Windows 10 szpieguje użytkowników, zachowuje się jak keylogger
Wydanie wersji testowej nowego systemu Microsoftu wzbudziło ogromne zainteresowanie. Choć system nie wprowadza jak na razie rewolucyjnych zmian, sporo zapewne zobaczymy w ciągu najbliższych miesięcy. O ile będziemy w stanie zaakceptować „szpiegowanie”… Jak się okazuje, zapisy licencyjne Windows 10 Technical Preview dają firmie Microsoft bardzo duże uprawnienia do danych użytkownika. Po co to wszystko? Oczywiście w ramach testów systemu, ale tutaj naprawdę trudno doszukiwać się innych powodów, tym bardziej, że wszystko jest podane na tacy.
04.10.2014 | aktual.: 05.10.2014 09:39
Cały problem i raban jaki wybuchł w Sieci wywołało dokładne zapoznanie się z polityką prywatności, oraz zasadami korzystania z wersji testowej. Pierwsze „zagrożenia” możemy zobaczyć już na etapie instalatora, gdzie przy wyborze dokładnej konfiguracji natkniemy się na domyślnie zaznaczone opcje wysyłania danych statystycznych. Według zapisów licencyjnych Microsoft może zbierać informacje o tym czym się interesujemy, oraz jakiego adresu email używamy. To jednak pikuś, bo przecież firma może poznać historię przeglądanych przez nas witryn internetowych, podłączanych do komputera urządzeniach, frazach wpisywanych do wyszukiwarki, czy nawet rozmowach telefonicznych i SMSach, o ile wykorzystujemy do nich komputer.
Firma jest utożsamiana ze złem w najczystszej postaci za sprawą zapisów dotyczących analizowania plików. Według nich, Microsoft może zbierać informacje o każdym otwartym przez nas pliku, dowiedzieć się jakim programem ją otworzyliśmy, oraz jaki czas zajęła ta operacja. Równie złe ma być rejestrowanie znaków wpisywanych przez użytkowników, realizowane z myślą o polepszeniu funkcji automatycznego uzupełniania treści (najprawdopodobniej w ramach budowy odpowiednich słowników). Działanie to jest przyrównywane do keyloggerów i w zasadzie takim właśnie jest. Pamiętajmy również o tym, że każdy system domyślnie bierze udział w programie poprawy jakości, nawet wersje stabilne. Opcję tę możemy znaleźć np. w centrum akcji systemu Windows. Poprzez jej odznaczenie wyłączymy wysyłanie danych o naszym sprzęcie i oprogramowaniu.
Zanim zaczniemy rzucać w firmę zarówno warzywami jak i najróżniejszymi wyzwiskami, powinniśmy zastanowić się, z czego wynika takie działanie i czy jest ono robione bez wiedzy użytkownika. Na drugie z tych pytań odpowiedź już znamy: decydując się na korzystanie z Technical Preview powinniśmy zapoznać się z licencją, a także ją zaakceptować. Jeżeli te zasady nam nie odpowiadają, nie powinniśmy w ogóle korzystać z tego systemu. Oczywiście kwestia tego, że mało kto czyta licencje, a jak widać takie zapisy wychodzą dopiero po czasie dzięki dociekliwym, jest już zupełnie inną sprawą. Niewiedza nie jest tutaj żadnym wytłumaczeniem, podobnie jak w sytuacjach, gdy dopuszczamy się łamania prawa. Korporacja wyraźnie uprzedza nas, co takiego chce robić, a więc nie możemy mieć do niej pretensji za to, że na te warunki się zgodziliśmy.
Jeżeli zaś chodzi o sam powód zbierania danych, to jest on prozaiczny. Jest to wersja testowa, nic więc dziwnego, że Microsoft zbiera ogromne ilości informacji o tym, co i jak działa na tym systemie. Osoby, które zdecydowały się skorzystać z Technical Preview są nie tylko użytkownikami, którzy chcą sprawdzić nowy system, ale zarazem testerami, nawet bez wiedzy o tym (ale to jak już wspomniano, wynika z ich własnego lenistwa). Wiadomo, że po zakończeniu okresu testowego, wszystkie dane zbierane w ramach usługi Insider zostaną skasowane. Do tego czasu mogą być zbierane, a także wykorzystywane w celu ulepszania systemu, oraz wprowadzania łatek poprawiających problemy. Przypomnijmy, że wiele danych jest zbieranych przez najróżniejsze aplikacje, nie tylko z Microsoftu. Jeżeli ktoś mimo wszystko tego nie akceptuje, powinien nie korzystać z tych rozwiązań.