Vivaldi.net: von Tetzchner buduje przystań dla użytkowników My Opera
Gdy w 2011 roku Jon von Tetzchner zwolnił fotel szefa OperySoftware, wielu spodziewało się, że tak lubianą przez internautówfirmę czekają poważne zmiany. Nikt jednak chyba wówczas niespodziewał się tego, co nastąpiło później – jeden po drugimkolejne produkty firmy były likwidowane lub drastycznieprzekształcane. Najbardziej spektakularne było oczywiście porzuceniewłasnej przeglądarki internetowej, którą zastąpiła nowa Opera,budowana na bazie google'owego Chromium, ale nie mniej istotne byłopożegnanie się z własną platformą blogową czy usługą poczty elektronicznej. A co się w tym czasie działo z założycielem Opery,von Tetzchnerem?Webowa branża nie byłaby tym samym bez tej spektakularnej iupartej postaci. Założyciel Opery dwa lata po swoim odejściu zfirmy przyciągnął pod swoje skrzydła kilkunastu innych byłychpracowników firmy, by w listopadzie 2013 roku z ich pomocą uruchomićnowy serwis internetowy o nazwie Vivaldi – pomyślany jakoprzystań dla wszystkich tych, którzy korzystali ze skreślonego przezOperę Software serwisu My Opera. Ich liczba nie jest mała, jak vonTetzchner twierdzi, to 10 milionów ludzi, grupa, która pomogła nambudować Operę.[img=vontetzchner]Vivaldi, powstające za osobiste pieniądze założyciela Opery, jestdostępne dla użytkowników za darmo. Umożliwia hostowanie blogów,galerii zdjęć, forów dyskusyjnych i prowadzenie czatów, ale przedewszystkim oferuje całkiem dobrą skrzynkę poczty elektronicznej. Cowięcej, usługa wyróżnia się na tle sobie podobnych wykorzystaniemkryptografii do zabezpieczenia danych użytkowników i gwarancjąnieskanowania zawartości wiadomości e-mail, tak jak to dzieje się wwypadku Gmaila. Von Tetzchner przyznaje, że nikt nie może zagwarantować pełnegobezpieczeństwa danych, ale można się przynajmniej staraćminimalizować zakres inwigilacji obywateli przez władze państwowe ikorporacje. Pod tym względem jego usługa ma być bezpieczniejsza, niżto, co oferuje konkurencja: zapewnić ma to lokalizacja serwerówVivaldi.net na Islandii – kraju, który choć mały, stawia opóroperacjom szpiegowskim NSA i którego prawodawstwo dba o wolność słowai ochronę konsumentów.Nie do końca jasne jest jednak, jak Vivaldi zamierza zarabiać nasiebie. Darmowa, pozbawiona reklam, niszowa usługa, debiutująca wInternecie wypełnionym serwisami i usługami pokroju Gmaila,Wordpressa, Flickra, Twittera, YouTube czy Facebooka, nie będziemiała łatwo, nawet jeśli pozyska te miliony porzuconych wraz z MyOperą internautów. Jej założyciel tłumaczy jednak, że jest zadowolonyz przyrostu liczby użytkowników, a stan obecny Vivaldiego to dopieropoczątek – z czasem pojawią się dodatkowe usługi premium, byćmoże płatne, opracowywane mają być też metody zarabiania naporozumieniach afiliacyjnych z serwisami e-commerce i wyszukiwarkami.Opowiadając o swoim nowym projekcie, założyciel Opery Software nieomieszkał skrytykować jej obecnej polityki. Jego zdaniem norweskafirma jest skupiona za bardzo na mobilnych reklamach, wydała też zadużo pieniędzy na zakup technologii kompresji wideo SkyFire.Najgorsze jest jednak porzucenie silnika Presto, efekt zaniedbań, dojakich doszło po jego odejściu. Von Tetzchner twierdzi, że on samzachowałby Presto, zwiększył inwestycje w silnik, by utrzymać jegokonkurencyjność, co pozwoliłoby zachować innowacyjność przeglądarki –dziś raczej znikomą, jeśli porówna się liczbę nowości wprowadzanychdo Opery kiedyś i obecnie.Sama Opera oczywiście jest innego zdania. Håkon Wium Lie,dyrektor techniczny firmy, twierdzi, że decyzja została podjęta przezsamych inżynierów firmy, przekonanych, że bez Presto będą moglizająć się bardziej znaczącą pracą (czyżby tworzeniem paskazakładek? – przyp. red.). Zmiana silnika ma nie mieć znaczeniadla większości użytkowników, a Presto po prostu nie było żadnąprzewagą konkurencyjną na coraz bardziej wymagającym rynkuprzeglądarek.Nowy projekt von Tetzchnera możecie obejrzeć pod adresemvivaldi.net.