Pisanie kodu zamiast nauki Office'a w szkole podstawowej
Na naszych oczach zmienia się sposób myślenia, sposób pracy, nawet mózgi kolejnych pokoleń przedstawicieli naszego gatunku mają strukturę połączeń nerwowych nieco inną, niż rodzice, aby lepiej radzić sobie z wszechobecną elektroniką. Kto spróbował kiedyś programować, ten wie, że czynność ta wymaga specyficznego podejścia do problemów i myślenia abstrakcyjnego w oderwaniu od języka naturalnego, przypominającego nieco to znane matematykom. Na temat przydatności takich umiejętności w życiu codziennym można się spierać — w końcu wykonywanie operacji na macierzach nie jest większości z nas do szczęścia potrzebne — ale zmieniają one na zawsze sposób rozumienia gadżetów i postrzegania otoczenia, pozwalają rozłożyć na mniejsze, analizować i optymalizować nawet zwykłe, domowe problemy. Poza tym programowanie „wycieka” do innych dziedzin nauki — do fizyki, matematyki, biologii, chemii czy socjologii.
27.12.2012 | aktual.: 19.02.2014 12:51
Nie każdy mówiący jakimś językiem powinien być pisarzem i tak samo nie każdy, kto ma jako-takie pojęcie o algorytmach i językach, powinien od razu zostawać zawodowym programistą. Zetknięcie się z tą czynnością ma jednak niewątpliwie wiele zalet. Moc programowania spostrzegli specjaliści od edukacji, choć na razie szeroko zakrojone reformy możemy pooglądać z daleka — w tym roku zmiany w niespotykanie niskich klasach wprowadziła Estonia, w przyszłym planuje je Wielka Brytania. W Polsce po zmianach wprowadzonych we wrześniu tego roku z programowaniem zetknąć się można najwcześniej w gimnazjum.
Estonia to kraj niewielki, ale na tle reszty świata wyraźnie przoduje pod względem innowacyjności i informatyzacji. Tam narodził się Skype, tam można od lat załatwiać sprawy w urzędach, a nawet głosować przez Internet, wreszcie w wieku od lat 7 do 19 uczniowie będą się tam uczyć programować. W 20 szkołach ruszył program pilotażowy, nad którym czuwa zawsze potrzebująca nowych rąk do pracy na całym świecie fińska firma Tieto, koordynowany przez Fundację Tiger Leap, której zawdzięcza się między innymi podłączenie wszystkich szkół w kraju do Internetu. Wątpliwości budzi jednak wiek, bo przeciętny 7-latek ledwo pisze w ojczystym języku, nie wspominając już o programowaniu. Jednak na początku dzieci zdobywać będą umiejętności przydatne również w innych dziedzinach — przede wszystkim logikę i analizowanie problemów. Ponadto języki dziś już zapomniane, jak Logo, zostały uznane za dostatecznie proste dla dzieci w tym wieku. Reprezentanci Fundacji twierdzą, że nie chodzi o wypuszczenie na rynek pracy tysięcy programistów, ale nie da się ukryć, że jest to pole, na którym mająca 1,3 miliona obywateli Estonia może stać się liderem.
Swoich intencji w tej dziedzinie nie ukrywają Amerykanie. Może nam się to wydawać dziwne, ale za Oceanem naprawdę brakuje programistów i firmy amerykańskie muszą ich sprowadzać z zagranicy lub zlecać wykonanie zadań firmom spoza kraju. Tam nauka tworzenia aplikacji jest już sprawą przetrwania całego kraju. Przykład obywatelom chce dać burmistrz Nowego Jorku, Michael Bloomberg — jego ostatnie noworoczne postanowienie to nauka programowania w 2012.
Brytyjski Sekretarz Edukacji Michael Grove ogłosił plan zastąpienia obecnego w szkołach kursu ICT (Information Communications Technology, czyli nasza „informatyka”), mającego zmniejszyć „cyfrowy analfabetyzm”, programem bardziej zrównoważonym. Chodzi o to, żeby uczniowie lepiej rozumieli technologię. Nauka konkretnych programów to jak uczenie się czytania lektur… i tylko tyle. A przecież nie o to chodzi, aby dorosły obywatel potrafił tylko „czytać”, niech umie też pisać i wymyślać rozwiązania problemów, albo przynajmniej niech wie, że nie jest to dla niego sztuka nieosiągalna. W miarę jak nasze domy są opanowywane przez kolejne gadżety, Brytyjczycy mają nadzieję nauczyć kolejne pokolenia nie tylko podstaw ich działania i odróżniania sprzętu od oprogramowania, ale również wpoić w młodzież pewien rodzaj kreatywności w analizie danych. BBC posuwa się nawet do stwierdzenia, że nauczy nas to myśleć inaczej, bardziej współcześnie, a komputery nie służą już do wykonywania obliczeń szybciej czy wspomagania pamięci, ale mają być narzędziami wspomagającymi i budzącymi myśli zupełnie nowe.
Przy okazji czytania o brytyjskiej reformie można odnieść wrażenie, że nie chodzi już o poprawienie poziomu innowacyjności państwa i dostarczenie rynkowi lepszych specjalistów z określonych dziedzin. To wprowadzenie rozumienia technologii do systemu wartości na równi z liczeniem, wrażliwością na sztukę i zdolnością wymyślania idiomów. Za kilka lat i w Polsce pisanie kodu może stanąć w szkołach na równi z matematyką i językiem. Na razie wśród Polaków w wieku 16-24 lata program napisało 16% — jesteśmy pod tym względem na 21 pozycji w Unii Europejskiej. Tylko skąd wziąć nauczycieli zdolnych to zmienić?