O lizaniu kanapki przez szybkę
Co Android ma wspólnego z Windowsem? Całkiem sporo. Między innymi przekonanie producentów sprzętu, że system dałoby się zrobić dużo lepiej. Przykłady? Kontrola jasności ekranu - w Windows działa bez wodotrysków, więc wszyscy piszą nakładki z animacjami dla dzieci Polsatu. Nagrywanie płyt - też niby jest, ale czemu nie dorzucić kombajnu drukującego okładki i indeksującego raz jeszcze całą bibliotekę multimediów. Tym bardziej, że autor odda coś za to pod stołem. Efekt? Nowego notebooka z czwórką RAMu po pierwszym uruchomieniu można wysłać do domu spokojnej starości.
17.12.2011 | aktual.: 18.12.2011 23:14
Z Androidem jest podobnie, przy czym Windows bez nakładek działa całkiem nieźle, natomiast Android bez HTC Sense, MotoBlur czy Samsungowego TouchWiz wygląda mało apetycznie. Efekt jest jednak identyczny, dostajemy system z całą masą Gremlinów, które tylko czekają na kilka kropel wody. Co więcej, chętnych by zrobić nam dobrze na siłę jest więcej - telefon Samsunga z jego nakładkami trafia później do operatora komórkowego, którego dział marketingu przygotuje ładną tapetę, a dział windykacji widżet z przypomnieniem o rachunku.
Trzeba powiedzieć, że inwencja producentów i dostawców sprzętu jest tutaj równie kolorowa i nie ma przy tym najmniejszego znaczenia, czy system jest otwarty, czy nie. Problem pojawia się jednak, kiedy zaczynamy myśleć o aktualizacjach - co czasem jest konieczne, bo oprócz nowych ikonek pojawiają się też problemy z bezpieczeństwem. W przypadku Windows nie jest to aż tak dotkliwe - nowego notebooka podpinamy do sieci, zostawiamy na noc i jedyne dwa Service Packi i czterdzieści aktualizacji później możemy już pracować. W przypadku Androida od producenta systemu do naszego telefonu droga jest dłuższa, skomplikowana i wyboista.
Czemu to ciekawe i na czasie? Ze względu na nową wersję Androida, Ice Cream Sandwich, która mimo narzekań różnych malkontentów zapowiada się całkiem nieźle. Problem w tym, że system został niby wydany, tylko kto z posiadaczy smartfonów go ma? Kiedy Apple lub Microsoft wydają nowego iOS'a czy Windows Phone, jeśli tylko sprzęt pozwoli, można robić aktualizację. Kiedy Google wydaje nowego Androida, mija miesiąc i większość użytkowników nadal może go tylko polizać przez szybkę. Z wyjątków od tej reguły robi się wielkie halo, np. wczoraj aktualizację dla posiadaczy Nexusów S anonsowano z pompą na Twitterze. Niestety nie wszyscy dostaną ją od razu, niektórzy będą musieli poczekać może nawet i miesiąc.
W tym kontekście ciekawe śledztwo przeprowadził magazyn PCMag. Przypomniał o zobowiązaniu Google, producentów telefonów i operatorów, które padło podczas majowej konferencji Google I/O - że wszystkie telefony z Androidem będą otrzymywały szybkie aktualizacje przez 18 miesięcy od premiery. Ubrano to nawet w ładną nazwę, Google Update Alliance. Jeśli dziś wyszukacie to hasło w Google, okaże się jednak, że wyniki zestawiają je głównie z kontekstem "is dead".
PCMag spytał głównych producentów i operatorów, kiedy planują wydanie aktualizacji do ICS. Wnioski są nieciekawe. Motorola planuje aktualizację do modeli Razr, Droid Razr, Xoom i Droid Bionic. Przedstawiciele firmy nie odpisali na pytanie o Photona 4G, Atrixa 2, Droida X2 i Admirala. Samsung odpisał, że rozważa aktualizację dla urządzeń Galaxy, ale konkretne plany będzie komunikował osobno. Pytania o modele Captivate Glide, Galaxy S II, Epic 4G Touch, Conquer 4G czy Exhibit 4G zignorowano. Odpowiedzi operatorów, w tym np. T-Mobile, były jeszcze bardziej ogólnikowe. Redaktorzy nie pytali Sony Ericsson (wiadomo, że będą aktualizacje do tegorocznych modeli Xperia), nie dostali też odpowiedzi od LG i HTC (choć w jego przypadku wiadomo, że aktualizacje do wielu modeli będą, szkoda tylko że dopiero w przyszłym roku).
Żadna z pytanych firm nie skomentowała swojej postawy w świetle obietnic złożonych podczas Google I/O. A nie zakładały one, że firmy będą miesiącami rozważać, co i kiedy aktualizować. Widać więc, że wiele się nie zmieniło - mamy nową wersję Androida i przełom roku, a producenci nadal karmią klientów niejasnymi komunikatami, pustymi obietnicami i opóźnianymi zapowiedziami. Fragmentacja Androida pozostaje więc nadal wielkim paradoksem - jego największą wadą i zaletą jednocześnie. Szkoda tylko, że kiedy użytkownicy iOS'a słyszą o aktualizacji, mogą iść na piwo narzekać na bugi, podczas gdy użytkownikom Androida zostaje smutny wieczór z kompilatorem i poradnikiem, jak flashować ROM.