Przemyślenia byłego szeregowego...
Wchodzicie do salonu jednego z większych operatorów telekomunikacyjnych. Wiecie, po co przychodzicie. Chcecie wyłącznie potwierdzenia swoich myśli i sfinalizowania oferty cyrografem na papierze. Sprzedawca sporządza umowę i na tym koniec (…) Może kiedyś tak było. Czasy jednak się zmieniły. Operatorzy poszukują nowych źródeł dochodu. Tylko teraz te źródła nie mają za wiele wspólnego z telekomunikacją. Wymagania rosną. Wiedza, jaką muszą przyswoić konsultanci, jest coraz większa. A gdzie w tym moje miejsce? A no cóż… po blisko 8 letniej przygodzie z pewnym operatorem z kwadratowym kolorowym logo, powiedziałem basta! Ileż można! Nie jestem maszyną do przesłuchiwań ludzi. Inaczej nie można było określić wymagań stawianych przez tę firmę. Klient miał być wypytany jak na przesłuchaniu. Gdzie, za ile, do, kiedy i dlaczego? Spróbuj nie zapytać… nie przejmuj się, audyt, który nawiedza salon przy okazji braku choć jednego pytania, wystawi Ci notę z karą finansową na 500zł.
Wróćmy jednak do Klienta. Przychodzi do salonu Jaś Kowalski. Czy tym razem jak dawniej wychodzi z tym, co oczekiwał? Tu pojawiają się schody. Swego czasu dochodziliśmy już do takiej wprawy, gdzie Abonent potrafił wyjść z 3 umowami i dosprzedażą akcesoriów. Wyglądało to tak: aneks + mobilny Internet (tylko SIM) + umowa o konto bankowe + akcesoria. W lepszych sytuacjach jakaś telewizja wpadła. Szczytem radości była sprzedaż Internetu stacjonarnego.
Etyka? Nie znam jej, ale jeśli ją ktoś zna, to proszę o kontakt do niej. Z przyjemnością urządzę sobie z nią pogawędkę, gdzie przez ten czas się włóczyła? Nawet brewka nam nie drgnęła przy tych wszystkich umowach. Nie było ograniczeń co do wieku, płci, wykształcenia. Każdy, na którym dało się zarobić, został wycyckany do cna. Czasem… może nawet w głębi czarnej duszy, pojawiła się myśl… nie, to nie istotne — plany! Albo on, albo ja! Chciałem zarobić, bo z gołej podstawy w naszym pięknym kraju nie da się wyżyć. Prowizja – raz lepsza raz gorsza. Jaki smutek ogarniał, gdy widziało się, ile można było zarobić, gdyby… gdyby plan na Internet stacjonarny był wykonany, gdyby plan na konta bankowe, gdyby plan na aktywacje, gdyby inny wymysł był zrealizowany. Czasem już się płakać chciało, ile tego piszemy, a i tak nic z tego nie zarobiliśmy, bo na rozliczeniu okazywało się, że z braku wykonania planu zabrano nam 75% prowizji (wróć – premii wynikowej).
Choć tęsknie za tym, bo to jednak była jak dla mnie dyscyplina sportowa. Każda kolejna owieczka ostrzyżona była jak trofeum. Śpię spokojniej… i choć dalej jestem w branży, to nowy operator jeszcze nie wpadł na genialny pomysł dorobienia na prądzie, kontach bankowych, akcesoriach… (a są już pogłoski o gazie). Więc może następnym razem, jak wpadniecie do operatora z figurą geometryczną w logo. Spójrzcie inaczej na naszą pracę (pracę konsultantów – nie tylko u tego operatora). Ja wiem… że kapitalizm, że wolny rynek. Tylko szkoda, że wartości, którymi głosi się właśnie ta firma (przyjaźń, wysłuchiwanie potrzeb, innowacyjność) nie ma nic wspólnego z celami, które stawia przed szeregowymi pracownikami. To jednak boli. Pozostawia niesmak i rozczarowanie.
Może za jakiś czas zmienią, choć trochę podejście, gdy konsultanci z wieloletnim stażem odwrócą się jak ja i powiedzą sobie dość… a ja wiem, że to już nie długo :). Tym muzycznym akcentem zakończę swój wywód na dziś. Przemyślenia z pewnością będą.