Spowiedź blogera, a więc szanujmy się
Jak niektórzy wiedzą, bądź nie, jestem członkiem blogerskiej społeczności na dobrychprogramy.pl już ponad trzy lata. Jak to w każdej społeczności bywa, mam tu swoje sympatie i antypatie, choć staram się nikomu nie przeszkadzać. Wyjątkiem była moja mała wojna z Xanthią, w której zdarzyło mi się przekroczyć jakąś granice, której nie powinienem przekraczać. Nie chodziło to o jakieś wyzwiska bądź inne, niegodne zachowanie, jednak sam do dziś czasem mam wyrzuty sumienia, że napisałem coś, czego mogłem nie pisać. Wyrzuty zostają, nawet wówczas, gdy druga strona napisze, "wybaczam".
Od pewnego czasu jednak trochę smuci mnie to, co dzieje się wokół ludzi piszących blogi. Choć może nie powinienem wypowiadać się w imieniu wszystkich blogerów, gdyż nikt mnie do tego nie upoważnił, mam nadzieję, że wiele osób tworzących na DP przynajmniej częściowo zgodzi się z moimi przemyśleniami.
Dlatego też postanowiłem wyjaśnić parę kwestii, które często wręcz obrzydzają mi myśl o napisaniu kolejnego tekstu.
Kolejny tekst sponsorowany
Przypuszczam, choć z całą pewnością mogę pisać tylko o sobie, że większość z nas, blogerów pisze teksty zgodnie ze swoimi przekonaniami, wiedzą i doświadczeniami. Nikt nas nie sponsoruje i nie wydaje mi się, by ktoś nam płacił za powstałe teksty. Pisząc o komputerze firmy "XYZ" nie oznacza to, że kilka dni wcześniej pojawił się na naszym koncie przelew od firmy "XYZ" lub od firmy "ABC", która nie przepada za "XYZ". Rzucanie hasła:
Kolejny tekst sponsorowany
doprowadzacie do tego, że z czasem mija ochota pisania testów, recenzji, a przychodzi chęć pisania o bzdurach (pogodzie, życiu seksualnym gęsi itp.) by uniknąć zarzutu bycia blogerem sponsorowanym.
Tak jak wspominałem na wstępnie, nikt nas nie dotuje ani nie opłaca. Każdy z nas publikuje swoje teksty na DP, bo chce, bo lubi, choć pewnie mógłby publikować gdzieś indziej. Owszem, istnieje coś takiego jak nagrody w konkursie blogerów, ale nagrody te, choć niewątpliwie motywują do pisania, nie są celem samym w sobie. W końcu wielu z nas pisało wówczas, gdy nagród nie było !
Plagiat
Drogi czytelniku, zanim zarzucisz komuś plagiat, najpierw dobrze się zastanów czy masz rację i zbierz materiały świadczące o tym, że ją masz. Zgodnie z obowiązującym także w Polsce kanonem prawa, obwiązuje zasada o konieczności udowodnienia winy, a nie o obowiązku dowodzenia przez oskarżonego, że jest niewinny.
Teksty jakie pojawiają się na DP są różne i czasem nie sposób uniknąć konieczności zamieszczenia informacji, które gdzieś, kiedyś się pojawiły. Zwłaszcza, gdy piszemy o historii komputerów, bądź o ludziach związanych z IT. Zapewniam jednak, że nawet umieszczenie cytatu wypowiedzi Jobsa czy Gatsa z opisem sytuacji, nie jest plagiatem o ile autor wniósł do wpisu coś ponadto co zacytował.
Oczywiście każdy bloger, posiadający czyste sumienie będzie się bronił, ale niesmak zawsze pozostanie. Dlatego też apeluję, ujawniajcie plagiaty wówczas, gdy rzeczywiście są one plagiatami i macie na to dowody, a nie wówczas, gdy komuś się wydawało, że czytał coś podobnego...gdzieś, kiedyś.
Mogę się mylić, ale w okresie mojej trzyletniej obecności, tylko dwa razy ujawniono i udowodniono komuś plagiat. I niech tak zostanie.
Tam było lepiej
Internet jest wielki i często opisy, recenzje urządzeń pojawiają się także na innych witrynach w sieci. Czasem nasze teksty są gorsze, czasem lepsze i z pewnością nikt z nas piszących, nie obrazi się na kulturalną i rzeczową krytykę. Zazwyczaj umieszczamy swoje opinie, spostrzeżenia i uwagi w konkretnym temacie i to jest zadaniem blogera.
Jednakże pojawiają się komentarze z sugestiami:
...na stronie (tu adres witryny w j. mandżurskim) było to lepiej opisane, trzeba było przed napisaniem zajrzeć tam.
Tego typu komentarze są raczej mocno zniechęcające do jakiejkolwiek własnej pracy. Nie sposób przejrzeć całego Internetu, nie wszyscy biegle władają językiem obcym, zwłaszcza tym mniej popularnym. Przed umieszczeniem tego komentarza zastanówmy się, co chcemy osiągnąć. Czy chcemy poznać opinię blogera z DP na jakiś temat, czy też oczekujemy tłumaczenia tekstu z innej witryny.
Bełkot
Ostatnio wiele komentarzy umieszczanych pod tekstami zawiera magiczne słowo - "Bełkot". Bełkot to zdaniem komentujących wpis bez ładu i składu, z którego nic nie wnika, bądź który jest niezrozumiały bądź ciężki do zrozumienia. Bełkot to tekst, który komentującemu się nie podoba, z różnych względów, których czasem nie jest nawet łaskaw ujawnić.
Wśród piszących są osoby o różnym talencie pisarskim. Jednym pisanie przychodzi łatwo, innym zdecydowanie trudniej. Jedni piszą ciekawie i przejrzyście, teksty innych wymagają więcej skupienia lub wręcz konieczności doszukania się właściwych myśli autora. Taki jest świat i nic tego nie zmieni. Zapewniam was jednak, że absolutnie każdy piszący, ten wybitny, przeciętny i kiepski, poświęca swój czas na to, by tekst opracować i opublikować. Poświęca swój czas, w którym mógłby iść na ryby, pomalować sufit o co od roku prosi żona, lub zwyczajnie leżąc "do góry kołami" przygotować złożony plan malowania swojego sufitu. Docencie to, że każdy z nas poświęca jakąś część swojego życia na kolejny, czasem nieudany tekst.
Wielu z nas doceni konstruktywną krytykę. Przypuszczam, że każdego ucieszy prośba w komentarzy o wyjaśnienie rzeczy wątpliwych, niejasnych czy niezrozumiałych. Nie piszcie - "bełkot". Napiszcie - "nie rozumiem ! Wyjaśnij". Prośba o wyjaśnienie nikomu nic nie ujmuje. Cenię ludzi proszących o wyjaśnienie bo świadczy to o tym, że myślą.
Komentarz "bełkot" świadczy tylko o tym, że komentujący nie jest skłonny do refleksji nad sobą, tekstem i być może otaczającym światem.
Doktor Miodek
Każdy z nas piszących popełnia błędy i muszę przyznać, że sam tu jestem przykładem człowieka, który często popełnia błędy. Jestem tego świadomy i zawsze kilka razy czytam swój tekst, poprawiam, koryguję czy dopisuję fragmenty. Czasem, jak mam taką możliwość proszę kogoś, o przeczytanie i korektę. Nie zawsze jednak mogę liczyć na zaprzyjaźnionych korektorów. Staram się by wszystko było zapięte na ostatni guzik, ale nie zawsze, albo rzadko mi się to udaje.
Cenię sobie informacje przekazane przez czytelników:
Popraw słowo/literówkę...
Irytują mnie komentarze w stylu - "co za nieuk", "kup se słownik" (pisownia autentyczna) itd. Nie chodzi mi o to, że ktoś ujawnił mój błąd, ale o sposób zwrócenia uwagi. Wydaje mi się, że nikt z nas piszących jaki czytających nie jest nieomylny i idealny. Jednakże każdy kto pisze i każdy kto czyta zasługuje na kulturalne traktowanie drugiej strony.
Nawet przytoczony w nagłówku dr Miodek tłumaczy, a nie mówi "kup se słownik".
Komentujmy, dużo i z sensem
Tym co jest cenne dla blogera, to czytelnicy. Jeśli to co stworzymy jest czytane, to znak że warto pisać. Dlatego też komentujmy czytany tekst, bo to jest nagrodą dla każdego blogera. Nagrody rzeczowe może wygrać co miesiąc pięciu piszących, nagrody w postaci rzeczowych komentarzy, może dostać każdy piszący, pamiętajcie o tym. Jeśli tekst wam się podoba, napiszcie, wspomnijcie. To naprawdę olbrzymia frajda gdy pod wpisem pojawiają się komentarze, nawet te z sensowną krytyką. Ktoś czyta, jest świetnie, warto pisać i pracować nad tym, by teksty były coraz lepsze.
Wiem, że wielu stałych czytelników DP nie prowadzi bloga i nie wytykam tego. Nie każdy ma czas, chęci czy umiejętności. Jednakże mądry komentarz do tekstu jest równie cenny jak olbrzymi wpis na 3000 wyrazów.
Dojechać młodego
Środowisko blogerów na DP zmienia się, jak wszystko na tym świecie. Jedni przestają pisać, w ich miejsce pojawiają się nowi, młodzi. Wielu nowych podejmuje próby tworzenia własnych tekstów i jak to w życiu bywa, na kilku próbujących, zostają nieliczni.
Nie wszyscy nowi adepci pisania na DP są idealni i rzecz jasna popełniają pewne błędy. Kto z nas ich nie popełniał. Gdy kiedyś spojrzałem na swoje pierwsze wpisy pomyślałem:
O Boże ! Jak ja mogłem to napisać.
Każdy piszący uczy się, nabiera doświadczeń i wypracowuje swój styl. Każdemu jednak potrzeba na to trochę czasu. Dlatego nawet gdy ten pierwszy wpis jest nieszczególnie udany, nie gryźmy "nowego", nie udowadniajmy mu, jaki z niego kiepski pisarz. Pokazanie komuś, że jest słaby może i daje jakąś satysfakcję, ale wsparcie i obserwowanie jak ktoś się rozwija i z każdym wpisem jego teksty są lepsze, to jest prawdziwa satysfakcja.
Ten użytkownik nie prowadzi bloga
Wpisy blogerów nie zawsze są udane i niemożliwym jest, by podobały się wszystkim. Zawsze staramy się je komponować w ten sposób, by były zrozumiałe i ciekawe dla jak największej rzeszy czytelników. Nie chcemy być przemądrzałymi profesorami, bo nie znamy się na wszystkim, a naukowe tekst będą ciekawe dla nielicznych. Nie chcemy tworzyć tekstów banalnych, bo Internet jest pełen bzdur. Chcemy zaciekawić, zachęcić do dyskusji i refleksji nad naszymi tekstami. Nie zawsze nam się to udaje.
Dlatego denerwują nas komentarze stwierdzające, że ktoś napisałby coś lepiej... gdyby napisał. Takie komentarze nie rodzą się na klawiaturach autorów blogów, lub rodzą się niesłychanie sporadycznie. Najczęściej ich autorem są osoby, mogące pochwalić się takimi oto osiągnięciami w dziedzinie pisarskiej.
Nie będzie dla nas problemem, gdy komentarz poinformuje, że tekst się komuś nie podoba bo... Jeśli jednak chcesz nam powiedzieć, że potrafisz napisać lepiej, ciekawiej, odpal swój komputer, uruchom talent i pokaż, że potrafisz to zrobić lepiej. Nie obrazimy się, bo zawsze można zrobić coś lepiej, inaczej ciekawiej. Trzeba tylko chcieć.
Gall Anonim
Portal dobreprogramy.pl nie nakłada obowiązku rejestracji, podpisywania się swoim imieniem i nazwiskiem. Stąd też pod tekstami często pojawiają się komentarze osób - tzw. anonimów, bez rejestracji. O ile zarejestrowani użytkownicy, z jakimś mniejszym bądź większym stażem starają się trzymać jakiś poziom o tyle wśród anonimów zdarzają się prawdziwe "gwiazdy".
Problem anonimowości w Internecie jest powszechnie znany i doskonale wiem, że bycie anonimem dodaje wigoru i "uprawnia" do pisania rzeczy, których komentujący nigdy by nie napisał, gdyby musiał podpisać się z imienia i nazwiska. Bycie anonimem i umieszczanie sensownych komentarzy nikomu nie przeszkadza i cieszy tak samo jak komentarz osób zarejestrowanych. Bycie anonimem i wypisywanie głupot, nie świadczy o sprycie i geniuszu anonima, ale o jego maleńkiej i wystraszonej duszy, która wstydzi się facjaty za którą się ukrywa. Miałem w tym tekście nie umieszczać konkretnych przykładów, jednak w tym wypadku złamię tą zasadę. Tekst dotyczący Olgi Malinkiewicz i jej osiągnięć w zakresie badań nad perowskitem i jeden z komentarzy:
Przyznam, że nawet nie wiedziałem jak skomentować takiego "bohatera". Wzbudził on moje zażenowanie i niesmak.
W latach dziewięćdziesiątych byłem członkiem listy dyskusyjne użytkowników Apple. Lista skupiała i skupia do dziś dziennikarzy, grafików, ludzi związanych z reklamą lub IT. Zarządzał nią oczywiście "List Owner", postać wybitna choć zapracowana. Ponieważ uczestnicy listy byli na poziomie, "List Owner" wiele roboty nie miał. Co jakiś czas zaglądał, pożartował, palcem pogroził gdy było trzeba. Obowiązywała też zasada, że na liście podpisujemy się z imienia i nazwiska. Wyjątkiem było tylko kilka osób, które od zarania dziejów podpisywały się pseudonimami, ale byli oni tak starzy jak lista i generalnie ich dane personalne były ogólnie znane i dostępne. Razu pewnego pojawił się człowiek, piszący "od rzeczy", z misją udowodnienia wszystkim, że on wie wszystko lepiej. Podpisywał się on jako "Bokuden".
Bokuden szybo został upomniany przez jednego z uczestników dyskusji (prywatnie świetny dziennikarz Trybuny Śląskiej), lecz zamiast dopasować się do panujących zasad dotyczących podpisu, roztoczył swoje mądrości na temat przyczyn i praw do anonimowości. Kilkanaście minut po jego odpowiedzi, nasz dziennikarz umieścił taką o to odpowiedź:
Był to, jak wiadomo, historyczny japoński samuraj z dwunastego wieku, który jako pierwszy działał anonimowo na liście dyskusyjnej "MusashiStyleLovers" prowadzonej na Wielkich Bambusowych Wrotach w Kioto. Była to lista miłośników stylu Musashiego; facet najpierw szedł przez mostek, potem przez pole, potem zagajnikiem. Spotykał trzech chłopów niosących ryż. W celu ćwiczenia stylu ścinał ich jednym ciosem miecza. Następnie służący mówił "a teraz zagraj coś stosownego na tę chwilę, Musashi". Musashi wyciągał harfę i sru! Dawał ostre tiurli-tirli. Swym stylem tak zachwycił Japończyków, że jego miłośnicy założyli listę dyskusyjną. Były to zresztą czasy tak dawne, że jeszcze czarno-białe, więc Kurosawa nie mógł zrobić filmu w kolorze. Ale wróćmy do Bokudena. Facet naprawdę nazywał się Hirokasu Agazakawa, co niestety znaczyło "Smutny Pętak O Straszliwie Śmierdzących Skarpetach, Które Niechybnie Wielki Tuńczyk Wyrzygał Nocą Na Plażę Pełną Zgniłych Krewetek". Nawet w Japonii niestety nie było to zbyt pochlebne miano. Hirokasu Agazakawa, czując przez pierwsze lata głęboki żal do swojego ojca, autora tego miana, jednookiego stręczyciela czterech rudych samic pawiana w jokohamskim portowym burdelu, wreszcie postanowił zmienić nazwisko. Ponieważ w Kanji (kolega Krzysztof Ż‑P zaraz potwierdzi) Bokuden czytane na ukos w lusterku nad potokiem znaczy "Tajemniczy Facet, Który Się Wstydzi Swojego Nazwiska, I Na Listach Dyskusyjnych Występuje Pod Dziwacznym Pseudonimem, Bo Myśli, Że To Jest Kulowe", nasz bohater zaczął pod tym pseudonimem karierę. Nocą przekradał się pod Wielkie Bambusowe Wrota w Kioto i tak właśnie podpisywał swój posting (wówczas zwój papieru nawinięty na strzałę wystrzeliwaną z łuku), który potem był czytany i podziwiany przez innych samurajów - uczestników listy. Od tamtej pory wszyscy, którzy mają z grubsza podobne kompleksy, też się tak podpisują, na pamiątkę owego słynnego Bokudena. ---‑------------------- Jerzy W. Bebak Trybuna Śląska Katowice
Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie ma wymogu podpisywania się swoimi danymi i można używać swojego nicku. Pamiętajmy jednak, że bycie anonimowym, smutnym pętakiem o strasznie śmierdzących skarpetach, wcale nie jest kulowe, gdy wypisuje się rzeczy, po których ciężko później spojrzeć w lustro.
Choć powyższe problemy rażą mnie od niedawna, wiele z nich ma już długą brodę o czym świadczy wpis Pangrysa z 2012 rok, ale z cała pewnością warto go przypomnieć, co też czynię i zachęcam do lektury.
Może się wydawać, że powyższy wpis dotyczy głownie czytelników blogów. Nic podobnego. Zazwyczaj piszący blogi są też czytelnikami, więc... szanujmy się.