Nokia E7 — biznesowy Terminator z kulawą nogą
Oglądaliście kiedyś Terminatora 2? Była tam scena, w której młody Johnn Connor hakował bankomat przy pomocy Atari Portfolio. Gdy oglądałem to po raz pierwszy, mały komputerek zrobił na mnie niesamowite wrażenie — nie mniejsze niż przełomowe efekty specjalne w filmie. I nie chodziło wcale o okradanie bankomatów ;) Po prostu było to ucieleśnienie marzeń o urządzeniu, które naprawdę można nosić zawsze i wszędzie. Portfolio zapoczątkowało nową erę — erę palmtopów. Bardzo szybko pojawili się konkurenci: HP 95LX, Psion Series 3 i inne. Jednak żaden z nich nie wywołał u mnie już takiego zachwytu. Do czasu gdy ujrzałem... pierwszą Nokię Communicator. Połączenie palmtopa i telefonu GSM było zjawiskiem otwierającym całkiem nowe możliwości pracy i komunikacji. Wtedy była to prawdziwa rewolucja, dziś smartfony to już chleb powszedni. I choć najczęściej są to smartfony-gadżety to każdy z nich pozwala na otwieranie plików Worda, PDFów, wysyłanie e-maili, przeglądanie stron, o gromadzeniu kartotek kontaktów czy sporządzaniu notatek nie wspominając. Czy debiutująca właśnie w Polsce Nokia E7 Communicator jest zatem w stanie jeszcze czymś zaskoczyć? Na to i wiele innych pytań postaram się odpowiedzieć w niniejszej recenzji.
Nokia E7 wyposażona jest m.in. w dotykowy, pojemnościowy ekran AMOLED ClearBlack o przekątnej 4" i rozdzielczości 640x360 pikseli, pełną klawiaturę QWERTY, procesor ARM11 680 MHz sprzężony z układem graficznym Broadcom BCM2727, 16 GB wbudowanej pamięci, aparat fotograficzny 8 Mpix z trybem wideofilmowania, dodatkową kamerę 0,3 Mpix do rozmów wideo, odbiornik GPS, akcelerometr, złącze HDMI, micro USB (z możliwością pracy w trybie On-The-Go) i mini-jack 3,5 mm (audio/video).
Telefon obsługuje wszystkie istotne częstotliwości pracy GSM/WCDMA, zapewnia wsparcie dla szybkiego przesyłu danych z sieci komórkowej HSDPA (download, do 10,2 Mbps) i HSUPA (upload, do 2,0 Mbps), obsługuje Bluetooth 3.0, WiFi 802.11 b/g/n. Całość pracuje pod kontrolą systemu Symbian^3. Obudowa ma konstrukcję typu slider o wymiarach 123,7 x 62,4 x 13,6 mm i waży 175 gramów. Urządzenie objęte jest 24-miesięczną gwarancją.
Pełną specyfikację znaleźć można na stronach producenta.
Pierwsze wrażenie
Ostatnio wiele tłumaczy się ekologią. W sklepie trzeba płacić za kawałek foliowego worka, zwanego dumnie torbą ekologiczną lub biodegradowalną — ekologia. Cóż z tego, że z ekologią nie ma to wiele wspólnego. W miejsce tradycyjnych żarówek wpychają nam dziesięciokrotnie droższe, „energooszczędne", z trującą rtęcią i do tego święcące trupim światłem — ekologia. We wnętrzach samochodów zamiast prawdziwej skóry, drewna, aluminium znajdziemy śmierdzące plastiki z przetworzonych plastikowych butelek po napojach — ekologia. Przykłady można by mnożyć... Ekologia stała się słowem-klucz do nabijania ludzi w butelkę i wciskania im tandety za ciężkie pieniądze.
Gdy zobaczyłem po raz pierwszy opakowanie z Nokią E7 miałem najgorsze przeczucia. Mizerne pudełeczko z kiepskiego kartonu nie sugerowało niczego dobrego. Czegoś takiego spodziewałbym się po najtańszych telefonach za kilkadziesiąt złotych w sieci sklepów nie dla idiotów, a nie w przypadku topowego — bądź co bądź — smartfonu za ponad 2 tysiące. Tym bardziej, że wcześniejsze, topowe modele Nokii zawsze wyróżniały się ciekawymi opakowaniami będącymi swego rodzaju obietnicą ukrywania wewnątrz czegoś naprawdę wyjątkowego. Kogoś może śmieszyć, że czepiam się takiej „błahostki", ale naprawdę wygląda to bardzo tandetnie, przepraszam, „ekologicznie".
Nie ma co się zrażać — pomyślałem — najważniejsze jest w końcu to co w środku. I tu bardzo miła niespodzianka. Ludzie odpowiedzialni za projekt i produkcję Nokii E7 na szczęście nie byli tak ekologiczni jak Ci z działu opakowań — telefon jest po prostu fenomenalnie wykonany! Cała obudowa zrobiona jest z bardzo przyjemnego w dotyku, anodowanego aluminium, lakierowanego na grafitowy kolor (mają być też srebrne i niebieskie). Wyjątkiem są jedynie dwa niewielkie paski plastiku, na krótszych bokach telefonu. Największe wrażenie zrobił na mnie jednak mechanizm wysuwania ekranu — techniczny majsterszyk! W odróżnieniu od poprzednich Communicatorów, klawiatura i ekran nie składają się już jak dwie części kanapki. Ekran popchnięty u dołu wysuwa się nad klawiaturę pod kątem około 35 stopni, podobnie jak w Nokii N97. Tu jednak mechanizm został dopracowany — podpórka ma inny kształt i jest metalowa, a nie plastikowa. Ekran zarówno w pozycji złożonej, jak i wysuniętej, jest bardzo stabilny, nie ugina się, ani nie przesuwa względem korpusu telefonu. Do jego wysunięcia potrzeba użycia odrobiny siły, ale za to nie da się tego zrobić przypadkowo.
Ogólnie wszystko jest doskonale spasowane, nic nie skrzypi, nie trzeszczy, nie sprawia wrażenia jakby miało się zaraz rozpaść, jak to obecnie nierzadko ma miejsce. Warto przy tym podkreślić, że telefon bardzo dobrze leży w dłoni. W czasach, gdy w pogoni za klientem, producenci upychają w telefonach coraz większe ekrany, nie jest to wcale takie oczywiste — wystarczy spojrzeć np. na HTC HD7 czy Desire HD. To zasługa nie tylko utrzymanych w granicach rozsądku rozmiarów Nokii E7 (szczególnie szerokości), ale także tego dziwacznego, na pierwszy rzut oka, wyprofilowania rogów (telefon „nie kłuje” bowiem w rękę). Co więcej, złożony w ogóle nie daje po sobie poznać, że kryje sprzętową klawiaturę — jego grubość to zaledwie 13,6 mm. Efekt? Subiektywnie porównanie z minimalnie cięższą, ale znacznie grubszą Nokią N900, wypada znacznie korzystniej dla E7, niż wynikałoby to z wagowej różnicy. Optymalnie dobrane rozmiary i ergonomiczna obudowa procentują wrażeniem, że telefon ten waży znacznie mniej niż w rzeczywistości.
Reasumując, jest to bodaj najlepiej wykonana Nokia jaką trzymałem w rękach. Nie ma niczego w konstrukcji tego telefonu co budziłoby obawy na przyszłość. Na dłuższą metę problemem może być jedynie lakierowana na grafitowy kolor obudowa — głębsze rysy czy odpryski spowodowane użytkowaniem będą bowiem ujawniać aluminium. Pod tym względem srebrna wersja będzie z całą pewnością bardziej praktyczna, choć może już nie tak elegancka.
Detale konstrukcji i wyposażenia
Kilka słów wypada powiedzieć o detalach konstrukcji. Co zaskakujące, Nokia E7 ma baterię wbudowaną na stałe, podobnie jak iPhone'y. Co prawda producent podaje w specyfikacji model baterii (BL-4D), nie ma jednak żadnego dostępu do niej, żadnej klapki. Ewentualnej wymiany, gdyby zaszła taka potrzeba, można dokonać tylko w serwisie. Wbrew pozorom takie podejście ma swoje plusy — zyskuje na tym obudowa telefonu, która jest bardziej zwarta i sztywna. Dla osób intensywnie korzystających z urządzenia takie rozwiązanie uniemożliwia jednak żonglowanie akumulatorami (producent proponuje w to miejsce zewnętrzną ładowarkę-akumulator DC-11). Skoro jednak bateria jest zintegrowana to nie od rzeczy byłoby objęcie jej taką samą gwarancją jak telefon, tymczasem jest to tylko okres jednego roku.
Nie do końca szczęśliwe jest rozmieszczenie gniazd. Co prawda Finowie ustrzegli się wpadki z modelu N900 i gniazdo mini-jack jest już na górnej (czy też patrząc horyzontalnie — lewej) części obwodu obudowy. Niestety złącze micro USB, służące do zasilania i przesyłu danych, również się tam znalazło, co jest według mnie nienajlepszym pomysłem. Wystarczy przeprowadzić jedną rozmowę z telefonem w trakcie ładowania baterii żeby przekonać się dlaczego. Dla tych, którzy nawet poza samochodem korzystają ze słuchawki bezprzewodowej inny przykład — wystarczy umieścić taki telefon w uchwycie samochodowym i podłączyć ładowarkę. Jakby więc nie patrzeć, jest to skrajnie nieergonomiczne. Nie wiem co kieruje fińskimi inżynierami, że uparcie projektują to złącze w tym miejscu. Na szczęście gęste upakowanie gniazd na niewielkim obszarze (obok znajduje się też złącze mini HDMI oraz włącznik zasilania) nie powoduje żadnych problemów podczas użytkowania, czego się obawiałem biorąc pierwszy raz telefon do ręki.
Na obudowie znajdują się ponadto dwa przełączniki (do regulacji głośności i blokowania ekranu) oraz przycisk „spustu migawki” aparatu. Ciężko wyrokować, czy rozmieszczenie przełączników będzie ergonomiczne dla każdego, różne są bowiem dłonie, w moim przypadku było jednak blisko ideału. Warto dodać, że przełączniki są wykonane z aluminium i mają chropowatą powierzchnię dzięki czemu łatwo nimi operować. Co prawda osobiście wolałbym aby regulacja głośności rozwiązana została w formie przycisków „+/-", a nie suwaka, to jednak sprawa bardzo indywidualna. Ciekawostką jest sposób montażu karty SIM. Na krawędzi obudowy znajduje się zaślepka ze zintegrowanymi adapterem. Dzięki temu kartę montuje się bardzo wygodnie, łatwo się też ją wymienia. Jeżeli ktoś prowadzi podwójne życie, może zapisać to sobie jako dodatkowy plus ;)
Zaskakujący jest brak slotu kart pamięci. Najwidoczniej konstruktorzy doszli do wniosku, iż wbudowane 16 GB „wystarczy każdemu”. Na szczęście dostajemy coś w zamian — Nokia E7 obsługuje bowiem technologię USB On-The-Go, czyli oferuje możliwość pracy USB w trybie hosta. Oznacza to, że do portu micro USB w telefonie możemy podłączyć standardowego pendrive'a, dysk twardy, a nawet... myszkę. Rewelacja! Niezbędna przejściówka na standardowe, żeńskie gniazdo USB znajduje się oczywiście w zestawie. Takie rozwiązanie ma jednak swoje wady — nie można jednocześnie ładować telefonu i korzystać z urządzenia USB. No i gdyby wbudowane 16 GB przestało wystarczać to raczej nie będziemy stale chodzić z podpiętym pendrivem. Niemniej jednak jest bardzo przydatne, gdy chcemy szybko przenieść dane bez pośrednictwa komputera. Tak na marginesie - myszkę możemy podłączyć też przez Bluetooth.
Wyposażenie dołączane z telefonem jest przyzwoite. W pudełku znajdziemy: ładowarkę ze złączem micro USB (AC-10), kabel do transmisji danych/ładowania z komputera micro USB USB (CA-179), adapter micro USB na USB (CA-157), adapter mini HDMI na HDMI (CA-156) i zestaw słuchawkowy (WH-205). Oprócz tego jest oczywiście instrukcja obsługi (skrócona) oraz karta gwarancyjna. Szkoda jedynie, że w obecnych Nokiach kabel do transmisji danych jest tak gruby i sztywny — CA-101, dołączany do N900, był pod kątem przenoszenia dużo lepszy. Do pełni szczęścia brakuje także kabla mini HDMI HDMI. To jednak drobiazgi.
Ekran
Producent chwali się na swoich stronach „wyświetlaczem AMOLED z prawdziwego szkła” i „krystalicznie wyraźnym obrazem". Faktycznie ekran w Nokii E7 jest zaskakująco dobry, ale niestety do ideału jeszcze trochę brakuje. Najpierw jednak plusy.
Przede wszystkim bardzo pozytywne wrażenie robią żywe, przepięknie nasycone kolory, a także perfekcyjna głębia czerni. Podczas oglądania zdjęć i filmów efekt jest po prostu fenomenalny. Przy domyślnych ustawieniach poziomu jasności, obraz jest nieco za ciemny, ale wystarczy korekta w ustawieniach o jedną pozycję aby było jak należy. E7, jak na nowoczesny smartfon przystało, posiada naturalnie czujnik światła, dzięki czemu poziom jasności dostosowuje się do panujących warunków — nie razi w nocy, a w dzień zapewnia więcej niż wystarczającą jasność podświetlenia. Za sprawą technologii ClearBlack obraz jest czytelny nawet w słoneczny dzień na zewnątrz. Na pochwałę zasługują także niezłe kąty widzenia, choć przy korzystaniu ze sprzętowej klawiatury, gdy ekran jest odchylony, kolory ulegają niewielkiej zmianie. Nie jest to jednak różnica na tyle istotna, aby się nad nią specjalnie pastwić.
Nieco gorzej jest z zachwalanym przez Nokię, „wyraźnym obrazem". Jest on do tego stopnia wyraźny, że od razu uderza główny mankament ekranu — stosunkowo niska rozdzielczość ;) Wydawałoby się, że 640x360 pikseli to nie tak mało, jednak na ekranie o przekątnej 4 cali daje „tyko” 184 ppi (pikseli na cal). Dla porównania, w Nokii N900 wyposażonej w mniejszy ekran (3,5") ale o rozdzielczości 800x480 pikseli, współczynnik ten wynosi o blisko połowę więcej - 267 ppi, zaś w rekordowym pod tym względem iPhonie 4 (960x640 / 3,5") aż 330 ppi. W przypadku innych nowoczesnych smartfonów różnica nie jest już zwykle tak duża, ale nadal liczba ppi mieści zazwyczaj się w przedziale 217-250. Krótko mówiąc już przy pierwszym kontakcie widać, że na ekranie E7 czcionki i elementy interfejsu nie są tak wygładzone jak w konkurencyjnych modelach. Mankamenty estetyczne można by jeszcze przeboleć, gorzej że niska rozdzielczość przeszkadza przy przeglądaniu stron internetowych. 640x360 pikseli to bowiem za mało aby w miarę wygodnie nawigować po większości stron, pod tym względem 800x480 sprawdza się o niebo lepiej. Inny minus związany jest z podłączeniem do zewnętrznego ekranu przez HDMI, o czym piszę szerzej w dalszej części.
Kolejna sprawa to reakcja na dotyk. I tu niestety nie można napisać samych superlatyw. W Nokii E7 zastosowano ekran pojemnościowy, który w teorii powinien być znacznie lepszy niż ekrany rezystywne (oporowe). W teorii. W urządzeniu biznesowym, jakim jest E7, zdarza się jednak edytować arkusz kalkulacyjny, nawigować po stronach innych niż YouTube czy Facebook, a także łączyć ze swoim komputerem/serwerem przez zdalny pulpit. W takich przypadkach będzie bardzo brakować precyzji ekranów rezystywnych i możliwości zastosowania klasycznego rysika. Niestety ekran pojemnościowy, nawet ze specjalnym rysikiem, tej precyzji nie zapewni. Oczywiście da się z tym żyć, jednak osobiście wolałbym stare, sprawdzone rozwiązanie ze wszystkimi jego wadami. Zawsze można jednak wspomóc się... tradycyjną myszką ;)
Zalety ekranu pojemnościowego ujawniają się natomiast podczas codziennego wykonywania typowych zadań. Tu z precyzją nie ma najmniejszego problemu, ponieważ wszystkie elementy systemu przystosowane są do wygodnej obsługi palcem. Wystarczy wręcz muśnięcie po idealnie gładkiej, szklanej powierzchni, aby przewinąć listę kontaktów, maili czy inne elementy. Co prawda raz na jakiś czas zdarzyło mi się, że jakiś przycisk nie zareagował na dotyk — albo wręcz przeciwnie pojedyncze naciśnięcie zostało odczytane jako „dwuklik", niemniej jednak miałem nieodparte wrażenie, że to bardziej kwestia niedoróbek systemu niż mankamenty samego ekranu. Ogólnie więc wrażenia są bardzo pozytywne.
Mikrofon i głośnik
Swoisty wyścig zbrojeń na rynku telefonów doprowadził do tego, że wszyscy skupią się głównie na coraz to nowych funkcjach zapominając, że urządzenia te z założenia mają służyć przede wszystkim do rozmawiania. Tymczasem jakość rozmów, wprost zależna od jakości mikrofonu i głośnika, wbrew pozorom jest w poszczególnych modelach zróżnicowana. Często niechlujny montaż powoduje, że słabo słychać rozmówcę, innym razem to nas nie można zrozumieć, bo przez kiepskie umiejscowienie mikrofonu dźwięk jest przytłumiony.
Na szczęście pod tym względem o E7 nie można powiedzieć złego słowa. W obie strony dźwięk jest czysty i wyraźny, bez problemu można rozmawiać nawet przy stosunkowo dużym hałasie np. na ruchliwej ulicy. Przyczepić można się jedynie do trochę zbyt niskiego poziomu natężenia dźwięku w trybie głośnomówiącym. Z tej metody prowadzenia rozmów praktycznie w ogóle nie korzystam, preferując korzystanie ze słuchawki bezprzewodowej. Tak na marginesie, taki tandem — E7 i słuchawka Bluetooth — sprawdza się najlepiej, ponieważ można wtedy stale korzystać z telefonu w orientacji poziomej, co jest znacznie wygodniejsze.
Klawiatura
Na zakończenie najważniejszych aspektów sprzętowych, czas wreszcie na gwóźdź programu, jakim z całą pewnością jest sprzętowa klawiatura. To ona odróżnia E7 od bliźniaczego modelu N8, czy szeregu innych smartfonów.
Egzamin z szukania ergonomicznego złotego środka inżynierowie Nokii odpowiedzialni za projekt klawiatury zdali celująco. Wielkość klawiszy, odstępy pomiędzy nimi, wyczuwalność skoku (wciśnięcia) klawisza — wszystko to jest dobrane po prostu idealnie. Według mnie optymalna jest także ilość samych klawiszy — w tym przypadku mniej oznacza zdecydowanie lepiej. Zamiast upychać na siłę na małej powierzchni klawisze numeryczne, przyciski funkcyjne do uruchamiania konkretnych aplikacji i szereg innych rzadziej używanych (np. # ~ [ ]) ograniczono się do tego co faktycznie niezbędne. Efekt? Zamiast 65 klawiszy, jak to miało miejsce w poprzednim Communicatorze — E90, w E7 jest ich obecnie 42, a więc o ponad 1/3 mniej. Klawisze są oczywiście podświetlane, co ułatwia korzystanie z telefonu w nocy.
Wspomniana przestrzeń pomiędzy klawiszami procentuje ograniczeniem do minimum przypadkowych naciśnięć w trakcie pisania, co zdarza się w tych smartfonach gdzie klawisze stykają się ze sobą (Nokia N900, Motorola Milestone). Podobną drogą jak Nokia poszło też HTC w modelu Desire Z. Warto podkreślić, że brak dedykowanych klawiszy numerycznych nie jest problemem ponieważ cyfry łatwo wpisuje się z klawiszem funkcyjnym lub poprzez przytrzymanie. Ponadto, gdy jest to oczekiwane, górny rząd klawiszy automatycznie przełącza się w tryb wprowadzania cyfr. Szkoda jedynie, że klawisz spacji jest umieszczony centralnie, a nie przesunięty bliżej prawej strony tak jak w Nokii N900 — ten eksperyment ergonomiczny był bardzo wygodny. Nokia ustrzegła się za to wpadki z N900, gdzie odstęp pomiędzy dolną krawędzią ekranu, a górnym rzędem klawiszy był za mały, przez co część klawiszy trzeba było wciskać po niewygodnym kątem. Pod tym względem E7 niczego nie można zarzucić.
Co najważniejsze jednak, klawiatura sprzętowa w Nokii E7 sprawdza się w praktycznym użytkowaniu — po prostu wygodnie się na niej pisze. Po nabraniu wprawy, wprowadzanie tekstu może być naprawdę szybkie i przyjemne. Warunek jest tylko jeden — trzeba unikać polskich znaków diakrytycznych (ą, ć, ę itd.) ponieważ ich wprowadzanie z klawiszem Sym jest karkołomne. To jednak problem praktycznie wszystkich smartfonów.
Trzecie życie Symbiana
Znacie to powiedzenie o kolejnych życiach kurczaka w hipermarkecie? Na myśl o najnowszym Symbianie od razu przyszła mi do głowy właśnie ta historyjka. Na pierwszy rzut oka faktycznie można odnieść wrażenie, że Symbian^3 to prawie to samo co 10 lat temu, tyle że w lekko „podrasowanej” postaci.
Wszystkie systemy — czy to desktopowe, czy mobilne — zwykle z wersji na wersję mocno się zmieniają. Na przestrzeni dekady zmiany te są już zwykle zasadnicze. Tymczasem w najnowszym Symbianie ikony trochę trącą myszką, czcionki nie są tak ładnie pozaokrąglane jak u konkurencji, a podczas obsługi palcem brakuje efektownych animacji rodem z iPhone'a. Zmiany są, ale przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie można ich nazwać rewolucją. Prostota w urządzeniach kierowanych do biznesu jest jednak wartością samą w sobie. Do Nokii E7 i nowego Symbiana podchodziłem więc bez uprzedzeń, a nawet z nutką nostalgii, jako że znam ten system od jednej z pierwszych edycji, dostarczanych wraz z Nokią 7650 (którą zresztą posiadam do dziś).
Pozytywne nastawienie nie zakrzywi jednak rzeczywistości. Obok prostoty obsługi, tym czym zawsze wyróżniał się Symbian, były ponadprzeciętna stabilność i dopracowanie. Z każdym systemem zdarzają się oczywiście jakieś problemy, jednak o ile w oprogramowaniu nadmiernie nie grzebał operator, to zwykle wszystko chodziło jak należy. Niestety nie w najnowszej wersji i nie na Nokii E7. System zachowuje się jakby był na etapie późnej bety — niby wszystko działa OK, ale zdarza mu się zawiesić np. podczas aktualizacji. Zaznaczam, że są to obserwacje poczynione na dwóch egzemplarzach — dostarczonym do testu i pochodzącym z normalnej sprzedaży, z krajowej dystrybucji. Problem jest więc powtarzalny.
Osobną kwestią są braki dopracowania obsługi dotykowego ekranu. Nie raz zdarzało mi się z niewiadomych przyczyn zrobić... zdjęcie w takcie obierania połączenia i przykładania telefonu do ucha. I to niekiedy z fleszem! Próbowałem dociekać dlaczego tak się dzieje, myślałem nawet, że aplikacja aparatu uruchomiona była w tle — ale nic z tych rzeczy. Przyczyn tego zjawiska nadprzyrodzonego nie udało mi się ustalić i jestem gotów założyć, że to ja coś robiłem/wciskałem — system powinien być jednak idiotoodporny. Pisałem też wcześniej, że przyciski czasem nie reagowały, a czasem generowały „dwuklik". Było to szczególnie irytujące np. gdy ktoś do mnie dzwonił i nie można było od razu odebrać połączenia, dopiero po drugim, trzecim wciśnięciu ekran reagował (korzystając ze słuchawki bezprzewodowej takich problemów nie miałem). W telefonie służącym do pracy, gdzie wykonuje się nierzadko — tak jak w moim przypadku — kilkadziesiąt połączeń dziennie, opisane wyżej „kwiatki” powinny być dyskwalifikujące. Na szczęście zdarzają się jednak naprawdę rzadko i spodziewam się, że z czasem zostaną wyeliminowane.
Dlaczego więc o tym piszę? Ponieważ mam nieodparte wrażenie, że szefostwo Nokii do końca nie mogło zdecydować się na jakim systemie oparte będzie E7, N8 i inne kluczowe modele. Przez to właśnie efekt jest taki, że Symbian^3 sprawia wrażenie kończonego w naprędce, na tzw. „kolanie".
Dla przypomnienia — już pod koniec 2009 roku wydawało się, że to początek końca Symbiana i kierunek jest jasny — Maemo. Wtedy to bowiem zadebiutował model N900 oparty na Maemo 5, które było całkowitym przeciwieństwem podstarzałego Symbiana. Systemie nowoczesnym, opartym na dystrybucji Linuksa — Debianie (co otwierało drogę do przystosowywania mnóstwa aplikacji), wielozadaniowym, świetnie przystosowanym do obsługi dotykowej, ale co najważniejsze, dojrzałym — bo od lat stosowanym w tabletach internetowych Nokii. Jednakże kilka miesięcy później, ku zaskoczeniu wszystkich, Nokia zapowiedziała wraz z Intelem wprowadzenie systemu MeeGo, mającego być fuzją Maemo i netbookowego Moblina. Naturalne wydawało się, że kolejne topowe smartfony będą oparte na MeeGo. Tak się jednak nie stało i w połowie 2010 roku Nokia ogłosiła, że pojawi się jeszcze kilka modeli na Symbianie. Jakby tego było mało niedawno okazało się, że Nokia wycofuje się z MeeGo, a nowe modele oparte będą na systemie Windows Phone 7. Pomieszanie z poplątaniem, prawda?
Symbian^3 da się lubić
Wracając jednak do tematu. Oprócz niedoróbek, o których wcześniej pisałem, Symbian^3 ma jednak zestaw istotnych zalet, które uwypuklają się właśnie na takim urządzeniu jak Nokia E7 Communicator.
Przede wszystkim system jest doskonale zoptymalizowany. Nie potrzebuje gigahercowego procesora, żeby dało się na nim wygodnie pracować, co wprost przekłada się na mniejsze zużycie energii. W efekcie, mimo baterii o pojemności „tylko” 1200 mAh, z telefonu można w pełni i bez skrępowania korzystać przez 2, a w skrajnych przypadkach nawet 3 dni. Nie tylko rozmawiać, ale też na bieżąco synchronizować pocztę, przeglądać strony internetowe, uruchamiać aplikacje, robić zdjęcia itd. Wszystko przy praktycznie stale włączonym Bluetooth i okresowo WiFi. Oczywiście jestem pewien, że można zakatować E7 i w 1 dzień, tak samo jak przeprowadzić „rajd o kropelce” i sporadycznie korzystać przez 4 — wszystko zależy bowiem od intensywności i sposobu użytkowania. Jakby jednak nie patrzeć, czas pracy na baterii jest całkiem niezły — nie są to osiągi bezkonkurencyjnej pod tym względem Nokii E72, ale z drugiej strony dużo lepsze niż wielu konkurencyjnych smartfonów.
[join][image=kontakty2a h=320]Drugim atutem jest... łatwa obsługa. Wiem, że brzmi to trochę banalnie, ale w telefonie biznesowym tak właśnie powinno być. Wszystko powinno być pod ręką, bez specjalnych wygibasów, szukania, zastanawiania się gdzie producent ukrył jakąś opcję. I w Symbianie^3 tak właśnie jest, szczególnie jeżeli ktoś już z Symbianem miał do czynienia. Łatwość tą potęguje dotykowa obsługa, dzięki czemu wszystko co chcemy, możemy zrobić szybciej niż na starych wersjach obsługiwanych pseudo-joystickiem czy klawiszami nawigacyjnymi. Co prawda niektóre rozwiązania wymagają przyzwyczajenia (np. kilka odmian klawiatur ekranowych czy sposób wyszukiwania kontaktów — pisaliśmy o tym w recenzji Nokii C7), zwłaszcza jeżeli ktoś jest przyzwyczajony do innej filozofii działania. Po kilku tygodniach pracy z telefonem jestem jednak przekonany, że to co narzuca Nokia ma jednak sens i sprawdza się w praktyce.
Kolejny plus to szybkość działania. Mimo procesora 680 MHz całość działa nadspodziewanie sprawnie. Nie ma żadnych irytujących przycięć gdy np. akurat musimy szybko znaleźć kontakt i zadzwonić. Na najnowszym Symbianie wrażenia nie robi nawet kilka uruchomionych na raz programów. Pewne spowolnienie jest odczuwalne dopiero, gdy w tle na raz uruchomione są bardziej obciążające aplikacje np. Palringo, przeglądarka przytłoczona wczytywaniem dużych stron i czytnik PDF z załadowanym obszernym plikiem. W każdej jednak chwili działanie każdej z nich można łatwo zakończyć — wystarczy przytrzymać na chwilę przycisk nawigacyjny telefonu. W analogiczny sposób można przełączać się pomiędzy uruchomionymi aktualnie programami.
W najnowszej wersji Symbiana przełączać można się także pomiędzy trzema ekranami głównymi, które mamy do dyspozycji. To bardzo przydatne rozwiązanie zastosowane już wcześniej w Maemo. Dzięki temu można bez zbędnego ścisku rozplanować sobie widgety i skróty do aplikacji według własnych preferencji. Przykładowo na ekranie pierwszym umieścić skróty do elementów wykorzystywanych głównie służbowo (poczta, kontakty, nawigacja), a na innych prywatnie (zdjęcia, muzyka, Facebook). Takie są zresztą domyślne ustawienia. Cały interfejs można ponadto personalizować.
Na koniec drobiazgi uprzyjemniające pracę. SMSy wymieniane z daną osobą są wreszcie wyświetlane w postaci czatu. System nie „pyta” użytkownika czy połączyć się z Internetem — jeżeli jest taka potrzeba, to po prostu się z nim łączy. Podobnie jeżeli korzystamy z Internetu 3G, a znajdziemy się w zasięgu hotspota, z którego wcześniej korzystaliśmy. Wszystko dzieje się w tle, nie przeszkadza, a jednocześnie pojawiają się niewielkie ikony sygnalizujące wykonywane czynności. Ponadto Symbian^3 świetnie współpracuje z wbudowanym akcelerometrem. Zmiany orientacji z pionowej na poziomą i odwrotnie następują szybko i bezbłędnie, co w przypadku innych telefonów wcale nie jest normą.
Komplet aplikacji na starcie
Istotną wartością dodaną Nokii E7 jest preinstalowanie, bogate oprogramowanie. Wraz z systemem znajdziemy przede wszystkim pakiet biurowy Quickoffice Dynamic Premium, przeglądarkę plików Adobe PDF, nawigację Ovi Maps, program zabezpieczający F-Secure Anti-Theft for Mobile, a także aplikację Mail for Exchange. Są też tak oczywiste dodatki jak przeglądarka internetowa, kalkulator, kalendarz, słownik, radio, dyktafon czy budzik, oraz mniej oczywiste jak odtwarzacz wideo, edytor zdjęć czy edytor wideo.
Trochę przewrotnie zacznę jednak nie od programów biurowych czy nawigacji, ale od Mail for Exchange. Dlaczego? Ponieważ Nokia E7 Communicator to telefon stricte biznesowy, a w takim urządzeniu komunikacja mailowa jest nie mniej ważna niż głosowa. Nie mam tu na myśli zwyczajnego odbierania maili na komórce (co oczywiście w E7 też jak najbardziej jest możliwe), ale pełnej synchronizacji z firmową pocztą, kontaktami i zadaniami, czyli wszystkim tym co jest niezbędne do pracy. Muszę przyznać, że Mail for Exchange robi to po prostu fenomenalnie i jest to jeden z bezsprzecznie największych atutów E7. Wszystko synchronizuje się na bieżąco, automatycznie, bez żadnych dodatkowych usług i opłat u operatora jak to ma miejsce w rozwiązaniach BlackBerry. Wystarczy raz skonfigurować i gotowe. Rozwiązanie oferowane przez Nokię jest po prostu genialne w swojej prostocie!
Całkiem dobrze sprawują się także inne aplikacje. Quickoffice pozwoli nam na odczyt i edycję dokumentów pakietu Microsoft Office. Co najważniejsze, radzi sobie z tym zadaniem zaskakująco dobrze. Bez najmniejszego problemu otwiera standardowe dokumenty Worda, arkusze kalkulacyjne Excela i prezentacje zrobione w PowerPoincie z najnowszej wersji pakiet Microsoft Office 2010. Problemy pojawiają się dopiero przy bardziej zaawansowanych funkcjach np. nie działały mi filtry rozwijane zdefiniowane na jednym z arkuszy, sam dokument wraz z danymi wczytany został jednak poprawnie. Dobrym uzupełnieniem pakietu jest przeglądarka plików PDF firmy Adobe. Do jej działania również nie mam większych zastrzeżeń, trzeba się jednak liczyć z tym, że przeglądanie obszernych dokumentów, z dużą ilością zdjęć, będzie się ślimaczyć — Nokia E7 to jednak nie stacjonarny komputer, cudów nie można więc oczekiwać.
Kolejny mocny punkt oprogramowania to Ovi Maps — pełnowartościowe mapy z nawigacją GPS. Co prawda ceny nawigacji w ostatnich latach mocno spadły (i to w każdej postaci — oprogramowania, niezależnego urządzenia czy nawigacji instalowanej fabrycznie w samochodzie), w dalszym ciągu jest to jednak bardzo duży atut. Tym bardziej, że nawigacja Ovi Maps działa całkiem nieźle. Do dyspozycji mamy szczegółowe mapy (nie tylko Polski, ale całej Europy i wielu innych kontynentów np. Ameryki Północnej), widok z lotu ptaka, komunikaty głosowe, tryb nawigacji drogowej i pieszej oraz wiele innych. Co ważne, mapy można pobrać na telefon, co ogranicza przesył danych. Ovi Maps mają trochę braków i niedociągnięć (np. karkołomne wytyczanie trasy z punktem pośrednim), mapy nie zawsze są doskonałe (jak w każdej nawigacji), a odbiornikowi GPS w telefonie zdarza się zgubić sygnał, niemniej jednak jak to się mówi „darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda”.
Preinstalowany jest także program F-Secure Anti-Theft for Mobile. Umożliwia on m.in. na zdalne zablokowanie/zlokalizowanie telefonu przy użyciu specjalnych kodów SMS w przypadku kradzieży bądź zagubienia. Problem w tym, że bez karty SIM jest bezużyteczny, usunięcie karty to zaś pierwsza rzecz jaką robią zwykle złodzieje. Narzędzie to jest dostępne za darmo na stronach F-Secure, bonus zatem wartościowy nie jest, ale lepsze takie zabezpieczenie niż żadne.
Listę oprogramowania uzupełniają aplikacje stanowiące integralną część systemu. Wśród nich bezsprzecznie najważniejsza jest przeglądarka internetowa oparta na Web Runtime 7.2. Niestety nie można o niej powiedzieć wiele dobrego. Co prawda renderuje strony bez błędów, a za sprawą wbudowanego Flash Lite 4.0, wyświetla także treści flashowe — na tym jednak lista zalet się kończy. Przeglądanie stron to po prostu katorga — częściowo to wina rozdzielczości, w znacznie większym stopniu jednak tego, że nawigowanie po bardziej rozbudowanych witrynach pozbawione jest płynności, a gesty multitouch działają topornie. Przeglądarka często się przywiesza, pojawiają się nawet komunikaty o braku pamięci. Jakby tego było mało, interfejs też do najbardziej przemyślanych nie należy. Sytuacji nie ratują alternatywy od Opery ponieważ kiepsko renderują niektóre strony (przynajmniej w obecnych wersjach). Światełkiem w tunelu jest jedynie nowa wersja systemowej przeglądarki, która być może wkrótce się pojawi.
Wspomniałem o alternatywnych aplikacjach. Warto nadmienić, że od pewnego czasu Nokia ma swój własny sklep z oprogramowaniem dla telefonów — Ovi Store. Są w nim dostępne nie tylko aplikacje komercyjne, ale także wiele programów bezpłatnych. Dostęp do sklepu i instalacja programów możliwe są m.in. z poziomu prostej aplikacji w telefonie.
Pożyteczne dodatki
Podczas omawiania aspektów sprzętowych Nokii E7 celowo pominąłem kilka kwestii ponieważ nie da się ich opisać w oderwaniu od oprogramowania.
Przede wszystkim istotnym dodatkiem Nokii E7 jest złącze HDMI. Pojawiło się ono nieprzypadkowo — telefon kryje bowiem wydajny układ graficzny Broadcom BCM2727, zapewniający sprzętową akcelerację dekodowania wideo w jakości HD 720p. Wykorzystujący tą akcelerację player instalowany jest naturalnie wraz z systemem. Wszystko to zmienia E7 w pełnowartościowy przenośny odtwarzacz filmów, który bez problemów radzi sobie z odtwarzaniem wideo w HD 720p z plików MKV (H.264/AVC). Co najważniejsze jednak filmy możemy oglądać nie tylko na ekranie E7, ale poprzez HDMI także na ekranie telewizora i to w rozdzielczości 720p! Jedyny zgrzyt to zakończone niepowodzeniem próby odtwarzania kilku plików MP4, choć producent deklaruje, że są wspierane.
Jeszcze więcej możliwości daje nam opcjonalna aplikacja Nokia Big Screen, którą można bezpłatnie pobrać w Ovi Store. Przy jej pomocy Nokia E7 zmienia się w wygodnego pilota, a na ekranie telewizora można w efektowny sposób przeglądać zdjęcia (pojedynczo lub jako pokaz slajdów z muzyką w tle), oglądać filmy (także z napisami), słuchać muzyki, bawić się w karaoke itd. Wszystko to oczywiście również w rozdzielczości HD.
Podkreślam to nie bez przyczyny — podczas normalnego korzystania z E7 np. podczas nawigowania po menu, obraz na telewizorze jest bowiem duplikowany z tym co widać na ekranie telefonu, a więc wyświetlany nie w rozdzielczości HD, tylko w 640x360 pikseli. Efekty tego stanu rzeczy są opłakane gdy chcemy skorzystać z dobrodziejstw HDMI do czegoś więcej niż rozrywki np. wyświetlenia prezentacji na projektorze. Obraz prezentacji z PowerPointa otwartej w Quickoffice będzie bardzo poszarpany. Być może niedługo pojawią się jakieś narzędzia, które będą w stanie to zrobić lepiej. Niemniej jednak, tu właśnie wychodzą braki natywnej niskiej, rozdzielczości — gdyby wynosiła ona 854x480 obraz wyglądałby o niebo lepiej. Skoro jestem przy wyjściu HDMI warto też dodać, że do telewizora czy projektora można tez podłączyć się analogowo przy pomocy opcjonalnego kabla CA-75U podłączanego do gniazda mini-jack.
Kolejną rzeczą wartą omówienia jest wbudowany aparat. Na pierwszy rzut oka zachęca jego matryca 8 Mpix, na ziemię szybko sprowadza jednak brak autofokusa. W efekcie zdjęcia wychodzą dobrze tylko jeżeli robione są z pewnej odległości (np. pejzaże, zdjęcia całych postaci), przy zbliżeniach widoczne są już braki ostrości, a o robieniu wyraźnych zdjęć dokumentów nie ma mowy. Szkoda, bo zastosowana matryca aparatu jest nadspodziewanie dobra. Przy dobrych warunkach oświetleniowych jakość zdjęć jest porównywalna z tymi z kompaktowych aparatów cyfrowych (pomijając naturalnie wspomniane problemy z ostrością). Szumy i zniekształcenia, wynikające z wysokiego ISO, pojawiają się dopiero przy słabym oświetleniu. Można by z tym walczyć, bo E7 ma wbudowaną całkiem dobrą lampę błyskową, działa ona jednak na ograniczoną odległość, a tu najbardziej właśnie dotkliwy jest brak automatycznego ustawiania ostrości. Sytuację w niewielkim stopniu poprawiają programy tematyczne.
Moje rozczarowanie było jeszcze większe gdy uświadomiłem sobie, że menu aparatu fotograficznego jest bardzo rozbudowane — jak na telefon oczywiście. Oprócz wspomnianych programów tematycznych dostępne są m.in. automatyczne wykrywanie twarzy, samowyzwalacz, siatka pomocnicza, zmiana balansu bieli, różne tryby kolorystyczne, korekta ekspozycji, a także możliwość regulacji ISO (co prawda ograniczona ale zawsze). Nawet korekta czerwonych oczu działa tu tak jak powinna tj. generowała odpowiednio długi błysk przed wyzwoleniem migawki aby źrenice osoby fotografowanej zdążyły ulec zmniejszeniu. Jakby tego było mało, w systemie znajdziemy też całkiem rozbudowany edytor zdjęć pozwalający na różne sztuczki ze zdjęciami z poziomu telefonu np. zmianę kolorowego zdjęcia na sepię, korektę nasycenia i kontrastu itp. Wbrew pozorom możliwości tego programu są całkiem spore, a efekty zaskakująco dobre. Cóż z tego...
Uśmiech na twarzy przywróciła mi dopiero funkcja filmowania. Pod tym względem aparat wbudowany w Nokię E7 spisuje bardzo dobrze. Jest to zasługa nie tylko optyki, ale też wspomnianego wcześniej układu Broadcom BCM2727. Materiały wideo nagrywane są w rozdzielczości 720p, charakteryzują się ładnie nasyconymi kolorami, niezłym dźwiękiem i względną ostrością. Co prawda, podczas dynamicznego poruszania się — czy to filmowanych obiektów, czy to szybkiego ruchu samego urządzenia — widoczne są skoki, ale jak na amatorską kamerkę w telefonie jest lepiej niż znośnie (przykładowy film i zdjęcia można pobrać tutaj). To jednak nie wszystko. Układ Broadcoma daje także możliwość uruchamiania atrakcyjnych graficznie gier wykorzystujących OpenGL ES 2.0, takich jak np. Need for Speed: Shift HD. Niestety nie miałem okazji sprawdzić tego w praktyce.
Na koniec drobiazg — latarka. W przeciwieństwie do wielu innych telefonów, aby ją włączyć, nie trzeba grzebać po menu czy instalować dodatkowych aplikacji. W E7 wystarczy przytrzymać przycisk blokady ekranu — proste i użyteczne.
Podsumowanie
Z Nokii E7 korzystałem przez około 3 tygodnie. W trakcie pisania tej recenzji kilka osób z redakcji pytało mnie co sądzę o tym modelu. Przyznaję, że z początku ocena, delikatnie mówiąc, nie była zbyt pozytywna. Niewątpliwie telefon zaskakuje doskonałym wykonaniem, dopracowanym mechanizmem otwierania ekranu i wygodną klawiaturą. Również sam ekran, pomijając niską rozdzielczość, jest jednym z najlepszych jakie miałem okazję oglądać w tego typu urządzeniach. Doskonałe wykonanie to jednak zdecydowanie za mało...
Sukces iPhone'a, iPada i innych produktów spod znaku nadgryzionego jabłuszka nie wziął się znikąd — to efekt dopracowania produktu jako całości. Nie tylko obudowy i ekranu, ale także — a może przede wszystkim — systemu. Na tym polu Nokia E7 niestety kuleje z niedopracowanym i nadal niegdysiejszym Symbianem^3. Tej brutalnej prawdy nie przesłonią nawet takie bonusy jak kompletne oprogramowanie włącznie z nawigacją, możliwość odtwarzania filmów HD 720p, złącza HDMI, USB On-The-Go czy niezła kamera. Nokia E7 nie wzbudziła już u mnie takich emocji jak wspomniane na początku Atari Portfolio. Nie wystarczył fakt, że w stosunku do pierwszych Communicatorów jest skokiem technologicznym nie mniejszym niż Terminator T-1000 do T-800.
Mimo wszystkich wad, pod koniec testu patrzyłem na Nokię E7 dużo łaskawszym okiem. Prostota Symbiana, w połączeniu z ewidentnie biznesowym zorientowaniem Nokii E7, ma swoje plusy, które uwidaczniają się po dłuższym obcowaniu z telefonem. Gorzej z niedoróbkami — można się do nich przyzwyczaić, można z nimi walczyć, ale nadal irytują. Te najbardziej irytujące jak np. przypadkowe błyskanie fleszem wyeliminowałem... korzystając stale ze słuchawki bezprzewodowej. Być może problemy o których piszę zostaną wkrótce poprawione, ale biorąc pod uwagę, że los Symbiana jest już przesądzony, wiele bym sobie nie obiecywał...
Całościowa ocena Nokii E7 nie jest prosta. Jeżeli szukacie telefonu głównie do pracy, a aspekty rozrywkowe nie są dla Was bez znaczenia i do tego jesteście gotowi przymknąć oko na niedoróbki, to mimo wszystko warto zainteresować się tym modelem. W takim ujęciu, zestaw zalet i wad E7 jest bowiem nad wyraz korzystny, a i wygórowana cena będzie do przełknięcia. Jeżeli jednak priorytety są odmienne, radziłbym kupić innego smartfona.
- Brak
- Brak