Okiem Pangrysa, czyli jak walczyłem o przywrócenie do życia pewne SONY VAIO
27.07.2015 | aktual.: 30.07.2015 11:48
[image=V1]
Zawsze podobał mi się lekko ascetyczny styl, jaki reprezentowały notebooki z serii VAIO. Niestety, akurat ten produkt SONY przez długi czas, był dla mnie nie najrozsądniejszym wydatkiem, ponieważ bez trudu można znaleźć sprzęt o podobnych lub nawet lepszych parametrach dużo taniej. Choć trzeba uczciwie przyznać, na pewno nie tak ładnym i przemyślanym. Jako rodowity Poznaniak a wszak powszechnie wiadomo, że Poznaniak to Szkot wypędzony ze Szkocji za skąpstwo, mimo że całym sercem pragnąłem VAIO, to jednak rozum nakazywał bardziej rozsądne zakupy :)
Marka VAIO, czyli Video Audio Integrated Operation a od roku 2008 Visual Audio Intelligence Organizer, została powołana do życia w roku 1996 roku przez Sony, jako marka komputerów PC, notebooków i akcesoriów komputerowych klasy Premium i przetrwała całe osiemnaście lat, bo aż do lutego 2014 roku, kiedy została sprzedana Japan Industrial Partner Inc. Ciekawe jest też same logo VAIO, które jest kompilacją sposobów zapisywania informacji - analogowego, który tworzy sinusoida w kształcie liter litery VA oraz cyfrowego, który symbolizują litery IO, nawiązujące do cyfr 0 i 1, które stanowią podstawę zapisu w systemie binarnym. Warto wspomnieć o tym, że komputery z tym logo przez te wszystkie lata zdobyło naprawdę wiele nagród za swój design jak za swoje innowacyjne rozwiązania techniczne. Niejednokrotnie to właśnie Sony wprowadzało pod tą marką nowinki techniczne, które przez wielu były później naśladowane. Najwyższą forma uznania był jednak fakt, że sam wielki Steve Jobs CEO Apple, który raczej miał kiepskie mniemanie o innym sprzęcie niż ten z logiem nadgryzionego jabłka, kiedyś sam stwierdził, że laptopy VAIO, jako jedyne poza sprzętem Apple mogłyby oficjalnie pracować pod kontrolą systemu Mac OS X.
Tak, to nie żart. Steve Jobs docenił projektantów Sony i chciał, aby laptopy sygnowane logiem VAIO pracowały pod kontrolą Mac OS X. Niestety, z różnych przyczyn ten projekt nie doczekał się realizacji. Efekty mogły być spektakularne i kto wie czy Microsoft miałby nadal tyle samo rynku, co dziś. Śmiem twierdzić, że mogłoby to tylko ożywić skostniały rynek i wielka szkoda, że SONY nie wyraziło chęci na ten eksperyment.
Wróćmy jednak do historii mojego VAIO. Sam notebook Sony Vaio VGN‑Z21WN został zakupiony ładnych kilka temu dla członka Zarządu mojej firmy, który z różnych przyczyn nie cieszył się owym laptopem zbyt długo. Najważniejszą przyczyną było pióro marki Parker pozostawione na klawiaturze... Jak się pewnie domyślacie, ów użytkownik zamknął pokrywę a reszty łatwo można się domyśleć... Pękła matryca, przez co korzystanie z tego notebooka stało się mocno utrudnione. Sprawca szybko, więc zmienił sprzęt na MacBooka a feralne SONY trafiło do naszego informatyka, który po sprawdzeniu ówczesnych cen tej matrycy, które były mocno zatrważające, uznał, że naprawa jest całkowicie nieopłacalna, po czym odłożył sprzęt do szafy gdzie były przechowywane inne uszkodzone sprzęty.
Po kilku latach i po paru kolejnych informatykach, zimą bieżącego roku stwierdzono w mojej firmie, że trzeba dokonać fizycznej kasacji sprzętu, bowiem podobnych trupów w szafie było dużo więcej. Nie ukrywam, że wydeptałem parę ścieżek by móc zatrzymać owego VAIO. Ucieszyła mnie zgoda, bowiem specyfikacja tego notebooka nie odstawała znacząco od tego, co i dziś możemy zakupić w sklepach. Lepiej sami sprawdźcie, bo według mnie to jeszcze całkiem użyteczny sprzęt, który może jeszcze długo posłużyć. No i nie ukrywam, że ten laptop z logiem VAIO naprawdę mi się spodobał, mimo że miał ponad 5 lat :)
Specyfikacja Sony Vaio VGN‑Z21WN
[item]Procesor: Intel Core 2 Duo P9500 2.53 GHz [/item][item]Grafika: NVIDIA GeForce 9300M GS 256 MB/ Intel GMA 4500MHD[/item][item]Przekątna ekranu: 13,1 cala[/item][item]Rozdzielczość ekranu: 1600x900[/item][item]Pamięć RAM: 4 GB DDR3 1066 Mhz (max. 8GB)[/item][item]Rozdzielczość kamery przedniej: 0,3 MP[/item][item]Szybkość przechwytywania wideo: 15 klatki na sekundę[/item][item]HDD: 250GB 7200 RPM[/item][item]DVD-RW[/item][item]Bluetooth 2.1+EDR[/item][item]Modem 3G[/item] [item]Cechy sieci: 802.11a/b/g, Gigabit Ethernet, HSDPA, UMTS, EDGE, GPRS[/item][item]Czytnik odcisków palców[/item][item]Trusted Platform Module (TPM)[/item][item]Złącza: USB 2.0 x2, HDMI, VGA, RJ‑45, RJ‑11, IEEE 1394/Firewire, wyjście słuchawkowe[/item][item]Czytnik kart: SD, Memory Stick - MS[/item][item]Waga: 1,48 kg[/item] Pierwsze otrzeźwienie nastąpiło, gdy wreszcie ów sprzęt trafił do mnie i niestety dla mnie, okazał się dość mocno zdekompletowany a właściwie mówiąc, został po prostu rozszabrowany. Zaginął gdzieś zasilacz sieciowy, brakowało HDD, kości pamięci RAM i co najgorsze, samej klapki zasłaniającej gniazdo na pamięć. O tyle mnie to rozsierdziło gdyż kilka miesięcy wcześniej na chwilę go wydobyłem ze stosu wraków i był całkowicie kompletny oczywiście pomijając pęknięta matrycę. Co więcej, odpaliłem na nim Live CD z jakimś Ubuntu i podłączyłem do zewnętrznego monitora i wszystko działało... Tym mocniej rozczarował mnie stan, w jakim tenże laptop do mnie trafił.
Nic to, rzekłem w duchu zaciskając w gniewie pięści i postanowiłem przywrócić mu pełną użyteczność. Nieocenioną pomoc okazał mi znany Wam choćby z Hot Zlotów Olmeca, od którego dostałem w prezencie dwu i pół calowy dysk 320 GB. Jednak nie to okazało się najważniejsze. Mi sen z oczu spędzał brak malutkiej klapki od gniazda pamięci. Niestety dla mnie, jest to dość rzadki i nietypowy notebook, więc części zamiennych nie ma za dużo na rynku. Te, które znalazłem na Ebay czy Allegro miała dość zaporowe ceny a stwierdziłem, że trzeba ograniczyć koszty. Na szczęście dla mnie, Olmeca zadeklarował się, że dorobi mi tą brakująca klapkę za tzw. piwo :) Po wymianie kilku maili i kilku skanów, któregoś dnia otrzymałem wiadomość, że w Paczkomacie czeka paczka a w niej... kilkanaście różnych wersji owej klapki. Różniły się grubością, zastosowanym materiałem czy umiejscowieniem kratek wentylacyjnych. Powinienem pamiętać, że Olmeca naprawdę poważnie traktuje swoje obietnice :)
Zakupiłem jedynie RAM oraz zasilacz sieciowy, który nie okazał się do końca trafionym pomysłem. Niestety końcówka dość luźno jest spasowana i czasem odnoszę wrażenie nie jest od tego modelu, choć sprzedawca a raczej sprzedawczyni, zaklina się, że zasilacz jest właściwy...
Instalacja
Matryca, choć istotnie jest uszkodzona to nadal działa, ale instalacja jakiegokolwiek OS to istna katorga. Niestety dla mnie, nie każdy element interfejsu da radę podczas instalacji wypełnić prawidłowo. Nie da rady wielu elementów przesunąć na nieuszkodzoną część matrycy a no moje nieszczęście, dopóki nie zainstaluję jakiegokolwiek OS nie mogę podłączyć zewnętrznego monitora... Istna kwadratura koła a dalej było jeszcze tylko gorzej.
Ponieważ nie chciałem przywracać tam Visty, z którą ten notebook został sprzedany, stwierdziłem, że najlepszym dla mnie rozwiązaniem będzie instalacja Windows 8.1...ale VAIO miało na ten temat odrębne zdanie i podczas wielu prób, co rusz częstował mnie BSoD-ami i rozpoczynał instalację systemu od początku. Tak, po prostu bez widocznego powodu... niemal jak moja żona :). Powiecie pewnie, że to oczywista wina Windows, 8 ale to nie do końca będzie prawda, bowiem tak samo męczyłem się przy instalacji openSUSE i... Ubuntu. Próbowałem naprawy OS, wszystkich znanych mi sposobów i nic, jakby VAIO nie chciało już żyć. Sprawdziłem kondycję dysku i nic nie wskazywałoby się kończył i miał sprawiać jakiekolwiek problemy. A jakże, podmieniałem oczywiście dyski by wyeliminować jedną przyczynę, ale niestety dla mnie efekt wciąż był taki sam. Ale ja jestem uparty i wkrótce dopiąłem swego.
W między czasie kupiłem nowy dysk SSD do mojego PC, sklonowałem, więc tam system i starego Intela wciąż z W8 na pokładzie przełożyłem do laptopa. Wygenerowałem nowy klucz do Ósemki na moim BizSpark, podmieniłem go w rejestrze, aktywowałem, po czym korzystając z narzędzi Windows, zresetowałem do stanu początkowego. Potem poszło... niczym jak po grudzie, bowiem okazało się, że to była najłatwiejsza część mojej orki na ugorze.
Sterowniki
Jakże by inaczej, gdy myślałem, że już wypłynąłem na pełne morze okazało się, że trafiłem na Trójkąt Bermudzki pełen raf i podwodnych skał. Pierwszy zonk nastąpił, gdy zacząłem szukać dedykowanych do mojego lapka sterowników na stronie VAIO. SONY raczej dość krótko wspiera swe produkty i pod Windows 8 znajdziemy jeden, tak to nie pomyłka, JEDEN sterownik... O wiele lepiej to wygląda dla Windows 7 ale przyznajmy szczerze, też jakoś szału nie robi. Na moje nieszczęście, dalej robiło się jeszcze hmm... ciekawiej.
Mój VGN‑Z21WN ma pewne dość ciekawe udogodnienie, jakim jest fizyczny przełącznik grafiki. Jeśli chcemy pracować w trybie oszczędnym, przesuwamy suwak na pozycję STAMINA i korzystamy wtedy z oszczędnej grafiki INTEL GMA4500, ale gdy przesuniemy na pozycję SPEED, wtedy załącza się GeForce 9300M GS, który trochę mocniej drenuje baterię, ale jest wydajniejszy. Dowcip polega na tym, że sterownika do wspomnianej wyżej karty graficznej Nvidii NIE pobierzemy z miejsca, w którym normalny człowiek tych sterowników by szukał, czyli ze strony Nvidii... Co więcej, nawet, jeśli pobierzemy sterowniki dedykowane do naszego GeForce to nie da się ich zainstalować. Trzeba szukać na stronie dla VAIO specjalnych sterowników Nvidii pod tego laptopa i dopiero wtedy ruszą... Niestety dla mnie, z kilkoma kolejnymi sterownikami jest podobna sytuacja i po miesiącu katowania się oraz wiecznie nieudanych próbach, poddałem się i zainstalowałem...
...Windows 7
Tym razem system zainstalowałem na nowiutkim, wręcz dziewiczym dysku SSD i jakimś cudem, instalacja poszła od ręki. Znalazłem też stronę z przydatnymi sterownikami i jakoś poszło, bez większych problemów, ale za to z kilkoma mniejszymi. W końcu zbyt łatwo nie może być, bądźmy w końcu dorośli. Zacznijmy wpierw od samej wymiany dysku, która w odróżnieniu o zwykłych notebooków oczywiście nie jest zbyt prosta. Japończycy najwyraźniej stwierdzili, że jakikolwiek upgrade komputerów ma się dokonywać tylko i wyłącznie w autoryzowanych punktach serwisowych i utrudni ten proces w maksymalny sposób. W moim VAIO należy odkręcić wszystkie śrubki z dołu obudowy, po czym delikatnie ściągamy górę ( klawiatura z palmrestem) i dopiero wtedy zyskujemy dostęp do dysku, co jeszcze, rzecz jasna, nie oznacza końca kłopotów.
Oczywiście, to jest SONY i tutaj nic nie jest takie, na jakie wygląda, bo było by to za proste i zbyt mainstreamowe. W normalnym lapku, dysk zwykle jest przykręcony do sanek, ale tutaj japońscy inżynierowe wpadli na genialny pomysł by zastosować coś całkowicie oryginalnego i autorskiego. Wymyślili sobie, że w każdy róg dysku wcisną gumowy ochraniacz, który miał chronić dysk np. po upadku całego laptopa a całość będą trzymać na miejscu dwie aluminiowe listwy... Genialne w swej prostocie, ale niekoniecznie praktyczne, bo listwy są zrobione z raczej dość lichej, jakości aluminium. Reszty szybko sami się domyślicie :)
WiFi
Powoli dochodzimy do ostatniej rzeczy, która wciąż mi psuje humor, gdy patrzę na tego VAIO. I nie, wcale nie chodzi tu o pęknięta matrycę, bo dzięki nieocenionej pomocy Olmeci, mam już w rękach używaną i w pełni sprawną matrycę do mojego modelu, która niebawem zostanie założona. Problem, niestety dotyczy czegoś dziś wręcz niezbędnego, czyli WiFi, które po prostu nie działa. Od razu uciszę hejterów i podpowiem, że sterowniki są całkowicie poprawne, system kartę WiFi rozpoznaje od razu, ale po prostu nie chce działać. Jak w większości laptopów z tamtego okresu i ten ma fizyczny przełącznik do uruchamiani i wyłączania WiFi. Problem w tym, że jest on martwy, choć powinien prawidłowo działać. Mam w systemie programy dedykowane dla tego VAIO do obsługi tego diabelstwa, ale niestety nie działają. Po spojrzeniu w mechaniczną część, stwierdzam, że powinno działać, ale nie działa. Po tych wszystkich przejściach jakoś powoli przestaje mnie to dziwić :)
Podsumowanie
Może to Was zdziwić, ale wbrew moim utyskiwaniom jestem naprawdę bardzo zadowolony z tego VAIO. Obecnie służy, jako poligon doświadczalny dla wszelakich linuksów i jako multimedialny odtwarzacz. Wystarczy podłączyć go pod HDMI i z lapka mogę odtwarzać dowolne treści nie przejmując się zacinkami itp. Oczywiście nie można nie docenić faktu, że mój SONY zapewnia mi dość pracowite wieczory i jednocześnie udowadnia jak mało wiem. Wiem, że mógłbym kupić sobie coś lepszego i mniej problematycznego, ale czy miałbym z takim sprzętem aż tyle zabawy jak z tym VAIO? Poza tym stoję na stanowisku, że warto ożywić zapomniany sprzęt, bo często okazuje się, że on jeszcze długo i bezproblemowo nam podziała, co z obecnymi generacjami sprzętu nie zawsze jest pewne.
I tak, macie rację, na tym lapku raczej nie zaryzykuję Windowsa 10, nie mam zamiaru użerać się od nowa z pozostałymi sterownikami :)
PS
Jakby ktoś pytał, to grafikę ludzika DP mam z tegorocznego Cold Zlotu :)