Thom Yorke: Google i Apple czynią muzykę bezwartościową
Muzykę Radiohead można lubić lub nie, ale jednego temu zespołowi nie można odmówić — 5 lat temu podbili Internet. Są rozpoznawani, wręcz sławni, bilet na ich koncert w Berlinie kosztował do 250 zł, w Poznaniu 95-220 zł, i nie przeszkodziło im to samodzielnie wydać i udostępnić album In Rainbows za „co łaska” w ramach protestu przeciwko obecnym sposobom sprzedaży muzyki. W ciągu miesiąca od premiery album pobrany został milion razy, 40% pobierających za niego zapłaciło (średnio 6 dolarów), co pozwoliło grupie zarobić 3 miliony i, co najważniejsze, zachować wszelkie prawa i licencjonować muzykę wydawnictwom.
W wywiadzie dla The Guardian wokalista Radiohead niepochlebnie wyrażał się o tym, jak giganci technologiczni zamienili utwory muzyczne w artykuły handlowe. Muzyk wspominał czasy wydania płyty Kid A (premiera jesienią 2000 roku w Wielkiej Brytanii), kiedy to wszyscy myśleli, że globalna sieć będzie czymś wspaniałym na polu komunikacji i utrzymywania relacji z ludźmi. Zamiast tego rozwój technologii pociągnął za sobą myślenie, że twórczość zespołu to po prostu „zawartość”, wypełniacz czasu. Dla muzyka grającego dobrze ponad 20 lat umowa, na mocy której miałby dostarczyć „treść” na telefony komórkowe, była zupełnie niezrozumiała.
Wydając In Rainbows Radiohead myśleli, że prowadzą działalność wywrotową, skierowaną przeciwko Apple'owi, Google'owi i całej reszcie. Teraz Yorke boi się, że tą decyzją jednak dali im przewagę. Według niego te firmy muszą zamieniać wszystko w towar na sprzedaż, aby utrzymać wysoką cenę akcji. Robiąc to uczynili całą „zawartość”, łącznie z muzyką i gazetami, bezwartościową, aby zarobić na niej miliardy — mówił. Nawiązał też do utowarowienia relacji międzyludzkich, jak przedstawia je serial dokumentalny BBC All Watched Over by Machines of Loving Grace.
W kwestii zarabiania na relacjach międzyludzkich Yorke może słusznie się obawiać, ale czytając wywiad odniosłam wrażenie, że muzykowi przeszkadza, że technologia pozwala niemal w każdym zakątku świata posłuchać jego głosu na takim urządzeniu, jakie akurat odbiorca ma pod ręką. Udostępnienie płyty za „co łaska” uważam za słuszne i chętnie zobaczę więcej takich inicjatyw ze strony tych zespołów, których wizerunki atakują z wielkich plakatów — nie każdy musi od razu umieszczać swoją twórczość na SoundCloud (ukłon w stronę Mastodona) czy lubić Spotify. Szkoda, że ze strony Radiohead był to gest jednorazowy.
A czy możliwość posłuchania płyty ze smartfona (pomijając jakość niektórych strumieni) czy czytania gazety na tablecie czyni je mniej wartościowymi? Nie sądzę… już prędzej zgodzę się z twierdzeniem, że teraz mamy zbyt łatwy dostęp do mało wartych „zawartości”.