Sony Ericsson — zapomniane telefony i akcesoria z szuflady
30.08.2014 | aktual.: 31.08.2014 17:52
W swoim życiu przed atakiem rynku przez smartfony byłem posiadaczem niezmiernie wielu telefonów marki Sony Ericsson. W zasadzie to dopiero równe 2 lata temu rozstałem się z nimi na zawsze zmieniając model W20i na smartfona z Windows Phone. Przez cały ten czas uzbierałem niezliczoną ilość telefonów, ładowarek, akcesoriów, a na dysku komputera miałem niegdyś setki motywów, gier i różnego oprogramowania do tych telefonów. W tamtym czasie dla sprzętowych grzebaczy telefony Sony Ericssona były niczym dzisiejsze telefony ze zrootowanym Androidem - można było zmienić praktycznie wszystko, a fora pękały w szwach od motywów, modyfikacji oraz patchów. Wiele z nich pasowało do siebie na różnych telefonach - samo oprogramowanie pracujące na tych telefonach niewiele się zmieniało, a niektóre telefony przyjmowały bez problemu oprogramowanie z innych modeli za sprawą identycznego sprzętu ukrytego w innej obudowie. Podobna sytuacja występowała w przypadku wszelkich akcesoriów - po zakupie nowego Sony Ericssona były one kompatybilne za sprawą autorskiego złącza Fast Port.
Fast Port - autorski koszmarek Sony Ericssona
Dziś sprawa jest w zasadzie prosta - prawie wszystkie smartfony są wyposażone w złącze MicroUSB oraz standardowe złącze słuchawkowe mini jack dzięki czemu nie ma już problemu z setkami plątających się ładowarek, adapterów i zestawów słuchawkowych. Jednak przed standaryzacją złącza mieliśmy przecież istną kablową rzeźnię. Pół biedy, jeżeli jeden producent stosował jedno złącze, jak to robił Sony Ericsson. Ale chociażby w przypadku Samsunga miałem ostatnio w szufladzie 3 różne telefony, z którego każdy miał inne złącze słuchawkowe. Czasy te jednak minęły, użytkownicy mają prościej, no może oprócz użytkowników sprzętu Apple, ale oni z reguły lubią sobie utrudniać życie arsenałem przejściówek.
Powróćmy jednak do złącza Fast Port. Dawni, (a może i znajdą się też obecni posiadacze) zwykłych telefonów Sony Ericsson, a także niektórych ich wczesnych smartfonów pamiętają na pewno ten kwadratowy port. Był on krytykowany za ogromną awaryjność, łatwe brudzenie się, nietrwałe wtyki, wypadające wtyczki a także konieczność używania adapterów jeżeli chciało się podłączyć słuchawki inne niż oryginalne. Miał on jednak jedną ciekawą cechę, której inne wówczas stosowane złącza nie zapewniały - potrafił on podawać prąd z telefonu, a nie tylko go pobierać, jak podczas ładowania. Dzięki temu posiadałem do tych telefonów ciekawe akcesoria które nie były jedynie ciekawymi gadżetami, ale były też użyteczne w praktyce.
Zestawy głośnikowe
Powyżej kolejno głośniki MPS‑30, MPS‑70 oraz MPS‑100. Wszystkie te modele posiadały zasilane z telefonu wzmacniacze - po jednym w modelach MPS‑30 i MPS‑70 oraz dwa (jeden na każdy głośnik) w modelu MPS‑100 (który również miał gumowe membrany, w przeciwieństwie do piankowych w poprzednich modelach). Głośniki jak na swój rozmiar grały zdumiewająco dobrze i nie potrzebowały zewnętrznego zasilania, w przeciwieństwie do standardowych modeli do telefonów komórkowych. Miało to jednak swoją cenę - pobierały one znaczne ilości prądu i bateria w telefonie rozładowywała się w ciągu kilka godzin gry. Doładowanie telefonu w trakcie używania ich z kolei nie było możliwe nawet z użyciem ładowarki "z przelotką" umożliwiającą jednoczesne ładowanie akumulatora i korzystanie z słuchawek. Model MPS‑30 natomiast ze względu na brak normalnego kabla sygnałowego posiadał... antenę FM, która była po prostu kabelkiem owijanym wokół urządzenia. Były też inne wariacje na temat tych głośników, jednym z nich był widoczny niżej potworek zwany MPS‑75, który po podłączeniu do telefonu wyglądał dość... osobliwie. Mając zapędy do modyfikacji elektroniki można było przerobić je na zasilanie z 5V oraz wtyczkę mini jack, aby pasowało do większości urządzeń, co niektórzy czynili. Niemniej akcesorium te wspominam bardzo miło jak i różne nietypowe okoliczności w których było dane im zagrać ;)
Transmiter
Kolejnym świetnym dodatkiem był transmiter MMR‑70. W czasach swojej świetności był sprzedawany za trzycyfrową kwotę, dziś natomiast można go kupić taniej niż paczkę papierosów. Również korzystał on z zasilania podawanego przez Fast Port, a po jego podłączeniu do telefonu ukazywał się ekran wyboru częstotliwości, po której wybraniu po prostu zaczynał nadawanie w paśmie FM muzyki z telefonu. A świetny był dlatego, że w przeciwieństwie do standardowych chińskich transmiterów z Allegro oferował bardzo dobrej jakości transmisję stereo, nie zajmował gniazda zapalniczki w samochodzie i był po prostu wygodny.
Podstawki, stacje, stacyjki
Niegdyś dostępne za trzycyfrową kwotę, dziś za 6 złotych i 27 groszy widoczne powyżej urządzenie o oznaczeniu MRC‑60 to prawdopodobnie przejaw pozazdroszczenia użytkownikom telefonów od Apple wszelkiej maści docków umożliwiających słuchanie muzyki z telefonu. Zasada działania niezwykle prosta - telefon podłączony był do podstawki, która natomiast podłączona była do źródła dźwięku jak wieża, a możliwość nawigacji po utworach zapewniona za pomocą pilota. Dostępne były też inne modele, jeden z nich posiadał gniazdo słuchawkowe (niestety w standardzie Fast Port), gniazdo ładowania oraz gniazdo do podłączenia do komputera przez USB - taka prawie stacja dokująca do telefonu.
Bonus
Na koniec ciekawostka na czasie, bo związana z elektroniką ubieraną, o której dziś tak wiele się mówi (a i tak nic przydatnego z tego nie wynika). Nie posiadałem takiego zegarka, szczerze mówiąc nie wiedziałem nawet o jego istnieniu, natknąłem się na niego jednak, gdy przygotowywałem ten tekst. Stworzony przez Sony Ericsson i Fossil, łączony z telefonem przez Bluetooth zegarek miał możliwość wyświetlania na ekranie OLED identyfikatora dzwoniącego, powiadomień o wiadomościach, a także możliwość odrzucenia połączenia z zegarka i sterowania odtwarzaczem muzycznym. Najbardziej rozbawił mnie fakt, że zegarek wchodził na rynek w roku 2006 w cenie około 300 euro. Cena w zasadzie nie odbiera od oferowanych dzisiaj smart-zegarków, jednak zważając na fakt, że zegarek wyszedł na rynek 8 lat temu zrobił na mnie wrażenie. Można wręcz rzec, że cechują go te same cechy, które takie zegarki mają dzisiaj - nikt ich nie chce, są brzydkie, mało funkcjonalne i kosztują absurdalne pieniądze. Cóż, to się nazywa wyprzedzenie epoki!
Dawne telefony Sony Ericssona możemy wspominać dwojako. Jedni będą pamiętać wiecznie psujące się joysticki, padające Fast Porty oraz problemy z podłączeniem słuchawek, a drudzy przyjemne telefony z dużą jak na tamte czasy bazą gier i aplikacji, przy których można było nieco pomajstrować, a także równie ciekawe akcesoria do nich. Ja należę do tej drugiej grupy, co jednak przypomina mi również, że z grzebania już wyrosłem, jednak dawnych przyjemności z patchowania, czy naprawiania błędów i braków producenta nikt mi już nie zabierze.