Piractwo - w poszukiwaniu przyczyn
04.09.2009 14:48
Temat, który chciałem poruszyć z moim pierwszym blogowym wpisie jest niezwykle kontrowersyjny. Wychodzę jednak z założenia, że trzeba dyskutować, a dyskusja dwóch osób, mających takie samo zdanie na pewien temat, jest najzwyczajniej w świecie bez sensu. Dlatego często stawiam się roli "tego złego", aby usłyszeć krytykę. Poznajemy wtedy za i przeciw różnych aspektów naszej informatycznej egzystencji. Ważne jest jednak to, żeby krytyka była konstruktywna. Nie sztuką jest krzyczeć, że coś jest złe, ale zaproponować rozsądne rozwiązanie, które doprowadzi do kompromisu. Vortal dobreprogramy.pl jest bardzo dobrym miejscem do rozpoczęcia dyskusji, gdyż to właśnie tutaj gromadzą się specjaliści IT. Oni maja wpływ na otoczenie, a zebrani razem mogą osiągnąć bardzo wiele.
Piractwo komputerowe, to jeden z tych tematów, na które można napisać sporo prac dyplomowych i to nie tylko z informatyki. Coraz częściej słyszy się o kolejnych zatrzymanych i skazanych w różnych sprawach, gdzie ludzie oskarżani są o rozprzestrzenianie nielegalnych treści. Ot ostatnia głośnia sprawa z Zatoki Piratów, albo znacznie bliższe nam napisy.org. Nikt jednak nie podnosi publicznej dyskusji na temat przyczyn, które powodują powstanie takiego stanu rzeczy. W prasie i telewizji pierwsze skrzypce grają krzykacze z organizacji zajmujących się, jak twierdzą, reprezentowaniem artystów (ZAIKS, ZPAV, RIAA itp.). Najogólniej, to chcieliby żeby wszystkie treści krążące w sieci były monitorowane, a wszystkich użytkowników p2p pozamykać w celach, albo dać taką finansową karę, że i tak wyląduje się w więzieniu bo nikogo nie stać na jej zapłacenie. Drugie skrzypce grają nasze Władze - czyli policja. Oni z kolei nie krzyczą, tylko robią swoje. Jak ktoś zadzwoni, że masz w domu fabrykę nielegalnych płyt, to przyjdą, jak nie zadzwoni, to ich nie widać. Jest jeszcze druga strona barykady, po której stoją zwolennicy wolności, którzy w skrajnych wypadkach twierdzą, że wymiana wszystkich treści w sieci powinna być legalna, a ingerowanie w nasze dane jest godzeniem w nasze prawo do wolności i prywatności. Rozumiem zarówno jedną, jak i drugą stronę. Jedni i drudzy walczą o pewne ideały. Jedni o prawo, a drudzy o normalność. Jednak nie przypominam sobie debaty, w której ktoś zaproponował rozwiązanie problemu piractwa. Niekoniecznie od razu całego problemu, tylko jakimiś cząstkami.
Od dziecka uczono mnie, że żeby rozwiązać jakiś problem, to należy najpierw poznać jego przyczynę i w pierwszej kolejności to właśnie jej się pozbyć. Zatem jaka jest przyczyna piractwa? Zdaję sobie sprawę z tego, że tych powodów jest setki. Jednak chyba można powoli rozwiązywać pewne kwestie, aby wreszcie zniknąć z listy najbardziej "zapiraconych" państw Europy.
Idiotyczny program nauczania informatyki w szkołach.
Dziś w każdej szkole jest pracownia komputerowa. Niewykluczone, że to właśnie w szkole dzieci mają pierwszą "prawdziwą" styczność z komputerem, czyli robią coś innego niż granie w gry komputerowe. Dzieci uczą się obsługi komputera i w tym momencie spotykamy się z pierwszym etapem piractwa. Dlaczego? Już odpowiadam. Nie widziałem jeszcze pracowni komputerowej, w której maszyny byłyby wyposażone w inny system operacyjny niż Windows. Nie chodzi tu o to, że Windows jest zły, tylko o to, że uczymy dzieci obsługiwać Windowsa, a nie komputer! Ja swoją przygodę z edukacją informatyczną zacząłem dopiero w szkole średniej. W pracowni oprócz pecetów z Windows stały jeszcze dwa Macintosh'e. Nigdy jednak nie zostały odpalone - nigdy! Dzieciom wbija się do głowy, że jest coś takiego jak dysk C:, dysk D: itd. Po zakończeniu edukacji nie potrafią sobie wyobrazić, że może istnieć coś innego.
Kiedy już nauczą się obsługi plików zaczyna się pakiet Office. I znów zaczynają się schody, bo dzieci uczone są Word'a, a nie edytora (czy procesora) tekstu; Excel'a, a nie arkusza kalkulacyjnego; Access'a, a nie obsługi baz danych! Uczy się konkretnych programów, zamiast technologii. Potem wychodzą ze szkoły tacy niedouczeni informatycy, którzy jak widzą np. OpenOffice Writer to się załamują, bo nie wiedzą jak zrobić tabelę czy ponumerować strony.
W szkołach średnich zaczynają się wszelkiej maści projekty (przynajmniej ja tak miałem), gdzie trzeba zacząć przygotowywać różne prezentacje. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że do tych prezentacji należy użyć jakiegoś programu. A czego użyje uczeń? Oczywiście PowerPoint'a, bo przecież tego go uczono w szkole. No ale zaraz zaraz.... Przecież MS Office kosztuje ok. 200zł (dla uczniów i studentów), a że Office pracuje natywnie tylko w Windows i MacOS(specjalna wersja), to dochodzi 400 zł za Windows. Teraz proszę mi wskazać takiego ucznia, co ma te programy legalnie. Rodzice im programu nie kupią, bo przecież nie zrozumieją tego, że trzeba 600 zł wydać, na coś, czego "nie widać". Teraz oczywiście odezwą się dyrektorzy szkół i urzędnicy z Ministerstwa Edukacji, którzy powiedzą, że uczniowie mogą korzystać z komputerów w szkole. Ale proszę mi wskazać nauczyciela, który zechce zostać z uczniem w pracowni, tylko po to, żeby zrobić prezentację, a zwłaszcza, że dziecko ma w domu komputer... Komputery są też czasem w bibliotekach, a z doświadczenia wiem, że tam są komputery z demobilu, które pamiętają Windows 95 (a czasem i 3.11). Inni powiedzą, że Office da się uruchomić na Linuksie, no ale czy ktoś tego uczy w szkole... oj chyba nie.
W takiej sytuacji uczniowie są niejawnie zmuszani do instalacji lewych programów, tylko po to, żeby przygotować prezentację. W tym momencie zacznie się czytelnikom klarować moja wizja przyczyny piractwa.
Ale to jeszcze nie koniec. Potem uczniowie idą na studia. Ja, jako świeży absolwent informatyki, mogę z własnego doświadczenia opisać jak to wygląda. Zaczyna się niewinnie. Ot język PASCAL (nie będę tutaj komentował sensu uczenia tego języka). Darmowe kompilatory itd. Potem Delphi, już się zaczyna, bo narzędzia do Delphi już takie darmowe nie są. Potem jest język C i C++. Super, tylko wykładowca zażyczył sobie, że wszystkie programy mają być pisane w MS Visual C++ 6.0, bo kompilatory się różnią, a jak się program u niego nie odpali, bo będzie dwója!
Potem było jeszcze gorzej. Przyszedł przedmiot Sieci Komputerowe, na którym musiałem napisać projekt o algorytmach routingu. Niby nic nadzwyczajnego, ale doktorek sobie zażyczył, że projekt ma być napisany w programie Word 2003. Jak powiedział, tak zrobiłem. Napracowałem się, żeby na koniec się dowiedzieć, że piątki nie będzie, bo obrazki nie są wykonane w grafice wektorowej i mam poprawić. Mają być albo w Corel'u 9.0, albo w MS Visio... Odmówiłem i piątki nie było. Na litość Boską, skąd ja mam te programy wytrzasnąć!? Nie stać mnie na nie, więc znowu zostałem niejawnie zmuszony do zainstalowania piratów. Jest już Windows, Office i Corel. Z czasem doszedł AutoCAD, LabView, MatLab i wiele, wiele innych. Przez lata nazbierało się tyle piratów, że już naprawdę bez znaczenia było to, że zainstalowałem następnego.
Dziś nielegalny Windows, Office, Corel, Photoshop, Adobe Flash, AutoCAD, MatLab i in. są u studentów na porządku dziennym. A kto jest winny...? Studenci?
Owszem, niektóre Uczelnie biorą udział w projekcie Microsoft'u MSDN Academic Alliance, gdzie studenci mogą bezpłatnie pobierać wszystkie (oprócz Worda i Excel'a) programy firmy z Redmond. Jednak nie rozwiązuje to wszystkich problemów. Wciąż z uczelni wyższych wychodzą piraci, którzy mimowolnie zostali tego nauczeni. Teraz się ich ściga i robi się naloty na akademiki. Piractwa nauczono ich w szkole, z czasem przestało mieć znaczenie to, czy mają na dysku pliki legalne czy nie, bo skoro mam 10 piratów, które są mi potrzebne do szkoły, to 100 innych już jest bez znaczenia. Wiem, że każdy z tych programów można zastąpić tańszym, bądź darmowym odpowiednikiem, ale kto powinien nauczyć tego młodzież? No właśnie, na to pytanie poszukuję odpowiedzi...
Powyżej napisałem tylko jedną przyczynę powstawania piractwa. Lekarstwem na nią jest zmiana programu nauczania we wszystkich pionach szkolnictwa. Jednak jest setki innych, równie ważnych, a czasem niezauważnych. Dlatego chciałbym, za pomocą tego wpisu, rozpocząć dyskusję i serię wpisów poświęconych piractwu. Zdaję sobie sprawę, że są osoby mające inne zdanie niż ja. Niektórzy mogą być oburzeni. Ale finalnie może się uda coś zmienić.
Zapraszam do komentowania i konstruktywnej krytyki.