethernet 10/100Base-T, AirPort Extreme 802.11b/g, Bluetooth 1.1
- Wymiary: 27.7 x 21.8 x 3 cm, waga 2.1 kg
Ostatnia modernizacja "Molokini" miała miejsce w styczniu 2005 roku, zwiększono tylko prędkość procesora do 1.5 GHz i zwiększono pojemności dysków twardych 60, 80 i 100 GB wszystkie 5200 obr. Linia "Molokini" zakończyła swój żywot w maju 2006 roku i została zastąpiona MacBookiem opartym już na procesorze Intela.
MacBook 2006 r. i "Molokini" z 2005
Spełnione marzenie
Kilka dni temu, zupełnie przypadkiem zauważyłem ofertę sprzedaży PowerBooka G4 12" a sprzedający wystawił go za śmieszną cenę 120 zł. Komputer włączał się ale nie miał HDD i miał mieć uszkodzoną płytę główną, gdyż nie widział pamięci w gnieździe. Sprzedający kompletnie nic więcej nie wiedział. Postanowiłem nieco zaryzykować, choć miałem przeświadczenie, że gdyby komputer był rzeczywiście uszkodzony, nie włączałby się radosnym applowskim gongiem. Po kilku dniach delikwent leżał już u mnie na stole operacyjnym obok MacBooka. Szczegółowe oględziny wykazały, iż jest to model z 2005 roku, z procesorem 1.33 GHz i napędem CD‑RW/DVD-ROM. "Molokini" nie należy do laptopów które łatwo się rozbiera, ale uciążliwością w tym wypadku jest masa śrubek. Gdy ktoś wie jak rozebrać, nie będzie miał większych problemów. W tym wypadku widać było, że do jego wnętrza usiłował się dobrać amator wyznający zasadę "siła razy ramię" przez co komputer jest troszkę okaleczony tu i ówdzie ale tragedii nie ma.
Efekty amatorskiego wypinania klawiszy.
Istotnie po włączeniu komputer pytał o system i nie widział dysku twardego. Także nie dało się go uruchomić z CD/DVD gdyż jest ono podłączone na jednym kanale z HDD. Jeśli elektronika HDD działa a błędy są na talerzach, komputer prawie zawsze ruszy. Jednak gdy elektronika padła lub dysku nie ma, mogą wystąpić problemy z uruchomieniem z CD. Tak więc postanowiłem wymienić HDD. Podczas wymiany trzeba wyciągnąć także pamięć i tu już przekonałem się, że poprzedni właściciel nie miał zielonego pojęcia o komputerze, gdyż w slocie była pamięć 512 MB ale DDR2100 (taktowana 233 MHz) więc komputer nie miał prawa jej poprawnie rozpoznawać. Wymiana dysku w "Molokini" wymaga odkręcenia 32 śrubek, odpięcia klawiatury i topcase. Dwie śrubki są między klawiszami F1 i F2 oraz F11 i F12 i aby je wykręcić, należy wypiąć klawisze podważając je od lewej strony. Poprzednik patrząc na powyższe zdjęcia stosował mniej wydumane metody, co zaowocowało nie tylko uszkodzeniami obudowy ale i klawiszy których uchwyty chyba nieco się podkształcały gdyż klawisze widocznie są krzywe, nie trzymają linii jednak ważne że działają. Gdy odepniemy klawiaturę i wykręcimy wszystkie śrubki, możemy wypiąć topcase. Tu wystarczy odczepić dwa zatrzaski zlokalizowane w niszy baterii, delikatnie (najlepiej używając karty do bankomatu) podważyć topcase i wychodzi bez problemu. Zero siły. Niestety, poprzedni "grzebacz" podszedł do tego tematu znowu siłowo co skończyło się nie tylko drobnymi uszkodzeniami obudowy...
... ale co gorsza je nieznacznym zgięciem. Obudowa wykonana jest z aluminium. Minimalne zgięcie spowodowało, iż komputer jest... minimalnie krzywy. Tak naprawdę widać to dopiero gdy postawimy go na płaskim blacie lub gdy przyjrzymy się, iż w niektórych miejscach obudowy szpary są nieco większe.
Obudowa ma pewne wady jak dla mnie, choć zwykły użytkownik zapewne poza nierównymi klawiszami nie zauważyłby tych detali. Obudowę w miarę możliwości wyrównałem, ale stanu fabrycznego raczej nie osiągnę. Kolejnym problemem pozostawionym przez grzebacza były uszkodzenia niektórych śrub. Śrubki są drobne, "krzyżyki" lub "torxy" i do ich wykręcania najlepiej wyposażyć się w dobrej jakości śrubokręty z magnetycznymi końcówkami o rozmiarach takich, jak do rozkręcania telefonów komórkowych. Niestety, poprzednik uszkodził trwale 4 śruby przez co musiałem 1 sztukę rozwiercać a pozostałe z wielkim kłopotem wykręcić. Udało się jednak i dostałem się do środka nie powodując nowych uszkodzeń.
Po wymianie dysku (dobrałem o takiej samej pojemności jak miał oryginał) złożyłem PowerBooka w jedną całość. Najwyższym system operacyjnym dla "Molokini" jest MacOS X 10.5 "Leopard" i taki też postanowiłem zainstalować jednak problemem okazał się fakt, iż napęd DVD nie odczytuje płyt Double Layer na jakiej jest nagrany "Leopard". Oczywiście najprostszym rozwiązaniem wydaje się podpięcie zewnętrznego napędu DVD np. przez USB. Problem w tym, iż Macintoshe z ery przez Intelem nie potrafiły się bootować po USB. Z takim problemem można poradzić sobie na cztery sposoby:
- Napisać skrypt do Open Firmware bez gwarancji że zaskoczy (szkoda mi było czasu)
- Rozkręcić ponownie PowerBooka, wyjąć dysk, wsadzić do Maca Mini G4 i na nim zainstalować system a następnie znowu zamontować dysk do PowerBooka. Odpada, nie chce mi się kręcić znowu śrubkami i dodatkowo rozbierać Maca Mini. Tu warto pamiętać o tym, że jeśli nie mamy systemu dedykowanego dla konkretnego modelu, można zainstalować go na każdym innym i będzie działał.
- Wykręcić dysk, podpiąć do Mini po USB i instalować, ale akurat nie miałem kabla.
- Uruchomić PowerBooka w trybie "Target"
Odkąd w Macintoshu pojawiło się złącze FireWire, możliwe było uruchamianie komputera w trybie "Target". Po włączeniu należało przytrzymać wciśnięty klawisz "T" aż pojawi nam się symbol FireWire.
Następnie podłączamy go do drugiego komputera (u mnie Mac Mini) przy pomocy kabla FireWire. Mac Mac mini widzi go jako zewnętrzny dysk twardy. Po uruchomieniu Maca Mini z płyty instalacyjnej wybieramy docelowy dysk instalacji ten z PoweBooka i instalacja idzie całkiem sprawnie, nieznacznie dłużej jednak niż bezpośrednio na komputerze.
Przepraszam za nieco kiepskie zdjęcie
Po 1 godzinie Mac Mini się zrestartował, ja wypiąłem PowerBooka i już normalnie uruchomiłem z zainstalowanym systemem Mac OS X 10.5 "Leopard".
Zanim przejdę do ostatniej części opisu "Czy warto" chciałem jeszcze zwrócić waszą uwagę na zasilacz. Jest to ważny element laptopa jednak co może być w nim nadzwyczajnego ? Zasilacz jak to zasilacz. Apple jednak pokazuje, iż zasilacz może być bardziej funkcjonalny.
Zasilacz (dotyczy to także obecnie produkowanych) posiada uchwyty umożliwiające wygodne nawinięcie na nie kabla i spięcia go by się nie rozwijał. Z zasilacza nie wychodzi kabel sieciowy, jest tam specjalne gniazdo do którego możemy wpiąć kabel czy wtyczkę, wtedy kostkę zasilacza wpinamy bezpośrednio do gniazdka. Możemy też zaopatrzyć się we wtyczki takie jak w jak w Polsce, USA czy Anglii. Dodatkowo zasilacz automatycznie przełącza się na zasilanie 100/220 V dzięki czemu nie musimy nic wozić po świecie poza zasilaczem i odpowiednią wtyczką. To naprawdę dobrze przemyślany przedmiot.
Wtyczka świeci na zielono: naładowyny, na pomarańczowo: ładuje
Czy warto
Odkładając na bok moje kolekcjonerskie pasje, zacząłem się zastanawiać czy warto mieć jeszcze PowerBooka G4. Pod względem wydajności został zdeklasowany w momencie pojawienie się pierwszych MacBooków opartych na Intelu.
MacBook z 2006 roku, Mac Mini G4 1.5 GHz, PowerBook G4 1.33 GHz i PowerBook G4 Titanium
Ścisły związek systemu operacyjnego i platformy i tutaj procentuje. PowerBook G4 z powodzeniem sprawdza się jako mobilna platforma do internetu czy pisania tekstów. Ma też jedną zaletę, chodzi na nim kilka moich starych, ulubionych gier, które nie chcą chodzić na Macintoshach opartych na Intelu. Większość obecnego tu tekstu powstała właśnie na "Molokini", łącznie z przygotowaniem zdjęć do publikacji i pokusiłem się nawet o przygotowanie na nim filmiku na potrzeby jednego z kolejnych wpisów. Tak więc pomyślałem...
To jednak za wcześnie by wysłać "Molokini" na półkę z zabytkami !
Owszem, ciężko go nazwać teraz profesjonalnym i wydajnym komputerem, jednak ten blisko 10 letni PowerBook nadal umożliwia w miarę wygodną pracę. Tak rozmyślając znalazłem mu zastosowanie. Otóż obecnie codziennie zabieram ze sobą MacBooka (2.4 kg) do pracy choć nie zawsze potrzebuję aż takiej mocy. Są jednak dni, gdy nie siedzę w biurze i muszę powędrować trochę, wówczas MacBook jest duży i ciężki a do arkuszy w Excelu i napisania tekstu ze zdjęciami w zupełności wystarczy mi "Molokini". Czasem też wyjeżdżam w plener, na jakąś wyprawę po górkach i dolinkach, wówczas gabaryty MacBooka i jego waga zaczynają mi przeszkadzać, zwłaszcza gdy jest to kilkugodzinne łażenie po górach. W tym wypadku "Molokini" ze swoimi mniejszymi gabarytami ("MacBook" 2,75 x 32,5 x 22, 7 cm "Molokini" 3 x 27,7 x 21,9 cm) jest dużo wygodniejsze i praktyczniejsze. Tak więc zanim "Molokini" trafi na półkę z zabytkami, posłuży jeszcze jako "komputer górski".
I jeszcze bardzo fajna reklam na koniec... [youtube=http://www.youtube.com/watch?v=EoTehxdm2m8]
Wiem że w tym tygodniu obiecałem opis iMaca G4 "Lampki" ale odłożyłem to w czasie gdyż nie mam własnej "Lampki" ale istnieje szansa iż będę miał w ciągu 2 tygodni. Dlatego stwierdziłem, że jeszcze wstrzymam się z "Lampką". Przygotowuję też opis ewolucji Mac OS... ale to trochę potrwa.