Tajna umowa dotycząca Androida ujrzała światło dzienne. Google kontroluje wszystko, co można sobie wyobrazić
Android to nie tylko otwarte źródła, do których dostęp ma każdy śmiertelnik posiadający Internet. Jest to system, za którym kryją się setki obwarowań prawnych pomiędzy Google, które stoi za powstaniem Androida, a producentami sprzętu, którzy dzięki systemowi czerpią zyski. Owe umowy dotyczą przede wszystkim tego, w jaki sposób owi producenci mają traktować tak zwane Google Play Apps, czyli Gmail, Mapy Google, Sklep Play i spółkę. Porozumienie między producentami a Google nosi nazwę MADA (Mobile Application Distribution Agreement) i obejmuje ogromną liczbę artykułów prawnych. Użytkownicy mogli po raz pierwszy zetknąć się z MADA w 2009 roku, kiedy to po raz pierwszy kopia umowy w sposób niekontrolowany wypłynęła do opinii publicznej i dotyczyła Androida 1.1.
Trwająca rozprawa sądowa pomiędzy Google a Oracle w dość nieoczekiwany sposób dała możliwość zweryfikowania nowszej wersji umowy, bo ze stycznia 2011 roku, czyli miesiąc przed premierą Androida 3.0 Honeycomb. Zapisy umowy umożliwiają przejrzenie przez co muszą przejść producenci telefonów, nim uzyskają licencję na użycie usług Google Play. Umowa podpisana została przez dyrektorów Samsunga i HTC oraz twórcę Androida – Andy'ego Rubina. Pomimo wzmianki o tym, że dokument jest ściśle tajny i dostępny tylko do wglądu przez prawników, umowa została przeczytana w sądzie powszechnym gdzie przechwycił ją Benjamin Edelman. Następstwem było upublicznienie zapisów umowy.
Należałoby wspomnieć o treści samego aktu prawnego. Zapisy precyzują co wolno robić, a czego nie, producentom sprzętu, aby otrzymać licencję. Następujące aplikacje : Kreator Konfiguracji, Widżet Wyszukiwania Google, Gmail, Kalendarz Google, Google Talk, YouTube, Mapy Google, Google Street View, Contact Sync, Android Market, Wyszukiwanie Głosowe Google i Network Location Provider zostały objęte przepisami. Od 2011 roku umowa z pewnością przeszła szereg modyfikacji, m.in. ze względu, że kilka aplikacji zostało dodanych od tego czasu i zyskało status kluczowych. Są to Google Books, Google Music, Google Movies, Google+, Serwisy Google Play i Google Chrome.
Najistotniejsza klauzule dotyczą dostępności aplikacji na urządzeniu w dniu sprzedaży. Według zapisów prawnych, urządzenie może być rozpowszechniane tylko i wyłącznie gdy wspomniane aplikacje będą pre-instalowane na urządzeniu. Aplikacje Google są rozpowszechniane w duchu wszystko albo nic, co jest . Producent nie może wybrać sobie poszczególnych aplikacji jak Mapy, czy Sklep Play i pominąć resztę. Google posiada także listę aplikacji nieobowiązkowych, na której znajdują się m.in. Google Earth, Gogle lub Google Voice. Aplikacje te mogą, ale nie muszą być dostępne na urządzeniu w dniu sprzedaży.
Ciekawym zapisem jest dodanie informacji o wykluczeniu producenta z licencji, gdy podejmie on „akcje zmierzające ku pogłębieniu fragmentacji Androida”. Google posiada pełną kontrolę nad zasięgiem terytorialnym aplikacji i metodą ich dystrybucji w danym państwie. Daje to kalifornijskiej firmie prawo do zablokowania aplikacji w danym kraju, które wiąże się także z brakiem możliwości pobierania programu lub gry z konkurencyjnych sklepów jak Samsung lub Amazon. Zabronione jest także modyfikowanie zawartości aplikacji poprzez inżynierię wsteczną i dodawanie jakichkolwiek reklam. Jak łatwo się domyślić, panowie i panie z Mountain View chcą się cieszyć monopolem reklamowym w swoich usługach.
Same aplikacje nie są jedynym tematem umowy, jako że amerykański gigant zastrzega sobie prawo do umieszczenia aplikacji według własnego uznania i tak widżet wyszukiwania musi być widoczny przynajmniej na jednym ekranie i to tym, który jest oddalony maksymalnie o jedno przewinięcie od ekranu głównego. To samo dotyczy aplikacji Sklepu Google Play. W skrócie te elementy muszą być dostępne po jednym przesunięciu ekranu. Wskazanym jest aby pozostałe aplikacje znajdowały się na pierwszej stronie listy aplikacji. Ponadto Google musi być domyślnym klientem wyszukiwania we wszystkich dostępnych przeglądarkach. Google chce także nas szpiegować przez Google Network Location, które również musi być domyślnie włączone.
Wielki brat posuwa się jeszcze dalej, nakazując HTC i Samsungowi sporządzać comiesięczne raporty dotyczące sprzedaży poszczególnych urządzeń oraz listę adresów e-mail do której owe wyniki będą wysyłane. Google wie dokładnie ile urządzeń zostało sprzedanych, a same raporty zawierają statystyki dotyczące aplikacji Google, obszaru, w którym sprzedano urządzenia oraz modelu telefonu lub tabletu. Wedle zapisów umowy amerykańska firma dostaje również dostęp do pełnej prowizji z reklam wygenerowanych przez aplikacje Google.
Wszelkie aplikacje, które mogą spowodować, że aplikacje Google'a przestaną działać, w tym różnego rodzaju wirusy, robaki, bomby czasowe itp. nie mogą zostać wydane wraz z aplikacjami Google. Producenci nie mogą w żadnym wypadku modyfikować informacji, że urządzenie znajduje się w trybie offline. Umowa EULA musi zostać zaakceptowana tylko i wyłącznie przez użytkownika, a sami producenci nie mogą przejąć kontroli nad urządzeniem za pośrednictwem aplikacji Google.
Jako potwierdzenie, że producenci zgadzają się na wszystkie warunki postawione przez producenta Androida, Google wymaga minimum czterech testowych egzemplarzy każdego modelu, który jest przeznaczony do sprzedaży. Jeżeli coś nie spodoba się kalifornijskiej firmie, urządzenie nie zostanie dopuszczone do sprzedaży. Jeżeli oprogramowanie różni się w poszczególnych krajach, to Google również musi o tym wiedzieć. Amerykanie zastrzega sobie również prawo do aktualizowania lub usuwania aplikacji i producenci nie mogą w żaden sposób tego blokować. Dotyczy to również uaktualniania API urządzenia, nawet gdy producent nie wyda nowej wersji Androida.
Porozumienie jest ważne przez dwa lata i nie dotyczy ograniczeń, które są ważne bezterminowo. Umowa musi być renegocjowana, jeżeli producent planuje sprzedawać urządzenia z aplikacjami Google. Owe zapisy dają sporo do myślenia o tym jak Google traktuje „otwarty” system operacyjny. Liczący 13 stron dokument ujawnił bardzo wiele zapisów, o których znakomita większość użytkowników nie miała pojęcia. Umowa skutecznie ukróca wszelkie zapędy producentów i pomimo tego, że Google udostępnia darmowy system operacyjny, to czerpie z tego niesamowite korzyści. Odtajnienie tak tajnych informacji z pewnością nie obejdzie się bez konsekwencji i mało prawdopodobnym jest, że kiedykolwiek ujrzymy następny dokument tego typu, który trafi do opinii publicznej.
Za umowami takiego typu kryją się gigantyczne pieniądze i łatwo się domyślić dlaczego Google aż tak bardzo inwestuje w Androida. Pomimo tego, że system jest darmowy. co daje firmie dobry PR, to generuje on potężne zyski. A Google, mówiąc trochę kolokwialnie, trzyma wszystkich producentów sprzętu krótko i nie pozwala na zbytnią frywolność. Nie można powiedzieć, że HTC lub Samsung są jakoś szczególnie pokrzywdzone, gdyż zarabiają dzięki Google krocie, ale możemy zobaczyć jak wiele tajemnic dzieje się za kurtyną uśmiechu i pięknych hostess prezentujących nowe, drogie zabawki. Oryginalne zapisy Benjamina Edelmana można znaleźć na jego stronie.