Nexus 4 rok później — czy już czas na zmianę?
W ostatnich dniach mogliśmy obserwować premierę nowej wersji Androida, 4.4 KitKat, a także premierę najnowszego smartfona prosto od Google, modelu Nexus 5. Jest to bez wątpienia spore wydarzenie, bo zarówno system przynosi wbrew pozorom całkiem spore zmiany, jak i nowa słuchawka po raz kolejny wbija się klinem w rynek. Wystarczy powiedzieć, że wystarczyło kilka godzin, aby zapasy pierwszego wypustu zostały po prostu wymiecione ze sklepu Google Play. Już niebawem kolejny, ale mam przeczucie, że sytuacja się powtórzy i szybko ujrzymy informacje o tym, że urządzenie nie jest już dostępne i czeka na dostawy. W zasadzie nie ma się co dziwić, bo nowy Nexus to wydajnościowy potwór, a jest sprzedawany za bardzo atrakcyjną cenę.
06.11.2013 15:53
Jeszcze przed jego premierą zacząłem się zastanawiać, czy jest sens zmieniać aktualnie posiadanego przeze mnie smartfona właśnie na nowego Nexusa… Nie będę tutaj czarował ani oszukiwał, bardzo długo uważałem Androida za system kiepski, a przede wszystkim wolny. Miało to podłoże z pierwszego urządzenia na nim pracującego, z jakim miałem do czynienia, a mianowicie LG P500, modelu bardzo podobnego specyfikacją do o wiele popularniejszego HTC Wildfire S. Nie działało to jak powinno, więc na ponad pół roku przesiadłem się na Windows Phone. Później jednak spróbowałem Androida ponownie, tyle tylko, że w czystym wydaniu od Google, w modelu Nexus S. Od niego była już prosta droga do Galaxy Nexusa, którego notabene kupiłem łącząc się ze światem z Zamku na Skale, chwilę przed oficjalnym rozpoczęciem ubiegłorocznego Hot Zlotu… Od tego momentu stałem się fanem nie tylko systemu, który zapewnia mi dostęp do ogromnej ilości usług Google z jakich korzystam, ale również całej serii Nexus, w której dostawałem właśnie to, czego oczekiwałem. Gdy światło dzienne ujrzał Nexus 4 miałem na niego chrapkę… tyle tylko, że był poza zasięgiem klientów z Polski, a bawienie się w sprowadzanie urządzenia, dodatkowo bez gwarancji raczej mi się nie podobało. W efekcie kupiłem go dopiero pod koniec wiosny i służy mi on do dzisiaj. Powiem więcej, jak do tej pory do urządzenie, z którego jestem najbardziej zadowolony, pomimo, że ma swoje wady.
No dobrze, ale jaki to ma w ogóle związek z nowym Nexusem 5 i dlaczego tyle mówię o przeszłości? Po prostu, w moje rozmyślenia o wymianie na nowy model wdarła się niespodziewanie pewna wątpliwość, którą chciałbym się z wami podzielić w tym wpisie. Stanowi on zarazem recenzję obchodzącego pierwsze urodziny, starszego modelu, a także porównanie do nowszego. Zasadnicze pytanie więc brzmi: czy posiadając Nexusa 4 warto zastanawiać się nad przesiadką na nowy model? No i czy jeżeli szukamy czegoś odpowiedniego dla siebie, inwestowanie w „en cztery” ma jeszcze w ogóle jakikolwiek sens? Postarajmy się wspólnie znaleźć odpowiedź na te pytania.
[break /]Design ma znaczenieO ile kiedyś nie było to takie istotne, o tyle obecnie design odrywa spore znacznie w wyborze telefonu. Przyznam się, że zawsze kierowałem się praktycznością, a do nowo kupionego telefonu od razu nabywałem dodatkowo folię na ekran oraz etui, najczęściej gumowe, typu S-Line. Podobnie było i z Nexusem 4. Niby jest Gorilla Glass, ale ja nie wierzę w słowa marketingowców i mimo wszystko wolę założyć folię. Sam wygląd jednak od samego początku mnie intrygował, nieco pozytywnie, nieco negatywnie. Wielkość jest w zasadzie bardzo podobna do poprzednika, Galaxy Nexusa. Zmienił się jednak kształt, bo N4 nie jest ani trochę wygięty. Sama bryła jest skonstruowana w taki sposób, że nigdy po wyciągnięciu telefonu z kieszeni nie wiem, czy trzymam go odpowiednią stroną… dopiero sięgnięcie do przycisków pozwala często stwierdzić, że jednak trzeba go obrócić. Całość niby taka zwyczajna, niczym się specjalnie nie wyróżniająca, a jednak przyciągająca uwagę. Brak logo producenta z przodu od razu budzi ciekawość. Nieco odstające rogi zapewniają świetne wrażenia przy przewijaniu czegoś z lub do krawędzi, a ozdobna ramka nie tylko nie rysuje się jak by się można tego było spodziewać, ale naprawdę dodaje urządzeniu uroku i klasy.
Nawet przyciski robią o wiele lepsze wrażenie, niż to, z czym spotkałem się w GNexie, tutaj nie sprawiają wrażenie tandetnego plastiku. Tył… to jest zupełnie inna bajka. Na nim również znajdziemy szkło, co jak się okazuje niekoniecznie było dobrym pomysłem. Sam miałem na tyle dużo szczęścia, że pomimo 2-3 niewielkich upadków nic się nie stało, ale w sieci aż roi się od informacji o rozbitych Nexusach. Co więcej, zdarzały się wypadki pękania tylnego szkła bez upadku… po prostu w kieszeni, przy jakimś większym naprężeniu nie dawało sobie rady i problem gotowy. Trzeba jednak przyznać, że to jak ten tył się prezentuje, po prostu zwala z nóg. Mieniące się kropki przypominające jedną z animowanych tapet dostępnych w systemie Android wyglądają po prostu niesamowicie. Wbrew pozorom, wcale nie kojarzy się to z szpanerskim dodatkiem, wiejskim tuningiem. Wręcz przeciwnie, bo cały tył, delikatnie przechodzący łukiem wyżej robi świetne wrażenie. Tutaj znajdziemy już niewielkie logo LG, a także serii Nexus. Na tyle położony jest również głośnik z niesamowitym systemem wyciszania. Wystarczy położyć telefon wyświetlaczem do góry, aby nie usłyszeć dźwięków, przegapić ważne wiadomości i telefony, które by nas niepotrzebnie angażowały. Po prostu bajka, nieprawdaż? Eeee… chyba jednak nie… to największa wtopa tego modelu. Z czasem pojawiła się wersja ze specjalnymi nóżkami nieco unosząca tył i w pewien sposób niwelująca ten problem.
Wspominałem wcześniej o etui… w wypadku N4 ponad miesiąc temu zerwałem z tym… Ten telefon wygląda tak ładnie, tak świetnie leży w dłoni, że po prostu żal chować go w jakiekolwiek etui. Jakość wykonania również stoi na bardzo wysokim poziomie. Muszę jednak przyznać, że niedługo po zakupie dręczył mnie skrzypiący tył… przypomniałem sobie tragiczne plastiki Samsunga, to był koszmar. Jak się okazało, takie coś dotyka wielu nabywców i sprawę załatwia bezproblemowo serwis. Nie chciałem jednak tracić czasu, więc załatwiłem to we własnym zakresie dosyć chałupniczą metodą „na wciskanie kawałka papieru”. Grunt, że żadnego skrzypienia nie ma. Niesmak jednak pozostał.
Jak to się ma do Nexusa 5? Jego wymiary są niemalże takie same, pomimo nieco większego wyświetlacza. Ramki zostały zmniejszone, co jest niewątpliwą zaletą, przynajmniej jak dla mnie, czego najlepszy przykład widziałem w Motoroli RAZR i – niby 4,3”, a telefon wydawał się o wiele mniejszy. Zyskano miejsce, które w N4 zmarnowano tak na dole jak i u góry urządzenia na zbędne przestrzenie. Sam kształt pod względem zachodzenia do tyłu zrobił się dużo bardziej kanciasty, wydaje się, że stracił tą delikatną obłość, a przez to również część swojego uroku. Z tyłu zniknęło szkło, a także magiczna faktura, zastąpiona nową wersją loga Nexus, jakie można znaleźć na tablecie Nexus 7 drugiej generacji. Efekt jest taki, że nie ma już tej magii… Zaletą jest jednak to, że głośnik wylądował na dole urządzenia, nie trzeba się więc obawiać o działanie systemu do automatycznego wyciszania. Poza tym ze względu na dwie maskownice powinien on być głośniejszy, co również ma niebagatelne znacznie. Opinie jakie do tej pory się pojawiły mówią jednak o tym, że nie tylko nie jest to stereo na co wskazuje budowa, ale na dodatek jakość dźwięku pozostawia wiele do życzenia. Poza tym bardzo łatwo go zakryć podczas trzymania w poziomie.
[break /]Kilka słów o wyświetlaczuWyświetlacz jest elementem, na którym z pewnością najczęściej będzie skupiona nasza uwaga podczas pracy z urządzeniem. Przyznam szczerze, że przesiadka z GNexa na N4 została nagrodzona zarówno pozytywnym jak i negatywnym odczuciem. Oba te telefony posiadały ekran o niemal takiej samej wielkości (4,65” vs 4,7”), a także rozdzielczości HD. Różnica w jakości obrazu była jednak kolosalna, raz przyznając palmę zwycięstwa produktowi LG, a raz Samsungowi. Różnica tkwi w samej technologii. GNex to Super AMOLED – bardzo kontrastowe, żywe barwy, do tego naprawdę fenomenalna czerń no i świetne kąty widzenia. Z drugiej strony jest on narażony na wypalanie się ekranu, biel wygląda jak za przeproszeniem „osikany śnieg” a jasność nie pozwala na komfortowe używane w nawet niewielkim świetle… Dodatkowo Samsung postanowił użyć układu pikseli PenTile, co jeszcze bardziej dobiło biel przy niskim poziomie jasności (gdzie wygląda raczej jak szarość), a w niektórych sytuacjach pozwalało dostrzec piksele. Oczywiście ze względu na wysoką rozdzielczość zjawisko to było znacznie ograniczone i trzeba być upierdliwym jak ja, aby się w ogóle tego czepiać. Nie mogę tu zapominać o tym, że nieco wklęsły ekran został pokryty warstwą oleofobową, przez co nie łapie aż tak bardzo odcisków palców. Z drugiej strony, nie ma tam szkła Gorilla Glass, a pomimo zapewnień producenta o użyciu odpowiednio wytrzymałego materiału, pierwszego Galaxy Nexusa zarysowałem w zasadzie… niczym. Do tej pory nie wiem czym nabawił się on w ciągu 2-3 pierwszych dni użytkowania dobrze widocznej pod światło rysy.
Co mamy natomiast po drugiej stronie ringu? Nexus 4 został wyposażony w ekran LCD IPS, w zasadzie taki sam jaki można było nieco wcześniej zobaczyć w telefonie LG Optimus G. W teorii wygląda to nad wyraz dobrze, bo Optimus był bardzo ceniony za swój wyświetlacz. Jak na LCD kąty widzenia są niezłe, choć AMOLED to z pewnością nie jest, co można zauważyć przy pochyleniu urządzenia po przekątnej. Dodatkową wadą jest nieco widoczny digitizer, w szczególności przy sztucznym oświetleniu. Kolory… tutaj mamy prawdziwą zagadkę. Wszystko wskazuje na to, że gdzieś trzeba było szukać oszczędności no i trafiły one właśnie na kalibrację wyświetlacza. O ile wspomniany Optimus G może cieszyć się żywymi, pięknymi barwami, o tyle Nexus 4 robi takie wrażenie, jakby ktoś obdarł z życia wszystkie ikony i grafiki… kolory są po prostu wyprane. Na ten problem pomaga ręczna kalibracja lub użycie odpowiednio zmodyfikowanych kerneli i aplikacji (np. Parandroid w swojej modyfikacji od razu oferuje znacznie poprawione kolory), wymaga ona jednak dostępu root, a co za tym idzie, odblokowania urządzenia. Po takim zabiegu wszystko wygląda naprawdę dobrze, ale trudno nie ukrywać tutaj rozczarowania i niesmaku z powodu takiej sytuacji. Wrażenia z ekranu ratuje kapitalna ostrość obrazu – jest to LCD, mamy więc pełne piksele, nie musimy się także obawiać o trwałość nawet zostawiając wyświetlacz włączony na całą noc. Biel wygląda tak jak powinna, a poziom jasności jest na tyle wysoki, że nie ma problemu z używaniem wyświetlacza nawet w słoneczny dzień. Przyczepić można się jedynie do automatycznej regulacji, której minimalny próg i tak jest nieco za wysoki i w nocy po prostu nasze oczy są bezlitośnie atakowane. W przeciwieństwie do Galaxy Nexusa ekran jest chroniony szkłem Gorilla Glass, tutaj postanowiłem jednak być sceptyczny i od początku używam folii.
Biorąc to wszystko pod uwagę, co ma nam do zaoferowania najnowszy Nexus? Przede wszystkim wyświetlacz jest nieco większy, bo ma 4,95”. Mamy tutaj również do czynienia z jeszcze większą rozdzielczością, wynoszącą pełne Full HD, aż 1920x1080 pikseli. Zagęszczenie pikseli wynosi kosmiczne 445 ppi… i szczerze zastanawiam się, czy pod względem ostrości obrazu w ogóle jakakolwiek różnica będzie widoczna. Nadal jest to LCD IPS, a więc nie ma problemu z PenTile, tymczasem podobny IPS jaki można znaleźć w tablecie Nexus 7 drugiej generacji zapewnia taką ostrość obrazu, że nawet przy rozmiarze 7” naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Choć zwracam na takie elementy dużą uwagę co można wywnioskować po moich innych publikacjach w tym miejscu muszę jednak się zatrzymać – moim zdaniem różnica nie będzie w ogóle zauważalna, no chyba, że zaczniemy bawić się mikroskopem. Inaczej byłoby w wypadku ekranu AMOLEDowego. Jak wyglądają inne cechy tego wyświetlacza? Opinie jakie można znaleźć już w sieci jasno mówią o tym, że tym razem aż tak nie oszczędzano. Kalibracja kolorów jest o wiele lepsza niż w N4, kolory są żywe i cieszą oko. Udało się zachować wysoki poziom jasności i widoczności w słońcu, ale pojawiło się lekkie smużenie przy szybkim przewijaniu. Jeżeli nie lubimy samodzielnie grzebać w oprogramowaniu, nowy wyświetlacz będzie lepszym wyborem niż ten, jaki można znaleźć w N4.
[break /]Wydajność - Dawid kontra Goliat?Pod względem wydajnościowym dosyć trudno porównywać te dwa urządzenia, bo jest to zupełnie inna półka. W końcu od premiery N4 wyposażonego w czterordzeniowy układ Snapdragon S4 Pro 1,5 GHz i układ graficzny Adreno 320 minął już rok, a przez ten czas zmieniło się naprawdę wiele. Nowy model jest wyposażony w aktualnego lidera, istnego giganta i potwora wydajnościowego, jakim jest Snapdragon 800 taktowany częstotliwością 2,3 GHz i układ graficzny Adreno 330. Ilość pamięci RAM pozostała na tym samym poziomie i w obu modelach wynosi aż 2 GB. Nieco inaczej ma się sprawa z pamięcią wewnętrzną – o ile N4 był dostępny w wersjach 8 i 16 GB, co dla wielu użytkowników było nie do przyjęcia, o tyle N5 to już wybór spośród 16 lub 32 GB. Oba z nich zgodnie z polityką przyjętą przez Google nie posiadają złącza na karty microSD, lecz w dobie coraz intensywniejszego użytkowania chmur i Internetu nie powinno to stanowić żadnego problemu. Co prawda nie dotyczy to bezpośrednio wydajności, ale warto zwrócić uwagę na fakt, że nowy Nexus pozwoli na użycie LTE, nawet w Polsce, choć tyczy się to wersji europejskiej o oznaczeniu D821.
No dobrze, na papierze różnice są kolosalne, ale jak to będzie wyglądać w praktyce? Na chwilę obecną nie jestem w stanie porównać tych modeli bezpośrednio, ale mogę nieco powiedzieć o wydajności Nexusa 4. Jest on po prostu diabelsko szybki. To co potrafi zawstydza bardzo popularne modele jakim są Samsungi Galaxy S3, a nawet S4. Wszystko to zawdzięcza braku nakładki od producenta, która potrafi spowolnić nawet najszybsze urządzenia dostępne na rynku. Tego samego nie mógłbym powiedzieć o Galaxy Nexusie, bo pomimo że posiadał on całkiem szybki dwurdzeniowy procesor 1,2 GHz i 1 GB pamięci RAM, o tyle spisywał się kiepsko przez dosyć wolną pamięć wbudowaną. Ten sam problem trapił zresztą również pierwszą generację tabletu Nexus 7 i sytuację uratował dopiero Android 4.3 wprowadzając obsługę technologii TRIM. Również N4 dzięki niej dostał jeszcze większego kopa, choć tak naprawdę różnica podczas codziennego użytkowania jest w zasadzie niezauważalna – urządzenie pracuje fenomenalnie. Nie ma w nim żadnego problemu z używaniem dosyć wymagającej przeglądarki jaką jest Chrome. W porównaniu do kilku Lumii mogę nawet powiedzieć, że tak cały interfejs jak i wszelkie aplikacje działają na Nexusie szybciej, choć nigdy nie spodziewałem się, że powiem coś takiego w odniesieniu do urządzenia pracującego od kontrolą systemu Android.
Ilość pamięci RAM jest tak duża, że w zasadzie bardzo ciężko ją wykorzystać. Jeszcze nie spotkałem się z sytuacją w której wolnej byłoby mniej niż 600-700 MB a trzeba brać pod uwagę fakt, że nieużywana pamięć to pamięć zmarnowana, system zaś zwalnia ją automatycznie. Grunt, że wielozadaniowość spisuje się świetnie, po prostu mamy szybki dostęp do wielu, wielu ostatnio uruchamianych lub pracujących w tle aplikacji. Różnice przekładają się więc głównie na testy syntetyczne, a więc konkurowanie ze sobą na cyferki. Oczywiście sytuacja może zmienić się w miarę czasu i pojawienia się kolejnych, jeszcze bardziej wymagających gier. Sam zwolennikiem zaawansowanej graficznie rozrywki na ekranach tak małych jak w wypadku smartfonu czy tabletu nie jestem, więc mi to nie grozi. Pewnym problemem w wypadku takiego zastosowania i modelu N4 może być tzw. throttling. W wypadku oryginalnego oprogramowania po mocniejszym nagrzaniu urządzenie zmniejsza taktowanie procesora, przez co niektóre gry mogą tracić płynność działania. Tutaj więc, dla maniaków rozrywki chcących mieć nieco większy zapas mocy na przyszłość lepszym wyborem wydaje się Nexus 5.
Czas pracy na baterii
To z czego byłem bardzo zadowolony po przesiadce w Galaxy Nexusa na Nexusa 4 to z pewnością czas pracy na baterii. Poprzedni referent był wyposażony w źródło energii o pojemności 1750 mAh. Nowszy model, pomimo podobnego ekranu to już 2100 mAh. Różnica była bardzo odczuwalna, pomimo tego, że GNex był wyposażony w teoretycznie oszczędniejszy wyświetlacz AMOLEDowy. Czas pracy podczas umiarkowanego użycia tj. bez gier, za to sporo na przeglądarce internetowej w obu wypadkach wystarczał na dzień pracy, tyle tylko, że o ile Samsung dawał radę na około 3 godzin pracy ekranu, o tyle LG już na nieco ponad 5. Przy lżejszym użytkowaniu nie ma problemu z osiągnięciem na N4 ponad 2 pełnych dni, pomimo włączonej w tle synchronizacji, łączności Wi-Fi oraz transmisji pakietowej. Niewątpliwą zaletą Samsunga było jednak to, że baterię mogłem w każdej chwili wymienić. W ubiegłorocznym modelu jest to już niemożliwe, chyba że akurat mamy przy sobie zestaw torxów i innych narzędzi…
Przyznam szczerze, że informacje o większym ekranie i bardzo szybkim procesorze zastosowanym w Nexusie 5 zmuszały do myślenia o tym, że pojawi się w nim bateria o wiele większej pojemności. Tak się jednak nie stało, bo co prawda 2300 mAh to nieco więcej, ale czy naprawdę tego się spodziewaliśmy widząc 2600 mAh w Galaxy S4, nie mówiąc już nawet o 3000 mAh w Xperii Z1? Jak można się spodziewać, czas pracy nie zmienił się na lepsze. W najlepszym wypadku wygląda podobnie do tego w N4, choć mocniejsze obciążenie wiąże się z bezpośrednio z efektem „bateria leci w oczach”. Na usta aż pcha się stwierdzenie coś za coś… Tyle tylko, że nowy Nexus nie jest wcale mały, a zarazem po raz kolejny nie ma możliwości łatwej wymiany baterii. W tym wypadku pozostaje mocny niedosyt.
[break /]Tradycja słabego aparatuAparat… to jest naprawdę „wstydliwy” temat dla całej serii Nexus, bo prawdę mówiąc, zawsze lądowały w nim aparaty, które w żaden sposób nie były w stanie konkurować z tym, co można było znaleźć w urządzeniach z wyższej półki nie tyle specyfikacyjnej, co przede wszystkim cenowej. Przyznam szczerze, że aparat 8 Mpx i kamera w Nexusie 4 są bo są i tyle można o nich powiedzieć. Przy dobrym oświetleniu jeszcze zrobi się jakieś zdjęcie, choć nawet na nim znajdzie się sporo szumów. Nada się również do szybkiego zdjęcia jakichś notatek, ale na tym jego praktyczność się kończy. Niewielka ilość wbudowanej pamięci nie zachęca z kolei do zabawę w filmowca, podobnie zresztą jak i sama jakość nagrań.
W swoim najnowszym modelu LG G2 zastosowało bardzo zaawansowany aparat 13 Mpx chwalony już w wielu recenzjach. Nie znajdziemy go niestety w Nexusie 5, w którym najwidoczniej postanowiono kontynuować tradycję słabego aparatu. Nadal jest to 8 Mpx, choć tu pojawiła się optyczna stabilizacja. Zdjęcia jakie zostały zaprezentowane przez użytkowników już po premierze nie dają tu jednak złudzeń – są one słabe. Całość ma nieco poprawiać oprogramowanie i nowy tryb HDR+ dostępny w Androidzie 4.4 KitKat… tyle tylko, że to kwestia oprogramowania, a nie sprzętu, którego już poprawić się nie da. Google wychodzi z założenia, że taki aparat jest w wypadku takiego urządzenia wystarczający. Ja się z tym zgadzam, bo do zdjęć wolę równie niewielki, a znacznie lepszy kompakt, ale jednak wiem, że moda idzie w kierunku „urządzenia wszystkomającego”. W tym wypadku Nexus 5 nie wydaje się dobrym wyborem, podobnie zresztą jak i jego młodszy brat. Ciekawe tylko, czy po opublikowaniu nowej wersji Androida dla starszego modelu i jego zdjęcia ulegną poprawie w wypadku trybu HDR+? Na to przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Nexus 4 czy Nexus 5, oto jest pytanie
Myślałem nad pytaniem zawartym w tytule wcześniej, zadawałem je sobie również w trakcie jego pisania. Dla mnie odpowiedź ta w chwili obecnej jest tylko jedna: nie. Zmiana z Nexusa 4 na Nexusa 5 na chwilę obecną nie ma sensu. Zmiany nie są rewolucyjne – lepszy wyświetlacz, większa wydajność, za to nadal marny aparat. Jako że nie jestem graczem, a wygląd N4 naprawdę mi się podoba, chyba czas zatrzymać się na tym modelu nieco dłużej. Tymczasem ceny N5 na polskim rynku są póki co kosmiczne i dalekie od oryginalnych z Google Play. Poza tym jak zwykle pojawia się problem gwarancji urządzenia ściąganego z Wielkiej Brytanii, nie mówiąc już zupełnie o USA.
Pewną zachętą może być wsparcie firmy Google. Zgodnie z ich dosyć bezsensowną polityką, jaką pokazali ostatnio podczas premiery nowego Androida i zapowiedzi że nie zostanie on udostępniony dla modelu Galaxy Nexus można spodziewać się, że za jakiś czas podobny los spotka N4. Od premiery minął rok, spodziewam się więc, że ostatnia aktualizacja jaką oficjalnie otrzyma ten model pojawi się w okolicach wiosny lub lipca, czasie gdy Google wprowadza takie zmiany. Nie ma natomiast co liczyć na to, że przyszłej jesieni zostanie potraktowany on ulgowo. W końcu sztywne 18 miesięcy „zobowiązuje”. Nowy model ma za to spokój, ma również ogromny zapas mocy… tyle tylko że, niby na co miałbym go tak naprawdę spożytkować? Na chwilę obecną dalsze rozmyślenia w tej kategorii nie mają sensu. Trzeba poczekać aż telefon pojawi się w polskiej dystrybucji a wtedy… kto wie ;)