W imię obrony graczy w StarCrafta II Blizzard idzie do sądu z hakerami
W niektórych krajach gracze to już oficjalnie sportowcy, a jak to (nie tylko) w sporcie bywa największą frajdę ma się w momencie pokonania kogoś w duchu fair play. Fani rozgrywek sieciowych wiedzą jak ważne jest zapewnienie przez producenta gry systemu odpornego na oszukiwanie. Blizzard przyjrzał się oto niedawno sprawie udostępnianej odpłatnie modyfikacji StarCrafta II, która daje jej użytkownikom zdecydowaną przewagę w pojedynkach, między innymi odsłaniając całą mapę, a co za tym idzie ruchy jednostek przeciwnika. Odpowiednia dokumentacja przeciw grupie hakerów trafiła już do sądu.
Forum ValiantChaos to nie tylko skupisko osób oferujących swoje usługi w szkoleniu miłośników gier Blizzarda czy League of Legends, oczywiście za pieniądze, ale właśnie w zamian za wykupienie pakietu VIP za przeszło 60 dolarów oferujące MapHack do popularnej kosmicznej strategii. Rozwijana od dawna paczka aktualizowana jest na bieżąco, aby działała z każdą nową łatką dla produktu. Twórcy StarCrafta II nie są w stanie zidentyfikować konkretnych osób za nią odpowiedzialnych, niemniej podjęli działania mające na celu po prostu zaprzestanie dystrybucji narzędzi do oszukiwania.
Oficjalnie mówi się o walce w imię grających uczciwie osób, którym tzw. cheaterzy psują zabawę, nie da się jednak nie zauważyć, że po pierwsze działający hack to rysa na wizerunku Blizzarda, a po drugie ktoś zarabia równowartość ceny jednego egzemplarza całej przez lata tworzonej gry na zestawie dorobionych do niej plików. Firma w pozwie wymienia wiele przykładów naruszenia prawa autorskiego (z tytułu modyfikacji dzieła), podkreślając, że pozwani aktywnie namawiają kolejne osoby do tego samego, co w oczywisty sposób narusza jej dobro. Powołuje się m.in. na zapisy w ToU oraz EULA.
Podkreśla się, że poprzez umożliwianie nieuczciwych praktyk w grze i psucie frajdy tym, którzy chcieliby normalnie porywalizować, producent traci też na polu biznesowym, bowiem podirytowani fani zwyczajnie odpuszczają sobie nabywanie tytułu, o dodatku (a także kolejnych nadchodzących) nie wspominając. Będą więc walczyć o swoje. Chcą położyć kres MapHackowi, uzyskać pełny dostęp do kodu narzędzi, jak i zestawienia zarobków jego twórców z tytułu rozpowszechniania nielegalnej paczki, plus domagają się zadośćuczynienia w postaci finansowej oraz pokrycia kosztów sprawy w sądzie.
Blizzard czuje się pewnie, bo już w 2010 roku wygrał sprawę wytoczoną twórcom bota do World of Warcraft, który sprzedawany po 25 dolarów zarobił ponad 3,5 miliona. Wtedy pomogło powołanie się na Digital Millenium Copyright Act (ustawa przeciw technologiom naruszającym mechanizmy DRM) i w aktualnym przypadku również podobny zapis się przy okazji w dokumentach znalazł. MapHack na razie wciąż w sieci.