Edukacyjny bubel. Odrobina przemyśleń na temat uczelnianego życia studenta Informatyki
Obecnie w Polsce panuje przekonanie o tym, że każdy powinien mieć szansę studiować. Co roku tylu ludzi zostaje magistrami. Wielu z nich zapewne słyszało wcześniej od rodziców, że studiowanie to wręcz obowiązek. Pięknie urządzone absolutorium okraszone wykonaniem przez chór pieśni Gaudeamus igitur (Radujmy się więc), powinno zwiastować nadejście nowego, radosnego czasu, w którym to absolwenci uczelni pełni wiedzy, zapału i chęci będą zmieniać świat i tworzyć innowacyjne rozwiązania...
Jednak na tym bardzo często świętowanie się kończy. Polska może poszczycić się jednym z największych współczynników skolaryzacji w szkolnictwie wyższym w Europie. Powinien być to powód do dumy, ale jednak, co zatrważające, w zawrotnym tempie rośnie także ilość osób bezrobotnych posiadających wykształcenie wyższe.
Czy to efekt kryzysu? Po części zapewne tak, gdyż bezrobocie rośnie w całej Europie (wśród młodych dorosłych w szczególności), także i u nas. Jednak czy przypadkiem problem nie leży głębiej? Odważę się stwierdzić, że zdecydowanie tak i jest to problem całego systemu edukacji.
Jako (mam nadzieję) przyszły inżynier po studiach na kierunku Informatyka chciałbym podzielić się z wami moimi spostrzeżeniami odnośnie nauczania tego przedmiotu. Przyznam szczerze, że gdy przybyłem do nowego miasta i poznałem pierwsze smaki życia studenckiego, byłem pełen zapału. Nie martwiło mnie wcale to, że na pierwszym semestrze w zasadzie większość przedmiotów dotyczyła matematyki wyższej, a programowanie było traktowane po macoszemu.
W zasadzie jako pasjonat sporą część problemów, na tych niewielu przedmiotach związanych bezpośrednio z informatyką, znałem. Po prostu stwierdziłem, że może to czas na nadrobienie zaległości przez tych, którzy nie spędzali długich wieczorów na kodowaniu. Szkoda tylko, iż na zajęciach matematycznych nikt nie próbował nawet wytłumaczyć podstaw takich jak limes czy pochodna – coś co nie jest już w podstawie programowej w liceum.
Mijały kolejne semestry i coraz częściej odnosiłem wrażenie, że wciska mi się po prostu edukacyjny bubel. Coraz częściej pytałem siebie, czy aby na pewno umiejętność „określenia liczby linii sygnałowych przypadających na łącze w pierścieniu, który ma taką samą liczbę węzłów i taki sam koszt jak hiperkostka k wymiarowa” będzie mi na pewno potrzebna w mojej przyszłej pracy?
Całe szczęście nie poświęciłem tego czasu jedynie studiowaniu. Poszerzałem swoje horyzonty i realizowałem swoje pasje, dlatego nie miałem czasu zastanawiać się długo nad tym czy z moimi studiami wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jednak trwało to do czasu udania się na mój pierwszy prawdziwy staż w dużej firmie programistycznej. Zostałem w niej na dłużej, gdyż coraz mniej widzę sensu w tym, żeby faktycznie przywiązywać dużą wagę do treści, które przekazywane są na uczelni.
Okazało się, że 3 lata studiów w żadnym wypadku nie przygotowały mnie do pracy w firmie. Głowę za to mam przeładowaną przeróżnymi teoriami, które z praktyką mają niewiele wspólnego. W zasadzie gdyby nie to, że sam nauczyłem się w miarę dobrze programować w Javie oraz Linuksa poznałem na wylot w gimnazjum i liceum, to w pracy nie odnalazł bym się długo. Po pewnym czasie stwierdziłem, że zacznę zapisywać liczbę razy gdy wykorzystam wiedzę, którą zdobyłem na uczelni. Dziś, po czterech miesiącach, mogę z przykrością zakomunikować, że licznik zatrzymał się na liczbie 2. Chociaż zdecydowanie nie były to duże problemy wymagające ogromnej wiedzy akademickiej, np. sortowanie topologiczne zaczerpnięte z teorii grafów – bez studiów zapewne nie potrafił bym tego tak ładnie nazwać, ale rozwiązanie bym w końcu znalazł.
Dobrze, ale przecież studia pierwszego stopnia nie mają nas ukierunkowywać na jedną dziedzinę, która mieści się w obszernym pojęciu informatyka, więc może trafiłem na uczelnię, która po prostu nie uczy programowania, ale za to w innych obszarach kształci wyśmienicie? Kolega, który pracuje jako administrator w firmie mającej ogromne zaplecze serwerowe, hostującej treści odbiorcom z całego świata, także ma podobny licznik do mojego. Niestety jego odrobinę się różni – zatrzymał się na zerze i ani drgnie.
Na koniec chciałbym powiedzieć wszystkim tym czytającym, którzy być może planują wybrać się na podobne studia, żeby nie czekali ze zdobywaniem doświadczenia. Poświęcanie nadmiernej uwagi treściom przekazywanym na uczelni może zaprocentować chyba jedynie w przypadku planowania kariery naukowej. W innym przypadku po prostu trzeba zakasać rękawy i szukać czym prędzej zajęcia, gdyż to w zdecydowanie większym stopniu przygotuje was do bycia profesjonalistami w swojej dziedzinie.