Sprawa Kima Dotcoma jest coraz bardziej absurdalna

Sprawa założyciela Megaupload już niejednokrotnie była opóźniana z powodu ociągania się funkcjonariuszy FBI, którzy nie są skorzy do wysyłania materiałów dowodowych do Nowej Zelandii, mimo że to im zależy najbardziej na ekstradycji Dotcoma. Sędzia Helen Winklemann zdecydowała, że przed przesłuchaniem w sprawie oddania Kima Dotcoma w ręce FBI musi przeanalizować wszystkie dowody na to, że oskarżony kopiował i rozprowadzał muzykę i filmy na szeroką skalę. Oskarżyciele twierdzą, że działanie Megaupload kosztowało posiadaczy praw do rozpowszechnianych materiałów ponad 500 milionów dolarów. Sam Dotcom wciąż zaprzecza oskarżeniom, a do wysłania kompletu dowodów nikt się w Stanach Zjednoczonych nie kwapi.

W czerwcu nowozelandzki sąd uznał ponadto, że sposób, w jaki zostały przejęte materiały dowodowe oraz wtargnięcie służb specjalnych do willi Dotcoma było niezgodne z prawem. Tymczasem nasłanie oddziału antyterrorystów na Dotcoma jest uzasadniane jego... atakiem brzuchem na jednego ze współpracowników. Dwa tygodnie przed szturmem na posiadłość Dotcoma, jej ważący 165 kilogramów właściciel rzekomo staranował własnym ciałem lewe ramię Jessa Bushyheada — swojego byłego współpracownika — co zostało oczywiście zgłoszone Policji. Bushyhead odmawiał opuszczenia posiadłości Dotcoma nawet z pomocą ochroniarza (zdaniem Dotcoma trzymał się kurczowo futryny), więc gospodarz zwyczajnie wypchnął niechcianego gościa za drzwi. Najwyraźniej to wystarczyło aby uznać Dotcoma za wartego wysłania 90 funkcjonariuszy służb antyterrorystycznych do jego posiadłości.