Tolino Shine (typ 2): volksczytnik z kagankiem
Przy bogato zdobionym stole, o wymiarach podobnych do pokładu lotniskowca, siedziało ich tylko kilku. Stateczni panowie w gustownych garniturach spoglądali na okładki leżących przed nimi teczek. Misterna inkrustacja na okładce układała sie w dwa słowa: "Operation Leser". Najstarszy z nich, siedzący u szczytu stołu, przemówił. - Meine Herren, nie jest gut. Ci verdammte Amerikaner bezczelnie chcą zmonopolizować nasz Vaterland rynek. Przed wami leży ostateczne rozwiązanie tej kwestii. To będzie prawdziwa czytelnicza Wunderwaffe.
Kulisy operacji
[img=logo]Tak mogło wyglądać spotkanie największych wydawców książek i hurtowników z gigantem telekomunikacyjnym Deutsche Telekom, które miało na celu osłabienie (szybko rosnącego w siłę) Amazona w niemieckojęzycznych krajach. Do tej pory, jeśli chodzi o czytniki, poszczególni wydawcy w Niemczech opierali się o zewnętrzne rozwiązania (zazwyczaj chińskie). Urządzenia były różne, ale ich jakość i poziom technologiczny można było określić efemistycznie jako przeciętną. Sami Polacy coś o tym wiedzą, ponieważ na nasz rynek trafiło wiele Trekstorów, OYO i Cybooków. Jakość ekranu, parametry techniczne sprzętu (Kindle, Kobo), poziom usług (Amazon) biły na głowę te niemieckie. Pragmatyczni Germanie nie próbowali wynaleźć koła od nowa, ale oparli się o sprawdzone rozwiązania (również te konkurencji). Wspólnymi siłami stworzono nową markę, pod szyldem której, zadebiutował nowy czytnik. Jeden dla wszystkich wydawców, różniących się tylko powiązaniem systemu z odpowiednią księgarnią. Wirtualną przestrzeń (TelekomCloud) na dane zapewnił wielki Deutsche Telekom, wspomagając ją siecią darmowych hotspotów. Tak oto, pierwszego dnia marca 2013 roku, w okrągłą trzydziestopierwszą rocznicę premiery "Vabanku" Machulskiego, narodziło się Tolino Shine . Pierwszy niemiecki czytnik z podświetleniem. Konkurent Kidle Paperwhite pierwszej generacji i Kobo Glo. Sprzęt dla każdego Niemca, terminator tanich Kindli i ich konkurentów.
Sposób działania elektronicznego papieru: [youtube=https://www.youtube.com/watch?v=Oqu1--AzM7U]
Kasztanem po oczach
Prezentowany sprzęt jest drugą (poprawioną) wersją. W międzyczasie konkurencja wydała lepszą (nową) wersję swojego czytnika (Paperwhite 2 i Kobo Aura) i Shine stał się już pełnoprawnym budżetowcem. Specyfikacja techniczna nie powala na kolana, ale jest zupełnie przyzwoita, jak na tak prosty model. Mamy w zasadzie wszystko i nic. Jest podświetlenie, dotykowy ekran o podwyższonej rozdzielczości, WiFi, przeglądarkę, obsługę napopularniejszego formatu książek (ePUB) i dostęp do chmury (po zalogowaniu do księgarni). Prosty sprzęt do czytania z własnym ekosystemem. Ascetyczna niezbędność.
Wygląd nie powala na kolana. Głównie za sprawą koloru (kasztanowozłocisty), który przypomina miks barw wnętrza zużytego pampersa albo odzienie średniowiecznego franciszkanina ozdobione złotym brokatem. Materiał obudowy jest lekko podgumowany, więc dobrze trzyma się go w łapach i nie palcuje się. Jest trochę większy od konkurentów, przez co lepiej obsługuje się go jedną ręką.
Całość jest dobrze spasowana. Nie ma żadnych luzów, nie grzechocze i nie chrzęści. Mamy cztery fizyczne przyciski: główny, włącznik/wyłącznik/uśpienie (w formie suwaka), włącznik/wyłącznik podświetlenia i reset (pod klapką). Przełącznik oświetlenia i HOME jest trochę za miękki i czasami ciężko je wyczuć (tym bardzie, że dłuższe przytrzymanie tego pierwszego, wywołuje menu oświetlenia). Nie inaczej jest z suwakiem zasilania/uśpienia. Jest gładki i czasami nie dojeżdżamy nim do końca, czego efektem jest brak pożądanej reakcji. Obecny jest też port microUSB oraz czytnik kart microSD (do 32 GB). Resztę obsługujemy za pomocą dotykowego ekranu.
Perła z kagankiem
Matryca tego Tolino to eink Pearl HD o standardowej (w tych urządzeniach) przekątnej wynoszącej 6 cali i rozdzielczości 758x1024 pikseli. Daje to zagęszczenie rzędu 213 DPI. Dodatkowo mamy podświetlenie LED i optyczny "dotyk" (podczerwień). Użycie podczerwieni powoduje, że ekran jest głębiej osadzony, co wpływa na powstawanie na nim cieni podczas czytania w słońcu. Brak za to zastrzeżeń co do precyzji jego działania. Jest możliwość powiększania tekstu za pomocą "szczypnięcia" i można przewijać treści gestem, jeśli nie mieści się ona na ekranie.
Istotną informacją jest implementacja technologii Regal do obsługi wyświetlanego obrazu. Debiutowała ona wraz z pojawieniem się następcy technologii E Ink Pearl czyli Carty. Służy do ograniczenia efektu tzw. ghostingu i wydłuża pracę na jednym ładowaniu. W praktyce wygląda to tak, że w starszych wyświetlaczach pełne odświeżenie musiało nastąpić co kilka stron (litery stawały się coraz bardziej nieczytelne). Teraz pełne odświeżenie, niwelujące degradację wyświetlanych liter po każdej następnej wyświetlonej stronie oraz przebicia ze stron poprzednich, można wykonać po kilkudziesięciu kartkach. Sam tekst jest ostry i jego przeczytanie nie sprawia kłopotów (anorektycznych fontów też). Podświetlenie ma chłodną barwę i ma dobrze zestopniowany zakres jasności. Na niższych poziomach widać jego nierównomierność. Nie jest to dokuczliwe, a konkurencja, w tym względzie, nie jest wybitnie lepsza (z tej półki cenowej). Do czytania po ciemku w zupełności wystarczy 20 - 50% mocy. Przydaje się również w innych okolicznościach, takich jak: zmienne warunki świetlne lub kiedy trzeba zniwelować światło odbite od ekranu. Krótko pisząc, światło przydaję się i lepiej je mieć, niż nie mieć (zawsze można je wyłączyć).
Serce i rozum kasztana
Całością zarządza procesor Freescale MX507 (ARM Cortex A8) o prędkości taktowania równej calutkie 800 MHz. Do kompletu mamy 256 MB RAM i 4 GB pamięci wewnętrznej (z czego 2,1 GB do użytku własnego). Wszystko to obsługuje system oparty o Piernika (Android 2.3.4) i jest zaskakująco gramotny. Czytnik nie ma tendencji do "łapania muła za uszy", a dłuższe chwile namysłu widać tylko przy sporych plikach lub aktualizacji biblioteki. Wolna pamięć wewnętrzna pozwoli zapeklować czytnik ponad dwoma tysiącami opasłych tomiszczy w formacie ePUB. To sporo czytania
Sam system jest prosty jak pręt w stoczniowym płocie i nawet w suahili nie sprawiłby zbytnich problemów. Ekran domowy podzielony jest na części: u góry nasza biblioteka, na dole księgarnia. Oprócz tego pasek stanu (ikony powiadomień, zegar, chmura i pasek naładowania), ikona wyszukiwarki, logowania do księgarni i ustawień. Ciekawostką jest brak możliwości ustawienia 24 godzinnego zegara dla języka angielskiego. Poza tym możemy ustawić czas uśpienia, częstość pełnego odświeżenia ekranu, jasność, zablokować czytnik kodem, ustawić czas, zresetować urządzenie, nawiązać łączność bezprzewodową, zalogować się do chmury, sprawdzić stan naładowania akumulatora, ilość dostępnęj/zajętej pamięci, wersję oprogramowania, zarządzać słownikami, wejść do przeglądarki internetowej, pomóc sobie i zmienić język. Po prostu niezbędne minimum.
OKO test
Równie proste jest samo czytanie. Puknij prawą stronę ekranu, będziesz na następnej stronie, lewą, wrócisz do poprzedniej. Gest szcypnięcia wywołuje zwiększenie lub zmniejszenie fontu. Menu książki wywołujemy dotykając środkowej części ekranu. U góry i na dole pojawiają cię belki z funkcjonalnościami. Ta na dole zawiera pasek przewijania stron (można też wybrać konkretny numer) i nazwę rozdziału wraz z ilością stron do jego ukończenia. Na górze pojawia się pasek stanu i zestaw ikon. Możemy zamknąć książkę, zmienić tryb wyświetlania krajobraz/portret, wywołać spis treści, założyć zakładkę, zmienić ustawienia tekstu, oświetlenia i przeszukać tekst.
Najwięcej zabawy jest w ustawieniach tekstu. Możemy wybrać jedną z siedmiu wielkości liter, fontów do wyboru mamy całe pięć sztuk (plus ustawienia domyślne książki jako szóste), zmienić interlinię, justowanie i marginesy (zmieniając tym samym ustawienia książki). Podobnie jest w Kindlu, o Kobo nie wspominając. W innych czytnikach, które korzystają z osobnych programów do odczytu książki tych ustawień jest znacznie więcej. Z jednej strony to zaleta (mamy więcej możliwości personalizacji), z drugiej zaś, nie giniemy w mrowiu ustawień. Smutnym faktem jest ubogość obsługiwanych formatów. Wyświetla całe trzy: ePUB, PDF (również z DRM) i TXT.
Oszczędny jak diesel
Litowo-polimerowy akumulator o pojemności 1500 mAh pozwala, według producenta, na czas działania do siedmiu tygodni. Jak zwykle w takich przypadkach optymizm marketingowy nagina trochę rzeczywistość. Codzienne doświadczenia pozwalają mi stwierdzić, że realnie możemy liczyć na 3‑4 tygodnie czytania w cyklu mieszanym. Uruchomienie modułu Wifi powoduje znaczny ubytek energii i wtedy czas działania liczymy w godzinach. Ładować kasztana możemy każdą ładowarką z wtykiem microUSB.
Pimp my ride, czyli tuning
Tolino Shine daje się stuningować. W ograniczonym zakresie, ale zawsze to coś. Nie obędzie się bez pewnych "patentów", ale nie jest to problem z dziedziny porównywalnej z fizyką kwantową. Możemy zmienić fonty, ekran uśpienia, dołożyć swoje słowniki. Czytnik współpracuje również bezproblemowo z Calibre. Ważną wiadomością jest również fakt, iż producent na bieżąco go aktualizuje, dodając nowe funkcjonalności. Kolejną dobrą nowina, to możliwość zrootowania urządzenia. Biorąc pod uwagę, że cała pamięć mieści się na karcie umieszczonej w slocie płyty głównej, istnieje prawdopodobieństwo stworzenia alternatywnego oprogramowania. Wystarczy tylko zdjąć obudowę i podmienić kartę (chyba, że mądre czaszki wymyślą prostszy sposób).
Smak kasztanów z Alexanderplatz
Podsumowując, Tolino Shine to prosty, solidnie wykonany czytnik. Nie powala ilością obsługiwanych formatów, ale ma przyzwoite oświetlenie (szkoda, że w tonacji zimowej) i działa bezproblemowo. Przyciski mogłyby być lepiej wykonane, tak samo, jak klapka zakrywająca porty. No i ten nieszczęsny kolor. Przyzwyczaiłem się, że Niemcy to w kolejce po gust u Pana Buczka raczej nie zagościli, ale tutaj pojechali po krawędzi muszli. Cena tegoż wynalazku za Odrą kształtuje się w granicach 70‑90 euro. Uśredniając daje to sumę ok. 350 zł. Nie jest to suma powalająca i pozwala konkurować z "chińczykami" ze światłem o wątpliwej funkcjonalności. Większość książek to formaty ePUB, MOBI (który można łatwo skonwertować do tego pierwszego) i PDF (co najwyżej średnio tolerowany w czytnikach) , więc ubóstwo funkcjonalne w tym względzie łatwo wybaczyć. Ten czytnik jest jak Garbus. Tani, niezbyt urodziwy, funkcjonalny jak potrzeba, można używać go nocą i jest podatny na tuning. Prawdziwy czytnik dla mas, czyli volksczytnik.
Zalety:
- podświetlony ekran HD
- implementacja technologii Regal
- dobra jakość wykonania
- czas działania
- cena (często są promocje)
- prosty w obsłudze
Wady:
- dyskusyjna kolorystyka
- niewygodne przyciski fizyczne
- dostępność w Polsce
- pełna funkcjonalnośc dopiero po zalogowaniu do danej księgarni (brak polskich)
- brak dodatków rekreacyjnych (np.: szachy, sudoku czy go)
- ubogo wyświetlane metadane
- mało obsługiwanych formatów
- niewygodne zamknięcie klapki portów
Źródła:
- www.eink.com
- www.naberius.de
- www.tolino.de