To już tradycja: ostatnie aktualizacje Windowsa uszkadzają system
Wczoraj informowaliśmy o tym, że Microsoft w ramach tzw. „wtorkowych aktualizacji” łata luki bezpieczeństwa w swoim systemie. Oczywiście tradycyjnie coś musiało się nie udać, nie inaczej jest i w tym wypadku. Jedna z świeżo wydanych aktualizacji powoduje u wielu użytkowników znaczne problemy z różnym oprogramowaniem, tak firm trzecich jak i samego Microsoftu. Czy ta firma nauczy się kiedyś , jak można aktualizować swoje oprogramowanie bez szkody dla użytkowników?
Sprawa dotyczy teoretycznie mało znaczącej paczki aktualizacyjnej o oznaczeniu KB3004394. Większość użytkowników zapewne nie zwróciłoby na niej uwagi, ale jej zadanie jest bardzo ważne – aktualizuje ona certyfikaty główne zawarte w systemie Windows, dzięki czemu możliwe jest bezpieczne odwiedzanie stron bankowych, a także sprawdzanie autentyczności używanego oprogramowania. Pech chciał, że tym razem w przypadku wielu użytkowników teoretycznie prosta i standardowa aktualizacja okazała się dla systemu i zainstalowanego na nim oprogramowania czymś niemalże zabójczym. Co ciekawe, błędy pojawiły się „tylko” na 64-bitowych systemach Windows, niestety dotyczą także odmian serwerowych.
Czym problemy się objawiają? Cóż, zepsuta aktualizacja spowodowała, że padł cały mechanizm certyfikacji i pliki systemowe przestały być zaufane… dla samego systemu. Według zgłoszeń użytkowników doprowadza to do awarii kolejnych usług: nie działa system ochronny Windows Defender, a wiele funkcji dostępnych w systemie nagle wymaga do działania uprawnień administratora. W niektórych przypadkach przestaje działać także mechanizm Windows Update, niemożliwe staje się uruchomienie menadżera zadań. Problemy powoduje także próba instalowania sterowników do urządzeń, które nagle przestają być rozpoznawalne jako prawidłowo podpisane. Zupełnie pada także MMC (Microsoft Management Console) i mechanizm UAC. Słowem, cały system po prostu zachowuje się nad wyraz niestabilnie.
Aby było "zabawniej", problemy można zauważyć także przy okazji używania oprogramowania firm trzecich, oraz dodatkowych składnikach od Microsoftu. Nawet jeżeli aktualizacja nie spowoduje problemów z działaniem systemu jako takiego, może spowodować kłopoty z działaniem Microsoft Silverlight. Na problemy narzekają także użytkownicy popularnego, darmowego narzędzia VirtualBox stosowanego do wirtualizacji. Trudno także przewidywać, jak zachowa się oprogramowanie antywirusowe: niektóre z pakietów widząc „podmienione” pliki systemowe bez odpowiednich podpisów mogą potraktować je jako infekcję i usunąć, doprowadzając system do katastrofy, gdzie jedynym ratunkiem będzie w zasadzie jedynie jego ponowne instalowanie. Jeżeli występują u was jakiekolwiek problemy tego typu, natychmiast odinstalujcie łatkę KB3004394 – możecie to zrobić z poziomu panelu sterowania i opcji zainstalowanych w systemie programów (pozwala ona na sprawdzenie historii aktualizacji).
Microsoft jeszcze nie ustosunkował się do tych problemów. Póki co zalecane jest wspomniane usunięcie łatki i wstrzymanie się do jej poprawienia, lub też oczekiwanie na… aktualizację poprawiającą błędy tej aktualizacji. Cóż, to co dzieje się w tym roku z Windows Update nie jest śmieszne. To po prostu sprawa żałosna. W ostatnim czasie wydana została duża paczka aktualizacyjna dla Windows 8, która co prawda naprawiła niektóre z błędów nękających ten system od ponad dwóch lat, ale z drugiej strony unieruchomiła niektóre maszyny korzystające z pakietu antywirusowego Avast – wszystko to pomimo faktu, że jeszcze kilka dni wcześniej wszystko działało bez najmniejszych problemów, a producent antywirusa żadnych zmian w swoim oprogramowaniu nie dokonywał. Wcześniej zepsute zostało z kolei specjalistyczne oprogramowanie do wirtualizacji jakim jest VMware Workstation. Oto czym kończą się ryzykowne operacje przeprowadzane na żywym organizmie.
Oczywiście Windows nie jest jedynym systemem, który ma takie problemy – historia zna wiele osób, które zdecydowały się na aktualizację np. Ubuntu, a po tym fakcie musiały stawiać system na nowo. Różnica polega na tym, że za oprogramowanie Microsoftu musimy zapłacić z własnego portfela. W związku z tym można wymagać stabilności. Tej natomiast zdecydowanie brakuje, a korzystanie z Windows Update czasami przypomina przechadzkę po linie.