FantAsia: Lenovo K3 Note, czyli robaczywa ośmiordzeniowa cytrynka z Androidem 5
16.06.2015 | aktual.: 06.10.2015 10:38
Pewni azjatyccy producenci sprzętu są w Polsce dość dobrze znani, chociaż nie oferują u nas w kraju oficjalnie w sprzedaży części swego asortymentu. Ponieważ wrażenia z użytkowania kilku smartfonów mniej kojarzonych u nas chińskich marek mam za sobą, postanowiłem dla odmiany porównać, jak jakościowo opisane przeze mnie modele wypadają na tle propozycji bardziej rozpoznawalnej w Polsce firmy. Częścią niedawnego zamówienia ze sklepu Gearbest był dlatego także telefon Lenovo K3 Note, dostępny w Internecie w cenie poniżej 160 dolarów. Ponieważ sporo rodzimych fanów nowych technologii wyraża na co dzień zainteresowanie możliwościami tego sprzętu, oczywiście nie ma problemu z dostaniem go również w kraju. Kosztuje 700‑800 złotych, w zależności od źródła oraz sprzedawcy. Czy ośmiordzeniowa propozycja w charakterystycznej cytrynowej obudowie warta jest zainteresowania i zakupu?
Pierwsze wrażenia
Powiem szczerze, że oczekiwania miałem dość spore. Samo pudełko, choć pozornie proste, przypadło mi do gustu. Orzechowy kolor przełamany jest ledwo widocznym wzorem przypominającym kwiat, rozpływającym się nieco z daleka. Spodnia część, z naklejką ze specyfikacją, jest za to czarna, tak samo jak kartonowe wkładki w środku, oddzielające poszczególne elementy wyposażenia. Poza telefonem, dostaje się jeszcze ładowarkę z cienkimi wtykami (potrzebna jest przejściówka, ale pasują oczywiście ładowarki od innych modeli), kabelek USB, akumulator 3000 mAh, krótką instrukcję i książeczkę gwarancyjną. Wszystko. Nie ma tutaj dodatkowej folii na ekran, która by mi się w tym akurat przypadku bardzo przydała. Ta fabrycznie przyklejona była bardzo cienka i do tego krzywo położona. Chcąc ją delikatnie poprawić, tylko pogorszyłem sprawę… Cóż, dokupienie folii to będzie zapewne pierwsza inwestycja potencjalnych nabywców, a kolejna - futerał ochronny.
Co z cytryny wyciśniecie:
- CPU: MT6752 64-bit Octa Core 1.7 GHz
- GPU: Mali-T760
- Ekran: 5,5 cala, 1920x1080, IPS
- Pamięć: 2 GB RAM, 16 GB pamięci na dane
- Kamerki: 13 MP tył + 2 diody LED, 5 MP przód
- System: Android 5.0 Lollipop z nakładką Vibe UI 2.5
- Bateria: 3000 mAh
- Inne: radio, dual sim, WiFi 802.11n, Bluetooth 4.0, GPS, obsługa micro-SD do 32GB
- Częstotliwości: WCDMA 850/900/1900/2100, GSM 850/900/1800/1900, FDD-LTE 1800/2100/2600
- Wymiary: 153 x 76 x 8 milimetrów
Telefon wzięty do ręki robi wrażenie plastikowej dziecięcej zabawki. Po części z uwagi na żółty kolor, który mi się akurat od razu spodobał (jest jeszcze wersja biała), ale przede wszystkim z powodu jego wagi. Bez baterii jest niepokojąco wręcz lekki, z nią waży 146 gramów. W kieszeni go wcale nie czuć. Szybka to utwardzone szkło, lecz ma się wizualnie wrażenie, że to również plastik. Zdejmowana obudowa to nie tylko cienki płatek plecków, bo zachodzi na brzegi telefonu, dzieląc go na dwie wyraźne części, ją oraz ekran z czarną ramką. Przyciski są jej częścią. Po zdjęciu obudowy widać styki od głośności oraz włącznika. Przy mocniejszym ściśnięciu boków, K3 Note nieprzyjemnie trzeszczy, co dokłada się tylko do uczucia obcowania z czymś, co nie przeżyje upadku nie tyle na chodnik, co być może nawet panele podłogowe. O dziwo, bliskie spotkanie z kafelkami jednak przetrwał... Oczko kamerki umiejscowiono w lewym górnym rogu na spodzie, jest ono cofnięte. Pod nim znajduje się całkiem nieźle doświetlający sceny podwójny flash. Obok z prawej dano drugi mikrofon w dziurce plus głośnik, schowany pod niewielką krateczką. Jak na malucha, gra całkiem dobrze, jednak gdy telefon leży np. na stole, w całości się go zakrywa. Nie usłyszycie wtedy dzwonka z drugiego pokoju, a nawet budzika, gdy smartfon leży na parapecie nad głową. Należy odnotować, że karta micro SIM odpowiadająca za transmisję danych musi zostać włożona do pierwszego slotu. Drugi wyraźnie oznaczono jako tylko 2G. Ekran świeci ładnie, chociaż kolory są według mnie nieco wyblakłe. W pełnym słońcu zaś dość trudno jest go odczytać.
Trojany, malware i inne chwasty
Smartfon nie kryje się z byciem dumnym azjatyckim produktem. Po włączeniu urządzenia użytkownika witają charakterystyczne krzaczki, ale na szczęście szybko dostaje się opcję wyboru języka. Polskie tłumaczenie nie obejmuje niestety wszystkich pozycji w systemie. Część będzie dopowiedzianych po angielsku, inne zostawiono po chińsku. Zainstalowany Android to wersja 5.0 Lollipop z nakładką Vibe UI 2.5. Uproszczona nawigacja zupełnie mi się nie spodobała, więc szybko podmieniłem tak zwany launcher. Dużo wcześniej niemniej rozejrzałem się za samouczkiem, jak zrootować telefon. Jest on siedliskiem programowego zła wszelkiego, poinstalowanego fabrycznie i zmuszającego aplikacje zabezpieczające firm ESET czy Malwarebytes do bicia na alarm ilością trojanów oraz ogólnie pojmowanego malware tutaj obecnego. Tak, po to właśnie człowiek zgadza się na zasady użytkowania Lenovo przy pierwszym uruchomieniu… Usuwanie po skanach systemu wszystkiego, co się dało, było walką z wiatrakami, ponieważ śmieci szybko wracały, w dodatku z kolegami. Naprawdę, ręczne oczyszczenie tego telefonu to podstawa, w przeciwnym wypadku stracicie nad nim zapewne szybciutko kontrolę. I nie mam na myśli w tym miejscu wyłącznie niezmiernie wkurzających okienek optymalizatora baterii, w którym można zbierać monety na wydanie na dodatkowe skórki… Co ważne, aplikacja YouTube od początku nie działała. Musiałem ją wyrzucić po zrootowaniu i zainstalować z Play. Zostawiłem tylko AVG PRO.
Po wielu dniach użytkowania Lenovo wiem już, że będę zmieniał wkrótce ROM na poprawnie przetłumaczony z chińskiego, jak tylko znajdę coś mniej więcej w pełni obsługującego możliwości telefonu. Na razie nauczyłem się żyć z tym, co jest. Z takich ciekawszych opcji, należy wspomnieć o trybie ekstremalnego oszczędzania energii, odcinającym wszystkie niepotrzebne zjadacze baterii i dające tylko proste napisy na czarnym tle, wyłącznie z opcją dzwonienia, pisania wiadomości SMS plus dostępem do budzika. To dosyć znacznie wydłuża czas pracy na akumulatorze, w normalnych warunkach wyciągającym i tak niecałe trzy doby. Całkiem nieźle, jak na zastosowane podzespoły. Do tego ten telefon komórkowy szybko się ładuje. Pochwalę też wybudzanie ekranu podwójnym puknięciem, które działa po prostu natychmiastowo, a także świetnie spisujący się czujnik oświetlenia, błyskawicznie reagujący na zmiany w otoczeniu. Ciekawostką jest dodatkowe menu Wide Touch z zestawem skrótów do różnych funkcji oraz opcja robienia zdjęć przyciskiem głośności. Moduł GPS potrafi wykryć o wiele mniej satelitów w porównaniu do konkurencji (marne 9 kontra ponad 20), ale fiksa łapie szybko i w sumie radzi sobie całkiem w porządku z nawigacją w jadącym aucie.
Benchmarki pokazują standard, jak na tą konfigurację sprzętową, jednak optymalizacji Androida bliżej modelom od Elephone niż Ulefone. Niektóre z gier testowych tak samo nie działały mimo wszystko zbyt płynnie, choć sprzęt ma znaczną przecież moc. Bardzo dobra wiadomość dla fanów wielogodzinnej zabawy na smartfonie jest taka, że słuchawka się praktycznie nie nagrzewa. Wystarczyła jedna nieduża naklejka termoizolacyjna od wewnętrznej strony plastikowych plecków (to nie NFC, telefon tego nie ma), aby nic nie parzyło w dłonie. Rozwiązanie tak proste, że aż głupio oczywiste. Musi zostać powielone. Należy docenić też świetny moduł Wifi, który niestety z jakiegoś powodu ma problemy z równoczesną obsługą połączenia internetowego i bezprzewodowego przesyłania obrazu. Nie da się po prostu z tej przydatnej funkcjonalności w komfortowy sposób tutaj korzystać.
Oba aparaty, tylny 13 MP i przedni 5 MP, według różnych źródeł od Sony, w odpowiednich warunkach oświetleniowych robią przyzwoite zdjęcia. Mógłbym skarżyć się na rozmycie, ale na pomniejszonych odbitkach tego nie zauważycie. Wypada docenić, że kolory nie rozpływają się brzydko na krawędziach. Innymi słowy np. różowy kwiat na zielonej trawie będzie od niej wyraźnie odcięty, nie zleje się z tłem. Fotografie z przedniej kamerki również jak najbardziej są do drukowania, chociaż tu oczko lubi łapać odbicia promieni słonecznych, przez co niekiedy pojawiają się lekkie przejaśnienia. W gorszych warunkach oba aparaty często mają znaczne problemy z łapaniem ostrości. Lenovo dostarcza swoją własną aplikację do robienia zdjęć, która wymaga przyzwyczajenia się do rozłożenia funkcji albo doinstalowania innej ze sklepu Play. Ogólnie niemniej spełnia swoją rolę, również przy kręceniu filmów. Drugi mikrofon na pleckach, nad głośniczkiem, był dobrym pomysłem. Dźwięk najzwyczajniej w świecie jest sensowny. Sensor do autoportretów kręci niezłe filmy także w 720p oraz 1080p.
Lekka trzeszcząca cytryna zdecydowanie da się lubić. Po wstępnych bojach z rootowaniem oraz odchwaszczaniem systemu K3 Note i przymykaniu oka na niedoskonałości nakładki Androida, dość szybko zapomina się o wszystkim, co było z początku złe. Jakość rozmów jest wyśmienita, przy czym zdarzało mi się kilkukrotnie dziwnie gubić zasięg i głos rozmówcy stawał się zniekształcony. Z bardziej irytujących rzeczy, poza pozornie bardzo budżetowym wykonaniem telefonu, wkurzał mnie brak podświetlenia dotykowych klawiszy funkcyjnych. Ponieważ ich powierzchnia nie jest zbyt wielka, trzeba dość dokładnie w nie trafiać. Dobre za to jest to, że miłe w dotyku, żółte plecki nie palcują się, a drobnych rys po prostu na plastiku nie widać. Pozwala to długo zachować wygląd świeżo wyjętego z pudełka... Cóż, cytrusa. Osobiście wolę chyba jednak masywniejsze modele telefonów. Wtedy czuję po prostu, że nie zgubię... Pomyślcie też przez zakupem, czy dacie radę z łamaniem sprzętu. Bez tego ani rusz.