Od Sesji do Prelegenta z elementami IT‑owymi - część 1
06.11.2011 01:47
Był i wsiunkł, i tero go ni mo! Podobnie jak jeden z kolegów blogerów, rozpoczynam ten wpis cytatem :)
Cel wpisu: przedstawienie ostatnich tygodni, w ramach usprawiedliwienia ciszy na moim blogu. Jako, że tematyka jest nawet nieco powiązana z IT, uznałem, że jest to odpowiednie miejsce na jego publikację.
Podpowiedź: Cała historia podzielona jest na akapity Duże, średnie i małe. Pierwsze dwa dzielą historię na części, zaś ostatni typ akapitu oddziela fragmenty związane ze sprzętem lub oprogramowaniem. Osoby zainteresowane tylko tą częścią artykułu zachęcam do pominięcia reszty i przeskakiwania jedynie między nimi :)
Sesja
Jak pewnie część pamięta, wpisów zaprzestałem ze względu na sesję. Otóż mam dobre wieści: sesję zaliczyłem, ba, wyszedłem na 0 jeśli chodzi o punkty ECTS. W skrócie jestem "na czysto". Nareszcie! Tyle w temacie. :P
WCG SEC 2011
Przeskok w czasie i przestrzeni Przyznam szczerze, że to wszystko działo się strasznie szybko. Jednego dnia byłem studentem, który miał ledwo ledwo utrzymać się na studiach. Następnego dnia dowiaduję się, że mogę pracować dla swojej Uczelni jako... prelegent / trener / wykładowca - nazwijcie to jak chcecie. Motywacja niesamowita, stąd też treść poprzedniego wątku. Niemniej, okazało się, że nie był to koniec niespodzianek.
W ciągu kilku dni, hierarchia moich awansów wyglądała następująco: Student-na-granicy-załamania-sesją -> Student-pretendujący-do-bycia-prelegentem -> Oficjalny-przedstawiciel-Wydziału-w-sprawach-wykładów-na-WCG-SEC-2011 -> Prelegent -> Student-który-zaliczył-sesję Awanse: pierwszy i ostatni, już wyjaśniłem. Co się jednak wydarzyło tam pośrodku? Otóż sprawy związane z World Cyber Games 2011 okazały się bardziej skomplikowane, niż pierwotnie się wydawało. Konieczne było zgranie dwóch, lub nawet trzech zespołów pokazowych, organizacja stanowiska pokazowego, gadżetów i materiałów promocyjnych, delegacji, umów, miejsc postojowych, noclegów... A pod nogi leciały same kłody. Choćby to, że Dziekan, który był odpowiedzialny za sprawę, był dosłownie rozrywany (jak to bywa pod koniec Roku Akademickiego) natłokiem zadań i kilkoma wyjazdami służbowymi. Wiedząc, że mogę pomóc, zaproponowałem, że sprawą się zajmę osobiście. Otrzymałem stosowne upoważnienie i zabrałem się do roboty.
Awans czy degradacja? Ktoś powie: "naiwniak". No tak, w końcu wziąłem na siebie dodatkowe zadanie, do którego wcale nie byłem zobligowany - komu by się chciało?!. Przecież ścigała mnie sesja, a wynagrodzenie za udział w przedsięwzięciu już było ustalone, więc zyskać więcej nie mogłem.
Zadania tego podjąłem się nie bez powodu. Uzyskałem m.in. możliwość zobaczenia jak się taka imprezę organizuje, nawiązania nowych kontaktów, zapewnienia płynności postępu prac nad sprawą, a także... ano właśnie. Był jeszcze jeden powód. Mogłem odciążyć Dziekana z tego jednego, wcale nie tak łatwego, zadania. Było to o tyle istotne, iż część innych spraw go obciążających dotyczyła mojego Roku - ot wnioski, przedłużenia sesji, "warunki" - a w końcu pełnię tę rolę Starosty Roku i staram się swoim nielicznym koleżankom i licznym kolegom zapewnić jak największe "szanse na przetrwanie" :P No dobra, nie owijajmy w bawełnę - ja też w ten konkretny sposób zyskałem :P
Tak więc jak widać, rzeczony "awans" dawał mi spore możliwości, choć za cenę naprawdę ciężkiej pracy. Ostatecznie, w ciągu 2 tygodni udało się jednak wszystko opanować. Co to jest "wszystko"? - Zarezerwowane było stoisko warsztatowe o wymiarach 3x3 metry, 3 komputery i rzutnik oraz sala wykładowa na 4 prezentacje. - Uzyskałem 2 roll-upy promocyjne - Wydziałowy oraz projektu Tech-Info, plakat promocyjny Koła Naukowego Ruch Projektantów Gier, które również było tam reprezentowane, kilka kilogramów ulotek i nieco gadżetów. - Wybrałem i zorganizowałem dwa spośród trzech dostępnych zespołów oraz zminimalizowałem czas ich obecności na miejscu celem minimalizacji kosztów. - Otrzymałem delegacje, będące zarazem ubezpieczeniem. - W końcu, wszyscy razem ustaliliśmy, że nie będziemy korzystali z usług hotelowych (ograniczonych i tak do **, acz w Warszawie wszyscy wiedzą jakie są ceny) - zamieszkamy u znajomych.
Osobiście, nazwałbym to całkiem niezłym sukcesem organizacyjnym. Szczególnie, gdy jeden z członków mojego zespołu znajdował się w międzyczasie w Stanach Zjednoczonych i różnica godzin powodowała niezłe zawirowania przy kontaktach.
Pomoc Techniczna W dniu "zero", czyli w środę, na miejscu byłem sam. Otrzymałem wejściówkę Pomocy Technicznej i z nią dumnie wkroczyłem na teren Expo XXI. Ogromna hala była pełna ludzi, sprzętu i wszędobylskich i niezbędnych kabli. Wszędzie roiło się od ludzi biegających pomiędzy swoimi stanowiskami - prace były naprawdę ostre.
"(...) nie powiem, trochę pozostawiało ono do życzenia (...)" - stanowisko w niemal takim stanie, w jakim je zastałem. Jedyna różnica to obecność monitorów ;)
W końcu, Pani Ania, która była osobą odpowiedzialną za sprawy związane ze sprzętem, przedstawiła mi moje stanowisko. No nie powiem, trochę pozostawiało ono do życzenia, co widać na zdjęciu, jednak "nie ma tego złego" :P Zorganizowałem zamówione komputery, posprzątałem, rozstawiłem plakaty i zostawiłem torbę z ulotkami i gadżetami (i całe szczęście, o czym napiszę później). Całość, ze względu na problemy z dostępem do Internetu (na szczęście miałem własny modem od Er... T‑Mobile) potrzebnego do instalacji oprogramowania, trwała ok. 6,5 godziny. I fajrant.
"(...) 6,5 godziny. I fajrant.
I tutaj się na chwilę zatrzymam z historią, aby poruszyć kwestię - w mojej opinii - dość ciekawą. Chodzi tu o przekleństwo, zwane "Web Installer".
Web Installer
W sumie nie analizowałem, jaka jest prawidłowa nazwa tego ustrojstwa. Interesuje mnie, że jest to dzisiaj wszędzie. Użytkownicy komputerów pozbawionych dostępu do Sieci są najzwyczajniej dyskryminowani poprzez nieudostępnianie instalatorów offline.
I tak możemy tutaj przyznać żółtą kartkę firmie Microsoft, na stronie której, nie udało mi się znaleźć lokalnego instalatora do Microsoft XNA Studio 4.0, nawet z pomocą DobrychProgramów. Zarówno Visual C# Studio 2010 Express jak Microsoft XNA Studio 4.0 sprzężony z Visual Studio 2010 Express for Windows Phone, zostały mi zaoferowane w formie kilkumegabajtowych plików z dopiskiem "_webinst".
Załóżmy hipotetyczną sytuację. Jest sobie student X bez dostępu do Internetu. Pobiera na uczelni plik instalatora i zapisuje go na nośniku przenośnym. Wraca do domu, uruchamia, a tam... "Wymagane jest aktywne połączenie z Internetem" i kilkaset megabajtów danych do pobrania. I co teraz? No cóż, student nie zaliczy programu, albo napisze go w notatniku...
Ogólnie, przez te "zbawienne online'owe pakiety instalacyjne" oraz problemy z siecią WiFi dla sekcji Warsztatów (które trwały przez cały okres Imprezy), dodatkowe 2,5 godziny zajęło mi przełączanie się między kolejnymi komputerami posiadanym pojedynczym modemem, konfiguracja połączenia, pobranie i w końcu instalacja oprogramowania. Horror.
Proszę zostawić torby i kurtki! Tak przywitano mnie pierwszego dnia imprezy. Ze względu na jakieś niewyjaśnialne nieporozumienie, otrzymałem nie ten typ identyfikatora (poprzedni musiałem zdać przed opuszczeniem terenu targów), a dodatkowo Strażnicy okazali się strasznie nadgorliwi. Plecaki z komputerami, materiałami promocyjnymi, śniadaniem, i ogólnie wszystkim, miały przez nas zostać oddane pod opiekę szatniarzy, którzy liczyli sobie za to parę złotych. Podobnie rzecz się miała z kurtkami. Na szczęście, po krótkiej interwencji szefa ochrony i niezastąpionej (jak się później okazało) Pani Sylwii, zostaliśmy wpuszczeni, a problemy tego typu już nas nie spotkały :)
Dzień przebiegł normalnie. Ot, warsztaty, informacje o Uczelni, warsztaty, informacje o Uczelni, przerwa śniadaniowa spędzona z deweloperami z CD Projekt RED, zapoznanie się ze studentami z Polsko-Japońskiej Wyższej Szkoły Technik Komputerowych w międzyczasie kolejnych warsztatów... Ogólnie, cały dzień był naprawdę męczący, choć śniadanko z CDPR-owcami wspominam naprawdę miło. Na propozycję wystąpienia na mojej Uczelni odpowiedzieli bardzo entuzjastycznie, co mnie niezwykle ucieszyło (niestety, nie mogę tego samego powiedzieć o dziale marketingu CDP, który do dziś nie odpowiedział na mojego maila w tej sprawie). Tak czy siak, całkiem fajnie wyglądała ta nasza Wiedźmińska eskapada do tamtejszego bufetu :)
W międzyczasie, znalazła się chwila na przeprowadzenie testu dostarczonego nam sprzętu. Były to trzy zestawy w składzie: - Bliżej niezidentyfikowany zestaw dla Graczy od Komputronika (Intel i5 lub i7 [nie pamiętam, niestety] + grafika nVidii) - Monitory panoramiczne Samsunga - Klawiatury i myszy Microsoftu. - Sporych gabarytów projektor BENQ, o którym jednak nie będę się rozpisywał.
Sprzęt - Komputery Komputronik Jak na komputery dla graczy, radziły sobie tragicznie. No bo co innego można powiedzieć o systemie, który zaczyna reagować "skocznym" kursorem w momencie pracy na dwóch ekranach w natywnej rozdzielczości urządzeń wyświetlających (projektor + monitor; w 1024x768 wszystko "jako tako" działało), czy nawet po samym włączeniu panelu sterowania nVidia (to już był ewenement :P )? Ogólnie, w studenckiej skali oceniania, zestawowi dałbym słabe 3.0 - działał więc "zaliczył", gdyż to właśnie się dla nas liczyło. Ale na pewno nie był to zestaw poprawnie skonfigurowany do celów związanych z grami (albo był źle ustawiony, albo miał wadliwe komponenty).
Sprzęt - Monitory Samsung To już inna bajka. Były całkiem ładne, panoramiczne, cieniutkie. Niestety, na tym kończyły się ich zalety. Każdy zapewniał różny stopień rozświetlenia w różnych obszarach swojej powierzchni przy tych samych ustawieniach, co zaobserwowałem wraz z Łukaszem (z mojego zespołu) w czasie prezentacji filmu pokazowego. Na jednym z monitorów efekt był widoczny w formie trzech wielkich plam jasności wśród ogólnej czerni. Wyglądało to tragicznie, ale cóż, "darowanemu koniowi (...)" ktoś pewnie napisze :P I będzie to racja - do naszych celów sprzęt ten nadawał się świetnie. W tej sytuacji nikogo nie interesuje "antyreklama", jaką Samsung sam sobie w ten sposób sprawia... Monitory otrzymują ocenę 3.5.
"Microsoft Wireless Desktop 800 (...) nawet wygodne i przyjemnie się z nich korzysta. Z wyglądu także były całkiem miłe dla oka."
Sprzęt - Klawiatury + Myszy załączone do Komputerów Komputronik Microsoft Wireless Desktop 800. Ten jeden jedyny raz nie zapomniałem o spisaniu modelu. O zestawach tych podam tylko dwie informacje: - Łukasz stwierdził, że są nawet wygodne i przyjemnie się z nich korzysta. Z wyglądu także były całkiem miłe dla oka. - Ja zaobserwowałem, że ich odbiorniki radiowe nie dają sobie rady z obudową jednostki centralnej, do której są podłączone. O ile będąc za maszyną, można było pracować, o tyle będąc przed nią, już nie. Tak czy siak, ocena: 4.0.
Dzień drugi Był całkiem przyjemny. Większe grupy warsztatowe, znacznie lepsza organizacja, przyjechał nasz drugi zespół, wystawiliśmy "przedstawienia" (czyli rzeczone wykłady). Ogólnie było spoko. Problematyczna okazała się konfiguracja jednego z naszych laptopów, markowanego przez Alienware (tak w ramach ciekawostki: w USA zakupionego za odpowiednik 4‑5 tys. zł, w Polsce do kupienia za >8 tys. zł).
Walka na porty
Nie posiadał on potrzebnego nam wyjścia VGA (D‑Sub), miał za to DisplayPort, o którym mało się w Polsce słyszy. Z tego i jeszcze jednego powodu nie mieliśmy możliwości przedstawienia utworzonej przez Łukasza gry w czasie pokazu. Ot, tak to jest jak ktoś przychodzi z niekonwencjonalnym sprzętem i zapomina wziąć do niego przejściówek :P
IONizacja niezupełna
Ta natomiast, związana była z moim Lamborghini VX6. Wydawałoby się, że sprzęt z nVidia ION 2 pod klawiaturą ("maską"?) i Optimusem dzielnie przełączającym między odpowiednimi procesorami graficznymi powinna uciągnąć prostą gierkę stworzoną w XNA 4.0 (C# + .NET 4.0) z pomocą 2 dwuwymiarowych tekstur i parudziesięciu linijek kodu. Nic bardziej mylnego. Próba instalacji naszego "Pong'a" zakończyła się niepowodzeniem, niezależnie od wymuszanego ręcznie GPU. Uzasadnienie? "Twoja konfiguracja nie spełnia minimalnych wymagań platformy XNA" czy coś w ten deseń. Oj, oj...
Słówko o tym, gdzie mieszkałem Wcześniej wspomniałem o tym, że postanowiliśmy zamieszkać u rodzin i znajomych, aby zminimalizować koszty naszej eskapady. Moje miejsce zamieszkania znajdowało się na wschodniej granicy Warszawy, hen hen daleko za cywilizacją (no dobra, złośliwy jestem). Było to miejsce idealne do pomiaru możliwości różnych urządzeń z mobilnym dostępem do Internetu.
Polsat, iPlus i BlueConnect
Zacznijmy od Polsatu, bo o nim mam najmniej do powiedzenia. Modem był dokładnie ten sam, co w przypadku BlueConnect, tzn. Huawei E1823, czyli wcale nie takie złe sprzęcicho. Niestety, nie było dane mi przetestować połączenia, gdyż pomimo zakupienia nowego pakietu transferu, przez 3 dni mojego pobytu nie został on aktywowany. W szczegóły nie wnikam.
Następnych parę słów należy się Playowi. Nie pamiętam jakie urządzenie było zastosowane jako modem, możliwe, że był to Huawei 173U-2, ale głowy urwać sobie nie dam. Już teraz zdradzę, że było to jedyne urządzenie, które chwytało jakikolwiek zasięg sieci i chciało się z nią połączyć na stałe. Test prędkości? 32 KBit/s, z racji wykorzystanego limitu. Jak pewnie się domyślacie, jest to relikt przeszłości, gdyż całkiem niedawno otrzymałem ofertę z Play, gdzie miałbym dostęp 6MBit/s i kilka GB transferu do pobrania, niewliczające się w transfer połączenia między 23 a 6 rano, a po przekroczeniu limitu ograniczenie prędkości do 1 MBit/s, czyli tylu, ile kiedyś było Playowym maximum. Zaznaczam jednak, że piszę to z pamięci i mogłem coś przeinaczyć. Jakby ktoś mnie poprawił w komentarzu, byłbym temu komuś bardzo wdzięczny.
Na koniec - Huawei E1823 z BlueConnect'em. W centrum miasta, przy Dworcu Zachodnim, gdzie znajduje się Expo XXI, wszystko działało wyśmienicie, nawet pomimo takiego ogromu metalu, przeszkód terenowych i urządzeń elektronicznych, w tym bezprzewodowych. Dał radę nawet tam, gdzie dwuzakresowa sieć WiFi poległa. Niestety, jak na tak wielką aglomerację, obrzeża Warszawy są najzwyczajniej zapomniane! T‑Mobile najzwyczajniej nie obejmuje swoim zasięgiem tamtego obszaru. Znaczy się błąd, obejmuje. Telefony komórkowe wykazują zasięg na poziomie 3/5 z dopiskiem "3G". Nawet modem momentami pokazuje 2/5 sygnału HSPA+... Jest tak do momentu połączenia - w tej chwili natychmiast zostaje on utracony. Nie pomogła nawet antenka wystawiona za okno. Zasięgu po prostu nie było.
Zastanawiający jest fakt, dlaczego okolice Poznania objęte są w większości zasięgiem sieci ze standardem 3G, a nasza Stolica jest otoczona pierścieniem zapomnienia. Dziwi też to, że tam, gdzie radę dają ze spokojem telefony komórkowe, modemy oparte na tej samej technologii zupełnie się nie sprawdzają, nawet z dodatkowymi antenami...
Ciąg dalszy nastąpi...
A przynajmniej jest to możliwe ;) Będzie w niej nieco o drugim wystąpieniu, oraz o planach na najbliższą przyszłość.
W tym miejscu przepraszam za nieścisłość opisów sprzętów (brak nazw, brak konkretów) oraz potoczność całej treści. Tekst jest, dosłownie, pisany na kolanie, ot tak, żeby tych parę tygodni w sporym skrócie nadrobić. A co dalej się tu znajdzie, to już kwestia tego, co się wydarzy ;)