Rezolucja Parlamentu Europejskiego nie podzieli Google, ale to dopiero początek
Tydzień temu Financial Times dotarł do projektu rezolucjiprzygotowywanej przez europarlamentarzystów, która miałabyzwiększyć konkurencyjność na rynku wyszukiwarek poprzezoddzielenie ich od innych form działalności biznesowej. Taewidentnie wymierzona w Google inicjatywa właśnie nabrała kształtu– rezolucję dziś przegłosowano, i to znaczącą większościągłosów.
Za rezolucją stało dwóch członków Parlamentu Europejskiego:Andreas Schwab z niemieckich chrześcijańskich demokratów (CDU) iRamon Tremosa, katalońskiej i hiszpańskiej centrowej partii CDC. Woświadczeniu złożonym po ujawnieniu przez Financial Times ichzamierzeń stwierdzili oni, że Google nie zdołało przedstawićnależytego wyjścia z obecnej sytuacji w trakcie prowadzonego przezKomisję Europejską postępowania antymonopolowego. Ponad 90% udziałfirmy z Mountain View na europejskim rynku wyszukiwarek szkodziłzdaniem europarlamentarzystów konsumentom i przedsiębiorstwom zEuropy, a samo Google niejednokrotnie wykorzystywało go wdziałaniach skierowanych przeciwko konkurencji.
I faktycznie, wrogów Google zdobyło w Europie niemało. Sklepyinternetowe skarżyły się na faworyzowany serwis zakupowy GoogleShopping, wydawcy gazet i czasopism na agregator informacji GoogleNews, a urzędnicy odpowiedzialni za ochronę prywatności naniekontrolowany dostęp do danych osobowych internautów. Prowadzonew sprawie monopolistycznej pozycji Google śledztwo nie szło pomyśli firmy – grozi jej kara w wysokości nawet 10% rocznychdochodów. Próby blokowania dochodzenia przez lobbystów zWaszyngtonu na niewiele się zdały. Mimo tego, że unijny komisarzJoaquin Almunia gotów był iść na pewne ustępstwa wobec Google,propozycjefirmy by podzielić stronę wyszukiwarki na dwie części, w którychtylko jedna wykorzystywana byłaby do promocji jej usług, a drugazwracała wyniki z linkami do konkurencji, zostały odrzucone.
Niekończące się przepychankiw Komisji Europejskiej miały być głównym powodem dlaprzygotowania wspomnianej wyżej rezolucji. Mówiono w niej owezwaniu Komisji Europejskiej do szybkiego rozważenia propozycjisłużących oddzieleniu wyszukiwarek od innych usług komercyjnych,jako potencjalnie długofalowego rozwiązania, służącegozapewnieniu równych szans. Tydzień później rezolucja zostałaprzyjęta, stosunkiem głosów 458 do 173, przy 23 wstrzymującychsię. Oficjalnie przestawiono ją jako Rezolucję w kwestiiJednego Cyfrowego Rynku, mającąna celu promocję startupów i innowacyjności. W jej treści anirazu nie padło słowo Google, ale nie szkodzi – w ParlamencieEuropejskim nikt nie miał wątpliwości, że właśnie o podziałGoogle chodzi.
Wbrew temu, co piszą niektóre media, rezolucja ta nie ma żadnegoznaczenia poza symbolicznym. Parlament Europejski nie ma w tejkwestii żadnej władzy. Jednak przyjęcie rezolucji to otwartapresja na nową komisarz ds. konkurencji, panią Marghrethe Vestager.Zachęcenie jej do ukarania Google nie powinno być trudne.Piastująca od początku listopada swoją funkcję pani komisarz jestw swoich poglądach bardziej lewicowa niż jej poprzednik, JoaquinAlmunia. Nawet jednak ona nie ma władzy, by podzielić Google naprzynajmniej dwie firmy, z których jedna odpowiadałaby zawyszukiwarkę, a druga za pozostałe usługi – do tego potrzebnajest decyzja sądu.
Przyjęcie rezolucji nie ucieszy Amerykanów. Wczoraj już projektrezolucji został skrytykowany przez grupę kongresmenów isenatorów, tak Republikanów jak i Demokratów. W otwartym liściedo Parlamentu Europejskiego piszą oni, że przyjęcie rezolucjiprzyniesie poważne konsekwencje dla relacji handlowych między UniąEuropejską a Stanami Zjednoczonymi. Rezolucja nie ma też pełnegopoparcia w samej Komisji Europejskiej – Guenther Oettinger,komisarz ds. gospodarki cyfrowej i społeczeństwa otwarcie jąskrytykował, twierdząc, że nie przyniesie to żadnego przełomu wnegocjacjach.
Niewykluczone jest zresztą, że wcale nie o kwestie gospodarczetu chodzi, lecz bardziej o politykę. Wspierająca rezolucjęniemiecka europarlamentarzystka Evelyne Gebhardt oświadczyła pogłosowaniu, że usługi wyszukiwania zdominowały codzienne życieEuropejczyków. Wyniki wyszukiwania wpływają na decyzjekonsumentów, nie tylko w kwestii sprzedaży dóbr i usług, ale teżw kwestiach społecznych i prawnych.
Pani Gebhardt ma rację, ale wtym co mówi słychać przede wszystkim frustrację, wynikającą ztego, że politycy europejscy żadnego większego wpływu na tenaspekt życia nie mają. Znając pomysły choćby prezydenta Francjii kanclerz Niemiec, dotyczące budowy specjalnego europejskiegoInternetu, wolnego od amerykańskich wpływów, można sięspodziewać, że na rezolucjach się nie skończy: unijni politycyzadbają o to, byśmy mogli cieszyć się większym – alekontrolowanym przez nich – wyborem.