Social Networks & Instant Messenging a życie codzienne
Po długiej przerwie, nadszedł czas na nową notkę. Tym razem w roli głównej występują: Social Networks, czyli portale społecznościowe, oraz Instant Messengers, czyli komunikatory sieciowe. Zapraszam do lektury :)
[image=img1] Za: Journalismes.info (znalezione z pomocą Google i TinEye, artykuł macierzysty nieznany)
Dość już mam tych wszystkich artykułów o groźności lub niegroźności Facebooka, Tweetera, NK, GG, Skype'a, MSN i innych tego typu porali / programów / systemów (niepotrzebne skreślić). Zawsze było wiadomo, że każda kwestia dzieli społeczeństwo na trzy grupy: zwolenników, przeciwników i krytykantów obu pozostałych. W tym momencie, na chwilkę utworzę jednoosobową grupę czwartą: opierających się na doświadczeniach z życia codziennego krytykantów wszystkich pozostałych trzech grup.
Jak nietrudno zgadnąć, pisze w tej chwili o sobie. Za przykład, chciałbym przedstawić Wam sytuację z dnia wczorajszego, kiedy to uznałem, że najwyższa pora przestać się lenić, zrezygnować z komunikacji miejskiej, zaoszczędzić 2 złote i przejść te 2 kilometry w dwie strony na piechotę. Nogi bolą, bo jak na studenta-informatyka przystało, mam "zdziebko" siedzący tryb życia, ale o ile przyjemniej było tak sobie pochodzić, niż cisnąć się w zatłoczonym tramwaju, w dodatku - płatnym dość drogo i nieuczciwie na krótkich trasach... Kwestię środków transportu i ekologii pozostawmy jednak na boku - jak zwykle bowiem odbiegam od tematu. Zmierzam bowiem do sytuacji, która zdarzyła mi się na jednym z przejść dla pieszych w drodze powrotnej.
Na skrzyżowaniu stałem ja, ze trzy osoby starsze, jeden bardzo spieszący się Pan‑Spod-Monopolowego, dla którego czerwone światło i pędzące samochody nie stanowią żadnego problemu (tę kwestię może też kiedyś poruszę?), oraz para chłopak-dziewczyna, wyglądająca na całkiem niezłą parę przyjaciół. Ich dyskusja tyczyła się ich wspólnego znajomego. Ponieważ prawdziwego imienia opisywanej osoby i tak nie pamiętam, choć było wymienione, zastąpię je innym, fikcyjnym. Sama sytuacja jest jednak autentyczna.
Oto przebieg dyskusji (a raczej dwa zdania, które zdążyłem usłyszeć, nim dane mi było przejść przez jezdnię):
Dziewczyna: (...) no i Piotrek powiedział, że robi sobie przerwę i nie będzie trzy tygodnie na Facebooka i GG wchodził, a ja mu że to nie taki zły pomysł. Myślisz że to jej da do myślenia? Chłopak: Moooooże...
Wniosek z powyższego fragmentu dyskusji jest taki: Jakaś parka w wieku licealnym (w takiej byli rozmówcy) się posprzeczała, i jak to zwykle bywa, każde chce pokazać swoją rację. Dziewczyna zapewne nie chce do chłopaka wrócić (co wynikało ze szczątków rozmowy, których tu nie przytoczyłem), a chłopak próbuje ją przekonać do powrotu, "dając do myślenia" przez nieobecność na portalach społecznościowych i komunikatorach przez, tu uwaga, całe trzy tygodnie!
Tak tak, wiem. To nieładnie podsłuchiwać. Tak przynajmniej zapewne ktoś zaraz napisze. Informuję więc uprzejmie, że ciężko jest, nie mając żadnej muzyki dostępnej w danym momencie w słuchawkach, stojąc na środku miejsca publicznego (chodnik przed przejściem dla pieszych), zaraz obok dwóch, głośno rozmawiających ze względu na hałas uliczny (silniki pojazdów itp.) osób, nie podsłuchać o czym dyskutują. A w szczególności, trudno jest mi nie zareagować na treść tej rozmowy.
Wracając się do wątku głównego, jakim są portale społecznościowe i komunikatory internetowe. Autor jednego z niedawno promowanych przez DP wpisów na blogu, dostępnego tutaj napisał, że:
Osobiście nie wiem jakie to ma znaczenie czy ktoś spędza 8 godzin dziennie na jednej stronie, czy kilku/kilkunastu. Żyjemy w czasach w których jesteśmy nierozerwalnie związani z komputerem, a kierunek w którym rozwija się technologia sprawia że związek ten z każdą kolejną generacją urządzeń mobilnych staje się coraz silniejszy.
Otóż ma to spore znaczenie, nawet pomimo czasów, w których żyjemy. Sam spędzam przy komputerze całe dnie, jestem więc w grupie, którą autor artykułu krytykuje, jednak na portale społecznościowe spoglądam sporadycznie, np. raz na tydzień, lub jak ktoś mnie o to akurat poprosi. W mojej opinii, to, do czego wykorzystujemy nasz komputer, ma bardzo duże znaczenie. Autor wspomniał o korzystaniu z kilku/kilkunastu stron lub jednej, w tym przypadku - Facebooka. Zawęził kwestię korzystania z komputera do samego surfowania w sieci. Niestety, komputer jest urządzeniem wielofunkcyjnym, stąd też korzystanie z niego, do samego tylko przeglądania portali społecznościowych to trochę jak zakładanie sobie dość obszernych klapek na oczy. Zawęża horyzont niewspółmiernie.
Kontynuując ten, coraz obszerniejszy, jak się okazuje, wywód, korzystanie z komputera głównie na rzecz Social Networkingu i Instant Messengingu kończy się takim właśnie obrazkiem: gdzie para złożona z realnie znających się osób, swoją awanturę przenosi nie tylko w publikę, tak że się o tym plotkuje na ulicy, lecz co gorsza w świat wirtualny. Młode, ogłupiane (nie strońmy od tego określenia) społeczeństwo jest doprowadzane do stanu, w którym "nie wchodzenie na [tu_wstaw_nazwę_portalu_lub_komunikatora] przez 3 tygodnie" to nie lada wyczyn, godzien wszelkich pochwał i świadczący o gigantycznym poświęceniu. To, o czym autor wspomnianego wcześniej artykułu pisał, tj. o umiarze, dawno przestało mieć znaczenie. Ludzie nigdy nie znali umiaru. A nawet jeśli gdzieś tam, głęboko w sercu czy rozumie, rodziła się myśl o tym, że warto przestać, ograniczyć się, pojawiali się antagoniści takiego myślenia - twórcy portali i spece od PR oraz marketingu, krzyczący: "Wszystko jest w porządku! Nie ma się czego obawiać! Korzystajcie, bo wszystko jest dla ludzi!".
Podsumowując, nie mogę się więc zgodzić z propagatorami teorii optymistycznej, że "wszystko jest dla ludzi", a Social Networking i Instant Messenging nie wpływają na życie codzienne w sposób wielokrotnie bardziej negatywny, niż miały z założenia wpływać. Nie mogę się też zgodzić z ich przeciwnikami, twierdzącymi, że te narzędzia są tak niebezpieczne, że nie powinno się z nich wcale korzystać, a najlepiej jest pozostać całkowicie anonimowym odbiorcą, bez kont lub z kontami na fałszywe dane osobowe. Jest to przecież nie tylko namawianie do łamania regulaminów, a więc i prawa, ale też całkowity bezsens. Przykładowo, portale społecznościowe stanowią bardzo dobre uzupełnienie komunikacji typu e‑mail / grupa dyskusyjna, które były kolebką sieci, a zarazem uzupełnieniem codziennej komunikacji "twarzą w twarz". Znowuż komunikatory wiadomości błyskawicznych pozwalają oszczędzić czasu i pieniędzy w stosunku do SMSów i rozmów telefonicznych. Zatem nie można ich ostatecznie skreślić. I znowu zgodzić się nie mogę z krytykantami obydwu tych grup, twierdzącymi, że ich to nie dotyczy, lub że "oni nad wszystkim panują", a także uważającymi, że wszystko powinno mieć swój umiar, i na tym kończącymi. Nie wystarczy bowiem nie zajmować w pewnej sprawie stanowiska, aby sprawa się rozwiązała. Być może osoby te mają jakieś granice, jednak żyjąc wśród osób ich nieposiadających, bardzo ciężko będzie im się "nie dostosować". Ponadto, stwierdzenie, że "wszystko powinno mieć swój umiar" jest... no właśnie, co ono oznacza? Gdzie jest korzystanie "dobre", a gdzie korzystanie "złe"? W niniejszym wpisie zająłem pewne stanowisko, w którym te strony określam, jako że wpis powstał, jako próba choćby i odległego, mało skutecznego, ale jednak jakiegoś działania, mającego na celu przekonanie ludzi, że dając się wciągnąć w ten wir "społecznościowywości" (stwierdzenie to rzucił jakiś czas temu dość ironicznie mój znajomy), nie działają na swoją korzyść, a wręcz przeciwnie.
[image=img2] Za: Wikia.com/socialnetworkingeducation (znalezione z pomocą Google, artykuł macierzysty nieznany)
Z tego też względu, proszę. Niech Facebook będzie dodatkiem, nie substytutem spotkań w terenie / klubie / mieście. Niech służy za "dopowiedzenie" tego, czego nie zdążyliście na spotkaniu powiedzieć. Niech służy rozrywce, odpoczynkowi, a nie stylowi życia, czy wyszukiwaniu niepochlebnych informacji o innych (vide pracodawcy w USA i ich kandydaci na pracownika). Niech będzie rozszerzeniem funkcjonalności skrzynek mailowych, grup dyskusyjnych i for, z których korzystacie np. z racji należności do określonej grupy społeczeństwa. Podobnie Twitter, niech nie będzie miejscem pisania o takich rzeczach jak "wypicie kawy", lecz waszych chwilowych przemyśleń, tak jak to miał na myśli projektant (a przynajmniej tak to wyglądało, gdy Twitter był promowany w trakcie powstawania). I znowu podobnie w przypadku komunikatorów. Niech nie zastępują całkowicie spotkań (vide wideokonferencja na GG czy Skype'ie), lecz je uzupełniają.
Nie jestem konserwatystą. Przyznam się jednak szczerze, że odczuwam nostalgię w kwestii starych, dobrych listów konwencjonalnych. Teraz, najdłuższy list jaki mi się zdarza otrzymać lub wysłać, jest to kartka pocztowa z wakacji. A i to dla niektórych jest za wiele - wolą zrobić zdjęcie i umieścić je na Facebooku lub NK. Taniej i więcej ludzi dostanie. Ale to nie ma tego uroku, tej... tylko się nie śmiejcie... "magii". Przyjemnie jest rozerwać długo oczekiwaną kopertę, otworzyć złożoną "na cztery" papeterię w formacie A4, zobaczyć swoje imię lub status ("ukochany", "przyjaciel") poprzedzony słowem "najdroższy" lub nawet zwykłym "hej". Widzieć charakter pisma, czuć, że ktoś się dla nas wysilił i ten list dwukrotnie przepisywał nim wyzbył się wszystkich błędów i skreśleń. Choćby i list miał ledwie 3‑4 linijki tekstu, był listem. A nie zestawem wirtualnych bitów, niewidzialnych zer i jedynek, przesyłanych w ciągu paru sekund z jednego na drugi koniec świata.
Po raz drugi (przyznam Wam szczerze, że ja naprawdę nie umiem trzymać się jednego wątku, tyle w mojej głowie siedzi pomysłów) podsumowując, tym razem jednak kwestię, w której odbiegłem od tematu głównego, nie przeczę, że technologie typu e‑mail, Social Networking czy Instant Messenging są dobre. Pozwalają na szybki bezproblemowy kontakt. Ale żal mi strasznie, że do mojej skrzynki pocztowej docierają jedynie rachunki i reklamy, istny spam, czasem jakaś kartka pocztowa. A gdzie te listy? Gdzie atrament przelany na papier ozdobny, z uczuciem i pewnego rodzaju poświęceniem? Gdzie ten znaczek, który jest wynikiem pofatygowania się do najbliższego urzędu pocztowego. Gdzie się to wszystko podziało?
Kończąc już, bo gotów jestem jeszcze kolejny temat zacząć: spróbujmy zacząć korzystać z możliwości, które nam dano, w taki sposób, dla jakiego zostały zaprojektowane na samym początku. I nie ważne, że NK ma teraz milion różnych, zbędnych i dezorientujących w mojej opinii funkcji. Kiedyś było "Naszą-Klasą" i do tego, do czego kiedyś, powinno służyć i dziś. Przestańmy pozwalać PR‑owcom na kreowanie naszej, podkreślam, naszej, nie ich, przyszłości. Wyjdźmy na dwór, odetchnijmy powietrzem i spójrzmy, jak przyjemnie jest móc spotkać się z kimś na co dzień, bez kilkugodzinnego wpatrywania się w ekran komputera z niebiesko-białym logo lub żółto-czerwonym słoneczkiem... A komputer niech się stanie znów narzędziem, a nie medium ze światem :)
Koniec.
Nareszcie... ;)