Samsung nie chce już płacić Microsoftowi haraczu za Androida
Ostatnie doniesienia dotyczące wdrożenia oprogramowania Microsoft Word w firmie Samsung mogłyby świadczyć o tym, że stosunki między dwoma korporacjami są znacznie lepsze. O zbliżaniu się do epoki lodowcowej dowiedzieliśmy się we wrześniu, kiedy to doszło do spotkania przedstawicieli firm i rozmowach dotyczących zarówno rozwoju Windows Phone, jak i zaległych opłat, które Samsung jest winien amerykańskiej firmie. Wygląda na to, że Koreańczycy postanowili przystąpić do otwartej wojny, bo ponownie zabrali głos w sprawie i odrzucają zarzuty kierowane w ich stronę.
Sprawa dotyczy opłat licencyjnych za patenty dotyczące Androida, które należą do Microsoftu. Choć firma nie tworzy tego systemu, wręcz przeciwnie, walczy z nim swoją własną platformą, to wcale nie oznacza, że nie zarabia na nim. W patentowym portfolio Microsoftu jest wiele pozycji, które pozwalają na pozywanie firm korzystających z systemu od Google. Amerykanie od lat decydują się jednak na inne rozwiązanie: po co ganiać się po sądach, skoro można ustalić opłatę, którą producent zgodzi się zapłacić w zamian za ugodę. Swoisty haracz od Androida to szeroki strumień dolarów płynący wprost do korporacji – zaznaczmy, że Samsung musiał zapłacić Microsoftowi ponad miliard dolarów. Sprawa dotyczy dodatkowych milionów za opóźnienia.
Przedsiębiorstwo słynące ze swojej serii Galaxy postanowiło nie płacić, w efekcie sprawa trafiła do sądu. Ostatnie spotkanie miało problem rozwiązać, ale Samsung wystąpił do sądu z kolejnym pismem. Według niego przejęcie przez Microsoft firmy Nokia powoduje, że teraz korporacje są bezpośrednimi konkurentami, co mogłoby spowodować problemy antymonopolowe w USA. Dlaczego? To proste. Dotychczasowe uzgodnienia z Microsoftem podpisane w 2011 roku zakładały, że pomoc w rozwoju Windows Phone zaowocuje zmniejszeniem opłat za patenty Androida. Pomoc miała oznaczać zarówno wprowadzanie na rynek nowych modeli, jak i udostępnianie Microsoftowi poufnych informacji biznesowych. Obecnie nadal jest to praktykowane, choć naraża obie firmy na uwagę urzędów zajmujących się sprawami antymonopolowymi jako "spisek" konkurentów. Biorąc pod uwagę, że Samsung tak naprawdę nie zrobił niemal nic dla Windows Phone (jedyny model z WP8 to Samsung Ativ S), można to uznać za zręczne tłumaczenie się z zaistniałej sytuacji i szukanie okazji do wyrwania się z jarzma nałożonego przez twórców Windowsa.
Gdyby okazało się, że Samsung sprawę wygra, to podobnie do niego z płatności za Androida mogłyby zrezygnować i inne firmy. To oznaczałoby dla Microsoftu wyschnięcie pewnego źródła dochodu, które paradoksalnie, przynosi zyski znacznie większy niż własna platforma Windows Phone. Ta, pomimo wpompowywania weń ogromnych pieniędzy i zachęcania producentów poprzez rezygnację z opłat licencyjnych, ciągle tkwi w martwym punkcie, nie mogą choćby zbliżyć się do iOS czy Androida. Taka wizja mogłaby również oznaczać, że będzie mniej środków na promowanie Windows Phone, bo ponownego zaplanowania wymagać będzie cały budżet korporacji. Może to również negatywnie wpłynąć na ceny akcji firmy na giełdzie.
Jak widać, sprawa nie jest łatwa dla żadnej ze stron. Samsung, którego udziały na rynku znacznie ostatnio spadły, stara się minimalizować straty wynikające z zawiązanych przed laty umów – przy dużej liczbie sprzedawanych smartfonów i tabletów, jakimi cechuje się Samsung, mowa jest przecież o wielu milionach dolarów. Microsoft chce natomiast zarobić, a że ostatecznie opłatę i tak poniosą kupujący, jednocześnie zniechęca nimi do sprzętu z systemem od Google, czyniąc go droższym.