Jesteś informatykiem? – przecież jest dla Ciebie tyle pracy — po raz drugi
05.04.2016 | aktual.: 06.04.2016 09:39
W poprzednim moimi wpisie zmieszaliście mnie z błotem do granic możliwości. Starzy wyjadacze naszego bloga uśmiechnęli się pod nosem i przeszli obojętnie obok tego wpisu, natomiast gimbaza znalazła sobie temat i osobę, po której można było pojechać po całości. Mam nadzieje, że frustraci ulżyli sobie i nie będą wyżywać się na młodych blogerach, bo tych mi zawsze szkoda, gdy obrywają pod ich pierwszym wpisem. No ale jak to mówią "co było a nie jest, nie pisze się w rejestr" i trzeba jakoś żyć dalej:). Do dzieła więc. Poniedziałek powoli się kończy, a wiec czas coś opublikować.
Jakoś na początku mojego blogowania kilka lat temu opublikowałem wpis "Jesteś informatykiem? - Przecież jest dla Ciebie tyle pracy. " Opisywałem wówczas moje podboje podczas poszukiwania pracy. Od tamtego wpisu minęło sporo czasu, ja dalej pracuje w moim szpitalu i jak się wścieknę to wysyłam po kilka CV i dalej nic. Jaka stagnacja na rynku była, taka jest nadal. Dziś chciałbym przytoczyć kilka przypadków rozmów i rekrutacji jakich doznałem na własnej skórze w ciągu kilku ostatnich lat.
Przypadek 1 - jest pan najlepszy i proponujemy Panu etat od ręki
Duża hurtownia farmaceutyczna z Wrocławia poszukuje informatyka o dość szerokiej znajomości Windowsa (zarówno serwerowego jak i klienckiego), podstaw Linuxa, zagadnień sieciowych, zagadnień budowy i konserwacji sprzętu komputerowego i biurowego. Warunek konieczny - podstawy znajomości obsługi pakietu medycznego firmy Kamsoft. Po przeczytaniu tego ogłoszenia pomyślałem, że to coś dokładnie dla mnie. Spełniam wymagania, wysyłam więc CV. Dwa dni później dostaje telefon, że zapraszają w następny poniedziałek na rozmowę.
Zjawiam się więc w umówionym miejscu, a tam na korytarzu jakieś 30 osób. No ładnie się zaczyna. Wprowadzono nas do sali konferencyjnej i rozdano testy z około 50 pytaniami. Wszystkie pytania dotyczyły umiejętności IT. Test trwał 90 minut. Po tym czasie kazano nam wszystkim zaczekać około godziny i poinformowano nas, że do drugiego etapu (jutrzejszego) zakwalifikowało się 20 osób. Następnego dnia były już rozmowy pojedynczo z 3 panami, rozmawialiśmy z pół godziny o wszystkim, pracy, rodzinie, planach na przyszłość i tak dalej. Drugi dzień zakończył się " odsianiem kolejnych 10 kandydatów. Dzień trzeci to 20 minutowe sprawdzenie moich umiejętności, głównie Windows 2008 Serwer i oprogramowanie Kamsoft. Następnie była około 10 minutowa rozmowa po angielsku. Po zakończeniu tych dwóch etapów jakiś cudem zostałem wybrany jako ten najlepszy. Zaproszono mnie więc na rozmowę o konkretach. Miły pan poinformował mnie, że takiego człowieka im potrzeba. Od razu zaproponował umowę na pełen etat, na rok. Rekruter wiedział, że pracuję w szpitalu, a wiec dał mi miesiąc na pozamykanie moich spraw i zaprosił nmie do pracy. Pozostała ostania kwestia, czyli zarobki. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
- Ja: Skoro wszystko mamy ustalone, zostaje jeszcze kwestia mojego wynagrodzenia.
- Rektuter:Tak, tak, proponuję Panu na dobry początek 1700 zł na rękę
- Ja: Przepraszam tygodniowo czy miesięcznie?
- W tym momencie pan mocno poczerwieniał na twarzy. Rektuter: Pan sobie chyba ze mnie kpi.
- Ja: Odnoszę jednak wrażenie, że to jednak Pan kpi ze mnie.
- Rektuter: Proszę natychmiast stąd wyjść.
No i wyszedłem, a następnego dnia wróciłem do mojego szpitala...
Przypadek 2 - fajnie się z Panem rozmawia, ma Pan szeroką wiedzę o IT
Ogłoszenie: Duży szpital we Wrocławiu z kilkoma mniejszymi jednostkami rozsianym na terenie całej Polski poszukuje informatyka, z kilkuletnim stażem pracy w szpitalu. Warunek konieczny doświadczenie i prawo jazdy kategorii "B". Tak wyglądało całe ogłoszenie. CV poszło. Jakieś dwa tygodnie później otrzymałem zaproszenie na rozmowę. Przyjechałem do tego szpitala, a tam siedzi pan rekruter (Specjalista ds. pozyskiwania kadr - fajnie się to nazywa:)) i dwóch informatyków tam pracujących.
Rozpoczęła się rozmowa, pan specjalista nie odzywał się słowem, natomiast informatycy zaczęli mnie przepytywać co wiem, co potrafię. Po jakiś 5 minutach ton rozmowy zmienił się całkowicie. Informatycy zaczęli ze mną dyskutować jak mam rozwiązane pewne kwestie w szpitalu. Jak radzę sobie z systemem księgowym, jak z oprogramowaniem medycznym i tak dalej, i tak dalej. Po 10 minutach rozmawialiśmy jak starzy znajomi. Po około 25 minutach rozmowy pan rekruter przerwał nam świetną pogawędkę i stwierdził, że nadaję na tych samych falach co zatrudnieni tam informatycy i świetnie nadaje się do tej pracy, co moi rozmówcy potwierdzili. Na koniec oczywiście pada pytanie o moje preferencje zarobkowe. Odpowiedziałem, że 3500 na rękę nie jest chyba wygórowanym żądaniem. Ów pan przewrócił tylko oczami i stwierdził, że odezwiemy się do Pana. Oczywiście odezwać się zapomnieli.
Przypadek 3 - gdyby jeszcze pan Ryszard pracował to by to inaczej wyglądało
Biuro nadleśnictwa poszukuje informatyka na pełny etat. Zaproponowano mi więc na początek staż, a że mam etat (dostałem długi zaległy urlop w szpitalu), zaproponowano na początek umowę-zlecenie. Poinformowano mnie również, że o ten etat stara się druga osoba i będziemy ze sobą konkurować. Przez dwa pierwsze tygodnie przemaglowano mnie wzdłuż i wrzesz sprawdzając co potrafię, później było trochę luzu. Po miesiącu stwierdziłem, że to jest lepsze niż mój szpital. Po zakończeniu umowy niestety usłyszałem takie oto gorzkie słowa -Jest Pan o wiele lepszy od swojego konkurenta jednak to on zostanie ze względu na pewnie układy, No wiem pan gdyby pan Rysiek (mój bardzo dobry znajomy, który kiedyś był kierownikiem kolumny transportowej nadleśnictwa) żył to ta rozmowa wyglądałaby całkiem inaczej.
Ręce mi opadły, no i wróciłem (po raz kolejny) do swojego szpitala.
Przypadek 4 - brama wejściowa tez jest fajna
Znajoma poinformowała mnie, że duży zakład produkcyjny na obrzeżach Wrocławia szuka Informatyka-złotej rączki. Niestety nie dostałem żadnych namiarów, poza adresem. Chciałem więc osobiście złożyć CV w biurze, a że byłem we Wrocku to co mi zależy. Dotarłem pod zakład i na bramie mówię strażnikowi o co mi chodzi, a on tylko zapytał do kogo konkretnie chcę się udać. Powiedziałem mu, że biuro podawcze lub sekretariat wystarczy. Strażnik jednak powiedział mi, że skoro nie znam nazwiska to dalej mnie nie wpuści. A podanie mogę zostawić u niego. Cóż zostawiłem. Podejrzewam, że moje dokumenty nigdzie dalej nie trafiły. Zobaczyłem sobie bramę wejściową i wróciłem do domu.
Dobra, chyba wystarczy:)
Tak więc wyglądają moje przeboje z ostatnich kilku lat jeśli chodzi o rozmowy kwalifikacyjne. Wygląda na to, że póki co jestem skazany ma mój szpital.
Kończąc dzisiejsze marudzenie podrzucę jeszcze link do spisu treści mojego blogowania (wiem, wiem ta regułka zaczyna być nudna:)) i zapraszam do czytania moich kolejnych wpisów. Mając na uwadze młodych blogerów (tych starszych zresztą też:)) polecam zapoznać się z tym wpisem, wasze wpisy tylko na tym zyskają, bo niektóre pomimo świetnej treści formatowanie mają bardzo niepoprawne. Ponadto polecam ten wpis na forum gdzie nasz admin forumowy Semtex opisał w przystępny sposób jak wrzucać grafikę na naszego bloga. Pozdrawiam Shaki81