Raspberry Pi - tyle szumu... o nic.
Jak się zainteresowałem
AVE! Od dłuższego już czasu, w internetowym świecie co krok spotykałem wpisy, artykuły, ba - całe strony i fora poświęcone Raspberry'emu. Pomimo, że interesuję się trochę elektroniką, to z jakiś dziwnych powodów to nowe "coś" mnie nie interesowało. Na tyle mnie nie interesowało, że nie chciało mi się nawet sprawdzać, czym dokładnie to jest.Minęło już sporo czasu od wielkiej i hucznej premiery. Wypieki na licach nieco zbladły, podniecenie minęło i wtedy właśnie, moja ciekawość się wzmogła. Poczytałem to i owo i postanowiłem, że chcę. Dlaczego? Ano dlatego, że w głowie zrodził mi się pewien pomysł, do którego tandem - Arduino + Raspberry wydawał się idealny.
Jak poznałem
Po dwóch dniach najnowsze wydanie w wersji B było już u mnie w domu. Szybko zainstalowałem oficjalny system, skonfigurowałem, zaktualizowałem i przystąpiłem do działania. Na początek sprawdziłem, czy komunikacja z Arduino działa. Działa. Nie bez problemów - nie mogę się z nim połączyć, bez wcześniejszego resetu (na Windowsie jest to możliwe, bez żadnych problemów, jednak Linux, jak zwykle, powoduje problemy :) ). Pierwsze zdenerwowanie szybko minęło i problem rozwiązałem sprzętowo. Kolejny element do włożenia w USB to kamerka internetowa. I...
Jak się rozczarowałem
... zaczęły się problemy. Czytanie for, blogów, artykułów i wpisów. Ja rozumiem - edycja wideo, muzyki, grafiki, to nie jest coś, do czego ma służyć Raspberry, mało tego, śmiać mi się chce z ludzi, którzy chcą z niego zrobić "centrum multimedialne" i narzekają na wydajność. To nie jest do tego stworzone - sobie myślę. Jednak coś tak podstawowego, jak transmisja obrazu z kamerki z prędkością chociażby tych 5 klatek na sekundę, nie jest czymś niezwykłym. Ależ owszem! Jest!
Niech mi ktoś wyjaśni - w jakim celu tworzony jest produkt, który ma ze wszystkim (sic!) problemy? Za słaby prąd portów USB dyskwalifikuje go do podłączenia czegokolwiek innego niż klawiatura i myszka (chociaż i tu nie mam pewności, bo miałem podłączoną tylko klawiaturę)
Bez aktywnego huba USB się nie obejdzie, bo podłączenie kamerki internetowej pobiera za dużo prądu z portu USB - obraz się tnie, pojawiają się artefakty itd. Trudno - zainwestowałem 20 zł.
Prawie bez zmian, a jeśli ze zmianami, to pewnie bardziej efekt placebo. No nic - to na pewno kamera do dupy, niekompatybilna, choć nietania.
Kupiłem drugą - tym razem najtańszą, aby wykluczyć te same układy (chociaż teoretycznie).
Podłączyłem - bez zmian. Wniosek - Raspberry się do tego nie nadaje, a jak już się przypadkiem uda, to po pięciu godzinach szlag wszystko trafia. System pada. Komunikacja po SSH zerwana. Wielokrotne resety Raspberry, przekładanie karty WiFi do różnych portów i może się uda wznowić działanie. Żenada :).
Zrozumiałem
Moje zainteresowanie tym czymś po jego premierze na poziomie zero, jak widać miało swoją rację.
W tej chwili, po dwóch tygodniach "testowania" nie mam pojęcia do czego można tego używać. Nie mam nawet argumentów, aby kogoś przekonać, aby ode mnie to kupił.
A najciekawsze jest to, że na forach aż roi się od podobnych i niepodobnych problemów.
Amen.