Specjalista ds teleinformatycznych — tydzień z pracy specjalisty cz.62
Trochę ponad 4 lata temu opisałem tydzień życia specjalisty. Postanowiłem spróbować opisać jeszcze raz taki tydzień, a że niedawno młody mnie opuścił to jest okazja ponarzekać, że mam przes.. znaczy ciężko w pracy
Poniedziałek
Jeszcze przed wyjściem z domu odbieram pierwszy telefon, że w Poradni K nie działa system, a w rejestracji jeden z komputerów w ogóle się nie włącza (co jest kurde - nowy komputer). No dobra, jedziemy więc. Na miejscu okazuje się, że komputer w poradni K jest ok, tylko końcówka programu pani obsługującej zawiesiła się na serwerze, błahostka. 20 kliknięć i kolejny zadowolony klient:). Idę więc do nie włączającego się komputera, a tu uszkodzona listwa zasilająca. Jak taką (nowa, kupiona ze 2 tyg temu) można uszkodzić? No po prostu nie wiem. Wymieniam więc, a ta idzie do reklamacji. Odbieram wewnętrzną pocztę i powrót do macierzystego szpitala. Pojawia się informacja, że na jutro (taa jasne...) mam napisać specyfikację systemu komputerowego dla laboratorium do przetargu, który wkrótce ma być ogłoszony.
No i w końcu mam zacięty papier w drukarce:) (muszę w końcu powywalać te stare Samsungi). Dalej odzyskuje dane z uszkodzonego komputera (kurcze coś z niego nie mam kopii zapasowych - trzeba sprawdzić co się pokiełbasiło), diagnozuje uszkodzenie i płyta główna wraz z dyskiem twardym odeszły do wiecznej serwerowni. Proszę kierownika o dzień urlopu na środę bo kilka prywatnych spraw do ogarnięcia - "Krzychu nie ma sprawy, możesz spokojnie 1 dzień wziąć" - kurcze coś za łatwo poszło, czuje w kościach że raczej nic z tego nie będzie. Dzień chyli się ku końcowi - dziś muszę wyjść o 15. Przed końcem zmiany pojawią się prośba o zamieszczenie dwóch specyfikacji do przetargów na stronie. W praktyce okazuje się, że ogłoszono dwa nowe przetargi które mam wywiesić na stronie. A że mam byle jaki system zarządzania treścią to wychodzę przed czwartą, bo oczywiście o 15:45 komuś zawiesił się system i trzeba ratować wpisane dziś dane. No udało mi się wyjść prawie o czasie - tylko godzinę później niż regulaminowo.
Wtorek
Od rana nie działa jeden z telefonów w ambulatorium. Sygnału brak. no dobra. 3 punkty połączeniowe po drodze sprawdzone, ale sygnału brak. Na głównej rozdzielnicy również sygnału nie odnaleziono, czyli coś nie tak z centralą. Na pewno, bo to jeden z naszych wewnętrznych numerów obsługiwanych przez centralę. Na wyjściu z centrali sygnał czysty i prawidłowy czyli problem gdzież pomiędzy centralką a rozdzielnicą. Okazuje się, że uszkodził się przewód na tym odcinku. Jakim cudem to nie wiem. Szybka wymiana metra przewodu i po sprawie. No tak szybko to nie było bo w sumie dwie godziny mi zajęło sprawdzanie i wymiana. Dobra poranny rytuał czas zacząć. Maile, logi, kawa, poczta, jakieś papiery. W międzyczasie dostaję informację, że w programie medycznym nie działa Ctrl+V i nie można wkleić wyników. Zgłoszone, Kamsoft sprawę rozwiązał błyskawicznie. Znowu ktoś jest zadowolony.
W między czasie oczywiście jakiś użytkownik zdążył zawiesić system a ja już rozebrałem kompa do wyczyszczenie. Kurde tam było chyba z kilo kurzu. Koło południa dowiaduje się, że jutro koło 13 pojawią się dwa nowe serwery i przyjedzie techniki aby je zamontować. No i szlag trafiło mój urlop, czułem, po prostu czułem. Mówię kierownikowi, że rano muszę być gdzie indziej. Dobra, dobra, jak się ogarniesz to przyjeżdżaj. Oczywiście głupi informatyk zamiast się zbuntować to potulnie się zgadza. Informuje tez kierownika o tym, że o 18 muszę być we wrocku, a więc 16 to max do której mogę zostać. Walczę dalej z zasyfionym komputerem aż pojawia się informacje, że za kilka dni będzie nowy pracownik i trzeba mu dać jakiś komputer. A co ja do cholery z rękawa je wytrzepuje. A więc sprawdzam co mam, a czego mi brakuje i jeszcze przed końcem dnia zamawiam dysk twardy i pamięć RAM. Komputera oczywiście nie skończyłem, spisu nowych komputerów nie skończyłem aktualizować, a o specyfikacji to mogę zapomnieć.
Środa
Jestem na jednodniowym urlopie. Taaa, jasne Pierwszy telefon już o ósmej rano z informacją, że na Izbie Przyjęć nie działa system. Trzy komputery, na wszystkich wisi system. Dojeżdżam na "miejsce mojego urlopu" i... włączam laptopa aby ich poodwieszać. Godzina 10 i brak Internetu na całym pietrze drugiego naszego szpitala. Po pół godzinie wiszenia na telefonie okazało się, że wywaliło korki i nie działa switch. Normalnie, regularnie zaraz oszaleje.
No dobra wściekłość mi przeszła, swoje pozałatwiałem, jadę do pracy, a tam informacja, ze technik może się spóźnić z godzinę. Jakby nie mógł ktoś zadzwonić i mnie poinformować. No dobra skoro jestem na miejscu to robię szybki poranny rytuał, umieszczam jakieś info o przetargach na stronie. Odzyskuje jakieś zaginione maile. W końcu pojawi się technik, instaluje serwery i okazuje że jest problem z połączeniem VPN. Problem jest po mojej stronie, chyba. Technik odjeżdża koło 15:30 a ja zadowolony, że wszystko poszło dobrze odbieram telefon, że jeden z kompów nie łączy się z WiFi. No to już wyszedłem o 16.
Schodzę na dół, walczę prawie pól godziny (cholerne zarządzanie sieciami bezprzewodowymi w Windows 8) i przegrywam. Okazuje się, że nie działa jeszcze jeden taki komp. Chyba poleciał AP'ek. No cóż o 16:30 informuje tych dwóch użytkowników, ze nie dam rady dziś tego naprawić bo już jestem spóźniony. No i oczywiście pretensje, że mi się nie chce nic zrobić i mam wezwać drugiego informatyka, tylko ciekawe skąd go wykopać. Młody już dawno tu nie pracuje.. Oczywiście na spotkanie we Wrocku spóźniłem się. Ale co to kogo obchodzi.
Czwartek
Jeszcze nie dojechałem do pracy a tu pojawia się informacja, że z dwóch komputerów nie można nic wydrukować, bo chyba się drukarka zepsuła. Przyjeżdżam na miejsce, dociskam kabelek, krew jasna mnie zalewa i uśmiechem wychodzę. No to pięknie się zaczęło. Wracam do macierzystego szpitala i od razu obrywa mi się, że nie naprawiłem tych dwóch komputerów wczoraj. Zanim się wytłumaczyłem (w sumie z tego, że na urlopie nie chciałem pracować po południu) to pojawił się kolejny człek z kilogramem narzekań, że specyfikacja nie skończona. Nie ma jeszcze 10 a ja już nazbierałem jak dziad w torbę.
Jeszcze nie sprawdziłem, maili i logów z nocy a tu dwa serwery w serwerowni dosłownie oszalały. Wiatraki wewnątrz dostały tak szybkich obrotów, że bałem się, że odlecą. Do tego Internet nie działa. No super, jak nic wczorajszy technik coś spieprzyli, ale w sumie co maja dwa serwery w jednej szafie do dwóch nowych serwerów w drugiej szafie? Podejrzenia pada na przeciążenie instalacji elektrycznej. Byłem pewien, że mam zapas mocy elektrycznej na przynajmniej 4 takie serwerki. Wzywam elektryków. Po godzinie sprawdzania potwierdzają, że mocy elektrycznej jest wystarczająco. Wyłączam więc te dwa nowe serwery i o dziwo po jakiś 10 minutach moje serwery uspokajają się, Internet działa. A jednak miałem nosa - nowe serwery spieprzone. Wyłączam je i wzywam wczorajszego montera - niech on się martwi. Reszta dnia to miód, skończyłem składać komputer, znów odwiesiłem jakiegoś użytkownika, dopisałem kawałek specyfikacji, odzyskałem jakiś zagubiony super ważny plik i zrobiłem jeszcze kilka małych bzdurek.
Piątek
Oczywiście monter nie mógł przyjechać tego dnia bo coś tam. Nowe serwery montowane dwa dni wcześniej nie działają. W sumie to i dobrze, jeszcze kilka dni bez kolejnego systemu jakoś przeżyjemy. Niestety od rana mam na tapecie inny kanał a mianowicie notoryczne zrywanie dostępu do internetu. W takim przypadku to żaden problem - przełączam na dodatkową linię z Internetem, a do podstawowej wzywam techników. Okazuje sie jednak, że zapasowe łącze nie działa. No tak jak coś ma się uwalić to uwali się w najmniej oczekiwanym momencie. Prawo Murphy'ego działa. Ręce opadają. Resetuje więc co chwilę główne łącze i jakoś działa. Wzywam wiec techników do zapasowego (Orange) i modlę się aby główne jakoś wytrzymało.
Oczywiście odbieram kilkadziesiąt telefonów, że nie można połączyć się z główną lokalizacją. Coś ciężką mają z komunikacją wewnątrz naszych pobocznych jednostek. Technik od głównego łącza twierdzi, że potrzebuje kilku godzin na naprawę, a technicy z Orange pojawiają się koło 15 w szpitalu. Oczywiście ja powianiem skończyć pracę, ale nie. Rozmawiam z technikami z Orange i o dziwo po godzinie dodatkowe łącze działa sukces połowiczny. W sumie to mógłbym przełączyć wszystkich na dodatkowe łącze, niestety nie testowałem tego łącza po zakończeniu wdrażania nowego HIS'a. Zwłaszcza, że przed nami weekend. Koło godziny 17 technik od głównego łącza informuje, że jest naprawione. Kilka testów poprawności działania i już koło 18 mogę spokojnie iść do domu. Ciekawe co się spieprzy przez weekend? Oczywiście nic innego nie zrobiłem bo cały dzień wisiałem na telefonie jak nie rozmawiając z niezadowolonymi użytkownikami naszej sieci to z technikami od łącz internetowych.
Dziękuje, mam weekend
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że pomimo moich narzekań i marudzenia, że jestem przeciążony to dalej lubię swoja pracę. Ja chyba nienormalny jestem:). Na koniec pozostaje tylko podrzucić link do spisu treści mojego blogowania i zapraszam do czytania moich kolejnych wpisów. Mając na uwadze młodych blogerów (tych starszych zresztą też:)) polecam zapoznać się z tym wpisem, wasze wpisy tylko na tym zyskają, bo niektóre pomimo świetnej treści formatowanie mają bardzo niepoprawne.