Program pilotażowy cyfryzacji szkół nie wygląda dobrze
Komputer w każdej klasie, tablet zamiast ważącego 8 kg plecaka dla każdego ucznia, elektroniczne podręczniki multimedialne… gdzie to wszystko jest? Cyfrowa szkoła wcale się nie zbliża w takim tempie, jak wszyscy by sobie życzyli. Do pilotażowego programu zakwalifikowano 400 szkół z całego kraju i przygotowano dla nich sprzęt wart 50 milionów złotych. Urządzenia dotarły na razie do 20 z nich. Dlaczego? Infrastruktura szkolna jest w stanie na tyle opłakanym, że nie ma to sensu. A już za dwa lata 40% uczniów w całym kraju ma korzystać z podręczników elektronicznych…
06.11.2012 11:42
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
O tych problemach opowiedział Marcin Wojtyński, dyrektor wydawniczy Wydawnictwa Nowa Era — jednej ze starszych polskich oficyn edukacyjnych. Wspomniana wcześniej infrastruktura szkolna nie jest, jego zdaniem, przygotowana na masową cyfryzację — wręcz przeciwnie, są daleko w tyle nawet za domami rodzinnymi uczniów. Szkoły nierzadko nie dysponują szerokopasmowym łączem, które może wytrzymać użytkowanie w wielu klasach na raz, a komputer ma do dyspozycji mało który nauczyciel, nie wspominając już o urządzeniach pomocniczych, jak rzutniki czy porządne głośniki. Trudno więc oczekiwać, że z dnia na dzień nauczyciele zaczną korzystać z dobrodziejstw nowoczesnych technologii w klasach. Ministerstwo Edukacji Narodowej nie powinno się więc tak spieszyć z wprowadzaniem tych nowych podręczników i technologii do klas. Nakazywanie nauczycielowi korzystania z takich materiałów wymaga najpierw pokazania mu, jak może to robić tak, aby rzeczywiście podnieść wartość prowadzonych lekcji.
Z kolei wydawnictwa specjalizujące się w podręcznikach szkolnych przygotowują się do wejścia w cyfrową erę od lat, ale powoli. To się zaczęło jeszcze w czasach, kiedy do książek do nauki języków dołączane były kasety, a teraz nagrania audio, filmy czy prezentacje do obejrzenia na komputerze już nikogo nie dziwią. Projekt e-podręcznik zakłada ponadto, że takie materiały i stanowiąca podstawę książka elektroniczna będą dostępne za darmo, ale zmartwieniem rodziców są ceny urządzeń, na których można je będzie oglądać. Co prawda w ciągu najbliższych dwóch lat rynek jeszcze się zmieni, ale nadal koszt porządnego tabletu dla ucznia może nie być konkurencyjny w porównaniu z rozłożonymi na lata wydatkami na tradycyjne książki. No i nie wystarczy oddać materiały w ręce szkół, trzeba jeszcze pokazać nauczycielom, jak mogą z nich efektywnie korzystać.
Warto zaznaczyć, że kopalnią wiedzy na temat elektronicznych podręczników i wdrażania tego rozwiązania są doświadczenia innych krajów. Obecnie nasz rodzimy projekt pilotażowy nie nastraja optymistycznie, może więc warto zawczasu przeanalizować sytuację w innych częściach świata? W Holandii po 10 latach wdrożeń dopiero połowa nauczycieli z nich korzysta — może więc warto zwolnić? Katalonia z kolei ma poważne problemy z finansowaniem aktualizacji książek — czy w Polsce to się nie powtórzy? W końcu, w przeciwieństwie do wydań papierowych, te cyfrowe można aktualizować na bieżąco w miarę rozwoju czy to ortografii języka, czy nowych odkryć naukowych. Przede wszystkim jednak nie można traktować cyfryzacji szkół jako metody na oszczędzanie.