O serwisie Nokii słów kilka, a nawet więcej. Cz. 1
02.11.2011 22:05
Z racji, że wpisy o realizacji gwarancji na tym blogu cieszą się dosyć dużą popularnością, chciałbym się podzielić również swoją przygodą na tej płaszczyźnie. O swoich przygodach z serwisem Nokia napisał trochę ponad rok temu Tomekb. W swoim wpisie O tym, jak Nokia wymieniła telefon na gwarancji przedstawił on, że w kontakcie z serwisem nie zawsze wszystko idzie tak jakbyśmy sobie tego życzyli. Mój wpis będzie miał trochę inny wydźwięk. Jaki? Tego dowiedzie się z treści, aby nie psuć wam niespodzianki.
Jako że mojemu tacie w jego Nokii 6210 Navigator pękł wyświetlacz, postanowiłem oddać swój telefon do serwisu. Zapewne zapytacie o co chodzi? Otóż, chciałem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. W mojej poczciwej i jakże pancernej Nokii 5200 zaczął się psuć głośniczek. Wizyta w salonie była nieunikniona, to przynajmniej może uda mi się taty Nokie naprawić/oddać do naprawy. Różnica między telefonami była taka, że ja miałem jeszcze gwarancję, ojciec już niestety nie.
Pierwszym problemem jaki napotkałem był ten z moim telefon. A konkretnie to, że go nie było kiedy był potrzebny. O ile pęknięty wyświetlacz widać gołym okiem, o tyle awaria głośniczka w mojej słuchawce była niczym Emily Rose (ta z egzorcyzmów). Raz wszystko grało dobrze, by zaraz przejść do „growlowania” melodyjki Nokii niczym death corowy zespół. Taki stan rzeczy poruszał moją wyobraźnie, gdzie widziałem siebie naprzeciw Pana z obsługi słuchającego idealnie odgrywanej melodyjki. Pomyślałem, tak być nie może i bardzo intensywnie, lecz nie na tyle by popsuć telefon, począłem szukać sposobu na ujawnienie problemu. Po próbach z odtwarzaniem poziomo, pionowo, do góry nogami, machając oraz trzęsąc odkryłem, że defekt ukazuje się podczas naciskania na klawiaturze dziewiątki. Pełen radości zabrałem oba telefony i … nie, nie, nie jeszcze nie pojechałem do serwisu.
Najpierw należało zrobić kopię zapasową całej karty pamięci oraz książki telefonicznej. Zabieg w miarę możliwości usterki obowiązkowy przed wizytą w naprawie. Niby sprawa oczywista, jednak wielkość napisu na ścianie punktu Nokii, informującego o możliwym sformatowaniu telefonu ukazała problem z jednak mniej oczywistego punktu widzenia. Z Punktu widzianego oczami „Kowalskiego”. Oczywiście bezproblemowo można to zrobić używając aplikacji Ovi czy też Nokia Suit. Salon Nokii nie był wybrany przypadkowo. Wybrałem się do Nokia Care w moim mieście, który kiedyś mieścił się na ul. Wrocławskiej. Każdy telefon, który im oddawałem do tej pory był gotowy jeszcze tego samego dnia. Zdarzyło się raz nawet, że wymieniono mi baterię mimo że gwarancja tego już nie obejmowała (właśnie w Nokii 6210).
Po dotarciu do celu na pierwszy ogień poszedł „nawigator” z popsutym ekranem. Pan nie wiele mówiąc poszedł z nim na zaplecze popytał „magików” i wrócił. Odpowiedź spowodowała drżenie rąk i exodus w mojej głowie. Koszt naprawy: Dwieście złotych. WTF! Dodam, że wyświetlacz na pewnym serwisie aukcyjnym do tego telefonu osiąga zawrotną cenę dwudziestu pięciu złotych, a nowy telefon z gwarancją kosztuje około trzystu trzydziestu złotych. Nie wiele myśląc ZREZYGNOWAŁEM. Przyszedł czas na drugi telefon. Szybka prezentacja problemu przebiegła po mojej myśli. Ciekawostką jest to, że Pan nawet nie za bardzo wsłuchiwał się w problem. Wywiązał się z tego krótki dialog:
(S)erwisant - Czyli szwankuje głośnik? Ja – Tak. S – A czy mikrofon działa? Ja – Tak, ale dziewczyna ciągle narzeka, że mnie słabo słychać. S – A klawiatura? Ja – Nie, klawiatura jest ok.
Następnie dostałem swoją kartę pamięci, sim oraz potwierdzenie zdania słuchawki do serwisu. Tutaj zrodził się kolejny problem. Otóż, gdy zostałem zapytany o numer kontaktowy trochę się speszyłem ponieważ trzymałem go w ręce. Na pytanie o telefon zastępczy dostałem odpowiedź: - dalibyśmy Panu telefon, ale mamy tylko ze starym wtykiem a są nie naładowane ble ble ble... Za to należy im się minus. Rozumiem, że telefon w zastępstwie nie musi być najnowszy ale mógłby chodziarz być z naładowaną baterią. Wszak jakby tam wszedł jakiś biznesmen to urwali by mu kontakt ze światem. Zostając trochę w nie pewności podałem numer. Pan po kolejnej wizycie za „mrocznymi drzwiami” wrócił poinformować mnie, że niestety, ale dzisiaj już nie zdążą i telefon będzie na jutro do odbioru. Tu muszę dodać, że w serwisie byłem około godziny siedemnastej więc termin na następny dzień był bardziej niż akceptowalny. Po tej wizycie udałem się do pobliskiego serwisu gdzie za wymianę wyświetlacza usłyszałem już nie dwieście złotych a osiemdziesiąt złotych. Czas realizacji? Dwadzieścia cztery godziny. Brzmi uczciwie. Biorę! Potwierdzenie z serwisu i można jechać.
Dokument widoczny na zdjęciu, bardzo intensywnie pokazuje, że zostałem "obsłużony" bardziej niż oczekiwałem . Intryguje mnie też ilość części potrzebnych do naprawy popsutego "głośnikcza"
Wróciłem do domu, znalazłem mojego starego Samsunga (Nawet nie pamiętam jaki to model [taki mały z klapką]), przywróciłem go do życia. (Z tej okazji naszedł mnie straszny sentyment. Dlaczego ja się go w ogóle pozbyłem [dałem dziewczynie do drugiego numeru]) Po jego naładowaniu nie zostało mi nic innego jak tylko czekać na informacje o naprawionym głośniczku. Na dobrą nowinę nie trzeba było wiele czekać. Sms przyszedł następnego dnia w okolicach godziny dziesiątej. Z racji, że chciałem odebrać obydwa telefony na raz postanowiłem chwilę poczekać z wycieczką. Odbiór 5200 na początku nie zapowiadał żadnych ciekawostek. Te odkryłem gdy tylko dostałem „pokwitowanie” serwisowania. Patrząc po ilości użytych części domniemam, że serwis odkrył jeszcze więcej nieprawidłowości niż mi się zdawało.
Dla mnie bomba, ale jednocześnie trochę dziwne. Drugi serwis też się spisał jak mi się wydawało na początku. Niestety, po jakimś czasie guziki przestały poprawnie funkcjonować. I tu moja obawa i ostrzeżenie przed nie licencjonowanym serwisem.
Moje Wnioski: Trzeba przyznać, że serwis idzie głównie w naprawy gwarancyjne oraz albo nabija sobie portfel zwiększając zakres prac albo Nokia chce się poszczycić najdokładniejszym serwisem wśród telefonów komórkowych. Choć może jestem po prostu głuchy i ślepy ;)
PS. Na początku miała być tylko jedna część całej tej przygody, jednak zrządzenie losu spowodowało, że mój telefon ma więcej przygód niż ja.