Testujemy Windows 10: przegląd zmian i nowości w wersji Technical Preview
Konferencja Microsoftu, która zamknęła wrzesień, okazała się zamykać również pewien etap w historii tej firmy. Po ponad dwóch latach siłowego wprowadzania Windows 8, producent pokazał swoją nową wizję systemu. Windows 10, bo taką nazwę on nosi, w przyszłości trafi na komputery, tablety, smartfony, a nawet konsole Xbox. Wczoraj firma opublikowała obrazy wersji poglądowej, tzw. Technical Preview, aby każdy zainteresowany mógł zapoznać się ze zmianami. Postanowiliśmy skorzystać z tej okazji, a następnie podzielić się wrażeniami. Czy Windows 10 okaże się przełomem i pozwoli na zmycie nieprzyjemnego wrażenia, jakie wywarła na wielu osobach poprzednia wersja systemu? Przekonajmy się, co takiego przygotował dla nas Microsoft.
Pobranie i zainstalowanie systemu jest bardzo proste, bo przynajmniej w teorii jest on dostępny dla każdego zainteresowanego. Pod wczorajszą publikacją informującą o możliwości pobrania obrazów systemu można znaleźć komentarze naszych użytkowników mówiące o tym, że spod poziomu OS X i Linuksa pobieranie nie było możliwe. Blokada jest jednak złudna, wystarczy bowiem zmienić ciąg useragent przeglądarki i przedstawić się jako Windows, aby pliki były dla nas dostępne. Musimy przyznać, że w tym przypadku intencje firmy Microsoft są nam zupełnie nieznane – po co stosować tego typu „ograniczenia”, a tym samym sztucznie i niepotrzebnie zniechęcać zainteresowanych do systemu, który ma być odpowiedzią na marketingową klęskę Windows 8? Ten krok rozumieją najprawdopodobniej tylko osoby decyzyjne w tej sprawie. Pochwalić firmę można natomiast za szybkość pobierania: pomimo zapewne ogromnego zainteresowania, nie było z nią najmniejszych kłopotów.
Instalacja: maszyny wirtualne to dobry pomysł
System możemy zainstalować zarówno na komputerze, jak i na maszynach wirtualnych. Działa on poprawnie tak na darmowych Oracle VirtualBox i VMWare Player, jak i bardziej profesjonalnych VMware Workstation i Hyper-V od Microsoftu, a nawet wymagającym większej wiedzy technicznej QEMU. Nie natrafiłem na żadne problemy dotyczące instalacji Technical Preview obok już istniejących systemów, wszystko działało poprawnie. Możliwe jest również skorzystanie z opcji instalacji na wirtualnym dysku VHD. W takim wypadku nie odczujemy narzutu związanego z wykorzystaniem maszyn wirtualnych, a zarazem nie będziemy musieli martwić się o nasze osobiste dane, np. w razie awarii wersji testowej, która przecież nie jest wykluczona. Jak przeprowadzić instalację w ten sposób dowiecie się z naszego poradnika dotyczącego instalacji Windows 7. Choć tutaj mamy do czynienia z innym systemem, sama procedura tworzenia dysku wygląda identycznie.
Instalator nie zmienił się, wygląda tak samo jak ten znany do tej pory i pozwala w zasadzie tylko na przygotowanie partycji. Klucz podany na stronie pobierania nie jest nam do niczego potrzebny. System instaluje się nie wymagając jego podania, w trakcie działania aktywuje się, również nie zadając nam zbędnych pytań. Etap początkowej konfiguracji jest taki sam, jak w przypadku Windows 8 i jeszcze z tego poziomu pozwala dosyć dokładnie skonfigurować opcje prywatności i personalizacji na podstawie działań użytkownika. System zachęca do zalogowania się przy pomocy konta Microsoft, lecz nadal jest możliwe utworzenie konta lokalnego. Zaraz po zainstalowaniu system zajmuje na dysku około 10 GB. Nie jest to zbyt wiele, tym bardziej, że w przypadku testowego komputera około 1,5 GB zajmował plik wymiany, sam system ma rozmiar poniżej 8 GB. Miejmy nadzieję, że uda się to zmniejszyć w przypadku instalacji typu WIMBoot.
Zwykły pulpit na pierwszym planie
Pierwsze co zobaczy użytkownik to… standardowy pulpit. Już nie Ekran Startowy w trybie Modern, lecz zwyczajny, klasyczny pulpit. Tak przynajmniej jest na komputerach stacjonarnych i laptopach. Domyślnie wspomniany ekran jest na nich wyłączony. Zamiast tego, do naszej dyspozycji oddano „nowe klasyczne” Menu Start. W porównaniu do tego znanego z Windows 7 i wcześniejszych wersji zostało ono spłaszczone, usunięto także grupy takie jak „Moje dokumenty” czy „Otoczenie sieciowe”. Zamiast tego, do naszej dyspozycji oddano kafelki, jakie mogliśmy podziwiać na domyślnym ekranie trybu Modern. Są one identyczne, podobnie jak tamte pozwalają na ustawienie w czterech różnych wymiarach: małym, średnim, dużym, oraz szerokim. Kafelki są interaktywne, wyświetlają informacje z aplikacji np. aktualną pogodę, liczbę nieprzeczytanych emaili, czy też powiadomienia z Facebooka. Użytkownik może je odpinać i przypinać, a także zmieniać ich położenie. Trzeba przyznać, że po dodaniu sporej liczby dużych kafelków rozwinięte menu zajmuje większość ekranu, co zdecydowanie nie wygląda zachęcająco.
Nowe menu zawiera ponadto listę aktualnie zainstalowanych aplikacji, a także akcesoriów systemowych takich jak Paint czy kalkulator. Początkowo wydaje się to niesamowicie proste, wręcz zbyt proste, jak na tego typu system. Zmiana ustawień paska na szczęście ratuje sytuację: użytkownik może samodzielnie zmieniać długość listy ostatnio otwartych aplikacji, a także dodać do menu rozwijane pozycje jak np. bardziej zaawansowane narzędzia systemowe, a także pozycje z klasycznego panelu sterowania. Menu zawiera także wyszukiwarkę, która działa identycznie jak ta znana z wcześniejszych wersji systemu. Nie musimy w niej wpisywać całej nazwy programu czy pliku, wystarczy kilka początkowych liter, abyśmy otrzymali interesujące nas wyniki. Dla użytkowników, którzy korzystają często z klawisza Win na klawiaturze i tej wyszukiwarki do uruchamiania aplikacji, nic w zasadzie się nie zmieniło od strony funkcjonalnej. Podobna wyszukiwarka znajduje się na pasku zadań. Wyświetla ona zarówno wyniki lokalne jak i podpowiedzi z Internetu (np. nazwy witryn internetowych).
Modern UI w ramkach okienek
Dodajmy, że ustawienia zdradzają coś jeszcze. Osoby przyzwyczajone do Ekranu Startowego typu Modern mogą go włączyć rezygnując z menu klasycznego. Tego typu rozwiązanie powinno pojawić się już dwa lata temu, podczas premiery bazowej wersji systemu Windows 8. Niestety, firma potrzebowała aż tyle czasu i wielu milionów dolarów niepotrzebnie wpompowanych w marketing, aby zdać sobie sprawę z tego, że przyzwyczajenia użytkowników są zbyt silne i lepiej dać im wolny wybór. Wróćmy jednak do aplikacji. Te w wersji Modern nie są już jedynie pełnoekranowe, dzięki czemu znacznie zyskały na atrakcyjności. Klient pocztowy może być dostępny pod ręką w formie zminimalizowanej na pasku zadań, a nie jako aplikacja zasłaniająca nam obraz na ekranie. Rozmiar okien możemy dowolnie zmieniać, podobnie jak w przypadku aplikacji klasycznych. Czasami daje to gorsze efekty. Widać to po aplikacji do ustawień komputera (panel sterowania trybu Modern). Jeżeli okno jest zbyt małe, prawa strona pozostaje wolna. Dopiero wejście w konkretne opcje powoduje ich wyświetlenie. Można więc uznać, że obraz z aplikacji jest responsywny i dopasowuje się do wielkości okna.
Wprowadzenie aplikacji w oknach tłumaczy brak paska zaklęć, który w tym wydaniu został ukryty. Decyzja ta z jednej strony jest zrozumiała, bo teraz możemy korzystać z wielu aplikacji Modern jednocześnie, z drugiej jednak, przyjęte zamiast niej rozwiązanie trudno nazwać intuicyjnym i w pełni satysfakcjonującym. Aby zmienić ustawienia np. klienta OneDrive wbudowanego w system, musimy rozwinąć menu znajdujące się w górnym lewym rogu okna aplikacji, a następnie wybrać pozycję ustawienia. Wtedy pasek boczny rozwinie się, dając nam dostęp do opcji konfiguracyjnych właśnie tej aplikacji. Wcześniej wystarczył ruch myszki lub palca, teraz doszły do tego dwa kliknięcia, co jest dalekie od wygody. Do tego nie wygląda to zbyt spójnie i burzy porządek, który paradoksalnie zbudował właśnie interfejs Modern. Pasek nie został jednak usunięty, bo uruchomić go można kombinacją klawiszy Win + C. Menu zawiera wszystkie opcje dostępne do tej pory w pasku bocznym: wyszukiwanie (kontekstowe tj. w danych aplikacji), udostępnianie, odtwarzanie na podłączonych urządzeniach, drukowanie i przesyłanie na drugi wyświetlacz. Możliwe jest ponadto uruchomienie trybu pełnoekranowego, który wygląda jak dotychczasowy sposób działania aplikacji tego typu. Programy Modern nadal reagują na prawy przycisk myszy wysunięciem paska z opcjami. Oczywiście pojawia się on tylko w oknie używanej przez nas aplikacji.
Bez centrum powiadomień, ale za to na wirtualnych pulpitach
Drobnemu liftingowi uległ wygląd całego interfejsu. Ramki okien stały się minimalne, zupełnie zrywając z szerokimi ozdobami stylu Aero, co jeszcze bardziej zwiększyło obszar roboczy. Zamiast tego wprowadzono pod oknami delikatne, rozproszone cienie, które w zależności od używanego motywy wyglądają lepiej lub gorzej. Wiele z ikon zostało zmienionych (zdecydowanie straciły na kolorach) i spłaszczonych. Widać to w Menu Start, widać także w eksploratorze i jego wstążce. Niektóre z nich są bardziej wymowne niż do tej pory, np. okrąg sugerujący nam udostępnianie. Dzięki takim drobnostkom interfejs stał się nieco spójniejszy, choć widać, że na pewno nie jest to jego wersja finalna. W Technical Preview nie znajdziemy oczekiwanego centrum powiadomień. Co gorsza, niektóre z powiadomień wyświetlanych na ekranie straszą nas niesamowitą brzydotą. Zwykłe dymki informacyjne są takie same jak w przypadku Windows 8, ale te zawierające ostrzeżenia, np. o problemie z nośnikiem USB, są w pstrokatych kolorach, zawierają ponadto ikony zupełnie nie pasujące do reszty interfejsu. Dobrze, że to tylko wersja testowa.
Pochwała należy się za funkcję wirtualnych pulpitów. Na tę opcję czekaliśmy od lat, nareszcie możemy z niej korzystać także w systemie Windows. Zapoznanie z nią ułatwia specjalna ikona na pasku zadań, która oferuje podgląd aktualnie otwartych okien, oraz możliwość przełączania się pomiędzy pulpitami, ich usuwanie i dodawanie nowych. Nie wiadomo, ile można utworzyć takich pulpitów, ale sposób przełączania się między nimi jest wadliwy. Przy rozdzielczości Full HD można utworzyć ich 11, po czym… ikona dodawania znika nam z pola widzenia. Pulpitów nie możemy natomiast przesuwać ani myszką, ani klawiaturą. Wydaje się, że funkcja ta jest mocno niedopracowana, szczególnie w porównaniu do tego, co oferuje KDE czy OS X. Widać to szczególnie po sposobie przerzucania okien między pulpitami. Musimy uruchomić podgląd, a następnie kliknąć na nie prawym przyciskiem myszy i wybrać pulpit docelowy. To aż prosi się o przeciąganie, którego tu nie uświadczymy. Warto zaznaczyć, że Microsoft w Windows 10 powrócił do debiutującego w Viście skrótu Win + Tab. Dzięki niemu otrzymujemy szybszy dostęp do listy okien i pulpitów. Podgląd dostępny pod kombinacją Alt + Tab również uległ zmianie. Miniaturki zrobiły się większe, a tło jest przyciemniane, a nie jednokolorowe.
Spartan? Eee... na razie systemowe aplikacje po staremu
Domyślną przeglądarką jest niestety Internet Explorer 11. Niestety, ponieważ w nowym systemie mamy zobaczyć kolejną wersję ze zmienioną nazwą. Spartan, bo tak nazywać się miałaby nowa przeglądarka od Microsoftu, ma nas przywitać zarówno zmienionym interfejsem, w pewien sposób wzorowanym na Google Chrome, jak i jeszcze lepszą zgodnością z nowoczesnymi technologiami webowymi. Istotna zmiana to także inne podejście do dodatków, które mają stać się znacznie łatwiejsze do tworzenia i instalacji, co ma wpłynąć na zwiększenie ich popularności, a w efekcie i większą atrakcyjność całej aplikacji. W Technical Preview tego wszystkiego jeszcze nie uświadczymy. Nad przeglądarką pracuje zupełnie inny zespół, co mogłoby tłumaczyć tę sytuację. Dziwi natomiast, że firma nie zdecydowała się na zintegrowanie w systemie wersji deweloperskiej, która jest na bieżąco rozwijana i aktualizowana już od jakiegoś czasu. Oczywiście jeżeli ktoś zechce, może ją zainstalować w nowej wersji Windowsa.
Delikatną zmianą jest nowsza wersja silnika antywirusowego. W Technical Preview za ochronę przed szkodliwym oprogramowaniem nadal odpowiada Windows Defender, a więc pakiet Microsoft Security Essentials zintegrowany z systemem operacyjnym. Zmiana jest bardzo niewielka, ogranicza się po prostu do wyższego numeru wersji skanera. Trudno powiedzieć, czy idą za tym jakieś istotne zmiany. Test na kilkudziesięciu zagrożeniach tego nie wykazał, program tak na Windows 8 jak i testowej wersji Windows 10 wykrył tyle samo zagrożeń i równie długo je neutralizował. Pod tym względem aplikacja niestety nie poprawiła się. Wizualnie zmian nie ma żadnych. W przypadku zintegrowanego z systemem klienta OneDrive nadal nie możemy swobodnie udostępniać plików zgodnie z zapowiadanymi w ostatnim czasie zmianami (wymagane jest przejście na stronę internetową w celu wygenerowania linku udostępniającego). Najwidoczniej trafią one do testowego wydania Windows 10 w tym samym czasie, co do poprzednich wersji systemu.
Pod spodem to samo co zawsze
Od strony technicznej innych większych zmian nie widać. System nadal korzysta z bibliotek DirectX 11, na nową wersję więc jeszcze nieco poczekamy. Edycja 64-bitowa po zainstalowaniu w systemie spisywała się dobrze. Problemy pojawiały się jedynie przy uruchamianiu aplikacji Modern (chwilowe zamrożenie systemu). Apetyt na pamięć operacyjną jest podobny do wydań wcześniejszych i wynosi około 1 GB po starcie systemu. Ciekawostką są wymuszone aktualizacje systemowe, których nie możemy wyłączyć. Wersja testowa ma być bowiem przez Microsoft regularnie aktualizowana o nowe funkcje, aby testerzy mogli zapoznawać się z nimi na bieżąco. Nie jest już konieczne instalowanie kolejnych wydań. Równie zauważalnym elementem jest możliwość dowolnego zaznaczania, kopiowania i wklejania zawartości wiersza poleceń za pomocą skrótów Ctrl + C i Ctrl + V. Ma on już wiele lat, a ta wygodna funkcja trafia do niego dopiero teraz. Wcześniej konieczne było edytowanie właściwości okna, oraz włączenie funkcji zaznaczania.
Podsumowując, wersja testowa Windows 10 nie wprowadza zbyt wielu zmian. Są one w dużej mierze wizualne, ale zarazem nie spektakularne. Niezależni twórcy oprogramowania niejednokrotnie pokazali nam, że są w stanie wymyślić i zaimplementować pewne mechanizmy znacznie lepiej, niż robi to Microsoft. Oczywiście jest to wersja testowa, wiele może się zmienić do 15 kwietnia 2015 roku, do kiedy to możemy z niej korzystać. Pierwsze wrażenia są na pewno lepsze niż w przypadku Windows 8, ale czy to oby na pewno wystarczy, do stworzenia czegoś, co poskromi aktualnego lidera rynku, „Siódemkę”?. Jeżeli tak się nie stanie, Microsoft będzie miał poważny problem, gdy skończy się jego wsparcie techniczne. Problem ten będzie wyglądał tak samo, jak niedawne próby siłowego uśmiercania Windows XP. Pewnym jest, że sam interfejs Modern powoli odchodzi w Microsofcie na drugi plan. Zdaje się to zresztą potwierdzać słowa jednego z pracowników Microsoftu, który zalecał oczekiwanie na nową wersję. Miała przynieść wiele zmian technicznych, co najwyraźniej ma miejsce.
Nie zapominajmy o jeszcze jednej, ważnej kwestii. Tegoroczna konferencja Microsoftu była zamknięta, producent nie zdecydował się na jej publikowanie. Dlaczego? Większość użytkowników tak naprawdę nie znalazłaby w niej niczego interesującego, poza nowym menu Start oczywiście. Od początku był to pokaz przygotowany z myślą o użytkownikach zaawansowanych, bo nowy system nareszcie zawiera zmiany, na jakie czekali oni od dłuższego czasu. Niewykluczone więc, że od strony typowych konsumentów sporo się jeszcze zmieni. Firma musi mieć takie osoby na uwadze, ponieważ to one decydują o rynkowym sukcesie, lub porażce danej wersji Windowsa.