Wstępniak: bez obaw, żadną ustawą nie zlikwiduje się zakupów online z Chin

W ciągu ostatnich dwóch lat prywatny import z ChińskiejRepubliki Ludowej stał się jednym z ważniejszych źródełzaopatrzenia Polaków we wszelkiego chyba rodzaju artykułyprzemysłowe. Ceny nie do pobicia, coraz szybsze dostawy, niezłykontakt z klientem – po okresie początkowej nieufności, szybkoprzekonaliśmy się do towarów z Państwa Środka. Zarazem teżstaliśmy się jednym z ważniejszych krajów dla chińskichsprzedawców. Jak mówił mi menedżer z pewnej produkującejsmartfony firmy z Kantonu, przez AliExpress już 10% ich produkcjitrafiać miało na rynek polski. Trudno się temu dziwić –przeciętnie zarabiający Hans Schmidt bez wyrzeczeń kupi iPhone'alub Samsunga Galaxy, dla typowego Jana Kowalskiego te flagowetelefony są poza zasięgiem, tymczasem Chińczycy oferują coś, naco nas stać – i co z roku na rok jest coraz lepsze, coraz mniejustępuje sprzętowi znanych marek. Od kilku dni jednak w środowiskuludzi zainteresowanych zakupami z Chin mówi się, że to już„koniec”. Poszukujący pieniędzy na realizację swoich programówspołecznych rząd miałby za pomocą nowego parapodatku zakończyćprywatne zamówienia w chińskich sklepach internetowych. I co, jestsię czego bać, czy to tylko burza w szklance wody?

Wstępniak: bez obaw, żadną ustawą nie zlikwiduje się zakupów online z Chin

08.02.2016 | aktual.: 09.02.2016 09:04

Na wstępie muszę powiedzieć, że zawsze odczuwam takie miłerozbawienie na myśl o wszystkich tych, co przekonani są, żeustawą, regulacją czy dekretem można cokolwiek zmienić na dłuższąmetę w rzeczywistości społecznej – i nie tylko społecznej.Konsekwencje zapowiadanej ustawy o podatku od sprzedaży detalicznejpostawiłbym więc w tym samym rzędzie, co klasyczny stalinowskidekret zakazujący badań w zakresie genetyki (burżuazyjnejpseudonauce należy powiedzieć „nie”), zniesienie ustawąnarkotyków (nie mówiąc już o znoszeniu ustawą ubóstwa), czy teżlikwidowanie piractwa za pomocą instrumentów prawnych. W takichsytuacjach możemy tylko obserwować narastający rozdźwięk międzyrzeczywistością a pomysłami ustawodawców, przekonanych, że mogąregulować społeczny żywioł literkami za pomocą słów zapisanych na urzędowym papierze.

Co więc takiego obiecuje nam rząd premier Szydło w dziedziniemiędzynarodowego handlu internetowego? Przede wszystkim pospiech –wszystko to dzieje się w „specjalnym trybie”, by skrócić czasprac nad projektem. Minister Finansów Paweł Szałamacha jużogłosił, że jest to jeden z priorytetów, w pracach nad którymzachowano szybkie tempo i pełną mobilizację do pracy. I nicdziwnego, budżet chce w ten sposób pozyskać dodatkowe 2 mldzłotych, by mieć z czego rozdać po te 500 zł miesięcznie dla beneficjentów rządowego programu socjalnego.

Najciekawiej wyglądają przepisy dotyczące sprzedawcówzagranicznych. Według pozyskanej przez Puls Biznesu treści projektuustawy, przewoźnik musi uzyskać od nadawcy oświadczenie ouiszczeniu podatku polskiego podatku (lub wyłączeniu zopodatkowania). Jeśli poświadczenia takiego brakuje, to przewoźnikmiałby zapłacić podatek ryczałtowy – w wysokości 50 zł odprzesyłki. Po wprowadzeniu nowej ustawy sama procedura wysłaniatowaru do Polski stałaby się upiornie skomplikowana, o ile w ogólemożliwa do przeprowadzenia. Jeśli bowiem wczytamy się w zapisyprojektu Ministerstwa Głupich Kroków Ministerstwa Finansów, musimydojść do wniosku, że oto zagraniczny sprzedawca musiałby:

ustalić, jaki odsetek jego obrotów przypada na klientów zPolski,ustalić, jaki odsetek sprzedaży dla Polaków przypada naniedziele i polskie (bo chyba nie chińskie?) święta, wtedy bowiemobowiązuje wyższa stawka podatku,zmienić oprogramowanie swojego sklepu tak, by naliczało klientomz Polski różne ceny w zależności od daty sprzedaży,wypełnić polski PIT i międzynarodowym przelewem uiścićpodatek dla polskiego fiskusa, przygotować po polsku oświadczenie o uiszczeniu podatku, którebędzie dołączane do każdej przesyłki,i wyjaśnić sobie przy okazji mnóstwo „drobiazgów”, takichjak kwestia liczenia obrotu, zastosowania czasu lokalnego czypolskiego, uznawania za przeprowadzanie transakcji dnia zamówieniaczy dnia dostawy. Dla Ministerstwa Finansów to wszystko betka. W uzasadnieniuprojektu znalazło się dość zabawne zdanie:

Poprzez nieznacznezmodyfikowanie stron internetowych, za pomocą których dokonują onisprzedaży, podatnicy (zagraniczni) uzyskają pełną informację codo ich zobowiązań podatkowych. Umożliwi im to odpowiedniąalokację tego obciążenia.

Oczywiście Ministerstwo nie planuje przy tym żadnej akcjiinformacyjnej, nikt tu nie będzie edukował chińskich sprzedawcóww zakresie polskich przepisów podatkowych. Czego więc możemy sięspodziewać? Moim zdaniem – krótkoterminowego chaosu, który pokilku miesiącach przekształci się w sprawny mechanizm omijaniaurzędniczej chciwości.

Na początku będzie trudno. Jako że żadna paczka z Chin niebędzie miała żądanego przez MinFin oświadczenia, opłatą 50 złzostanie obciążony przewoźnik. Firmy kurierskie szybko odmówiątakich przesyłek przyjmowania. Gorzej będzie z pocztą – chińskapoczta nie zapłaci, polska poczta też nie zapłaci, więc przesyłkiutkną na granicy i będą zwracane do ChRL. Sprzedawcy nie będąwiedzieli, dlaczego ich przesyłki wracają (zapewne adnotacja obraku oświadczenia będzie w powszechnie niezrozumiałym językupolskim). Klienci, wściekli że przesyłki, za które jużzapłacili, do nich nie dotarły, będą otwierać spory wAliExpresie, w większości pewnie rozstrzygane na korzyśćsprzedawców, mających przecież spisane w powszechnie zrozumiałymw kraju macierzystym języku dokumenty, potwierdzające nadanieprzesyłki.

W kolejnym etapie możemy spodziewać się blokowania sprzedażydo Polski przez mających dość problemów sprzedawców.Legalistycznie nastrojone mózgi wielu polskich komentatorów niepotrafią sobie jednak wyobrazić dalszych etapów, nadchodzącychwbrew literze ustawy, a całkiem wręcz naturalnych do elastycznejpostawy drobnych chińskich handlarzy. Przesyłki ze sklepów niedocierają do Polski? Nic nie szkodzi, ta przesyłka nie jest zżadnego sklepu, to tylko ciocia Zhang Li wysyła drobne podarki dlasiostrzeńca, o zadeklarowanej wartości nie przekraczającej kilkudolarów. Duża rodzina w Chinach to w końcu podstawa tradycyjnychkonfucjańskich wartości, czemu nie mieć dalekich kuzynów wPolsce?

Celnicy nie zrobią znacząco więcej, niż robiądzisiaj, gdy znaczna część towarów z AliExpresu przechodzi bezcła, z zadeklarowaną wartością znacznie niższą od faktycznej,chyba że Ministerstwo wpadnie na pomysł znacznego wzmocnienia kadrna tym odcinku. Nawet wtedy jednak nie wszystko stracone. Wciążsąsiadujemy z liberalną i przyjazną handlowi międzynarodowemuRepubliką Czeską, wciąż też jesteśmy częścią strefySchengen. Wystarczy, że pojawią się rzutcy inwestorzy, którzy wCzeskim Cieszynie uruchomią skład celny dla chińskich towarów nacałą Europę Środkowo-Wschodnią. Alibaba już ma doświadczeniewe współtworzeniu z lokalnymi partnerami takich rozwiązań –największym z nich jest Yihaitong, uruchomiony w Brazylii, byułatwić Chińczykom sprzedawanie na protekcjonistycznym przecieżrynku tego kraju.

Z działającą w Czechach platformą handlową Alibaby polskiewładze niewiele zrobią – Schengen jest unią celną, więc naprzesyłane w ramach krajów członkowskich towary dodatkowego cłanakładać nie można, obowiązują też umowy o unikaniu podwójnegoopodatkowania, więc raczej nie wiadomo, w jaki sposób nasz MinFinchciałby opodatkować czeskiego partnera Alibaby. Skarga w KomisjiEuropejskiej zostałaby bez żadnych wątpliwości rozstrzygnięta nakorzyść powoda, taki podatek uderza przecież w same fundamentyUnii Europejskiej.

Warto więc uzbroić się w cierpliwość i nie pogrążać wżalu, pamiętając o słowach Johna Gilmore'a: The Net interpretscensorship as damage and routes around it (Siećrozpoznaje cenzurę jako uszkodzenie i obchodzi ją).W globalnej, usieciowionej gospodarce stawianie barier handlowimiędzynarodowemu nie może zostać rozpoznane inaczej, jak tylkopróba jej uszkadzania. I takie próby będą regularnie obchodzone.Wierzącym zaś w siłę ustawy pozostaje jedynie przypomnieć, żeza PRL-u obywatelom ustawą zakazano posiadania dewiz, zmuszając ichdo oddawania dolarów czy marek państwu, które w zamian wydawałotzw. „bony PKO”. Starsi Czytelnicy zapewne pamiętają, jakbardzo społeczeństwo socjalistycznego kraju zakazem tym sięprzejęło i jak masowo swoje pieniądze władzy oddało.

Cała ta sprawa ma dziś jeszczejeden, szerszy aspekt, dotyczący bezpieczeństwa prywatnego handlu wogóle. O ile dziś osoby prywatne dysponują bardzo dobrymi metodamiochrony przekazu informacji przed nieupoważnionym dostępem, to wmomencie, gdy wychodzimy poza świat cyfrowy, przechodząc doprzekazu materii, jesteśmy w praktyce bezbronni przed pomysłamitakimi, jak choćby ustawa o podatku od sprzedaży detalicznej. Napytanie, „czy tak musi być”, odpowiem pytaniem „akorzystaliście kiedykolwiek z Ubera”?

To jedna z najciekawszychkoncepcji, mających szanse zrewolucjonizować handel na całymświecie. Zamiast łatwych do kontrolowania firm kurierskich, tysiąceniezależnych agentów, działających w ramach paradygmatu SharingEconomy, przekazują sobie paczki w fizycznej sieci P2P. To copoczątkowo było tylko akademickimi rozważaniami, znajduje jużpierwsze biznesowe implementacje, sprawdzające się szczególnie dlaprzesyłek o niewielkiej wartości. Amazon pracuje nad usługą On My Way, w Ameryce Południowej rośniesieć o nazwie Entrusters,w Czechach coraz większą popularność zdobywa Packmule.it,inne ciekawe projekty to Shipizyoraz Jib.li. W połączeniu z rozwojemkryptowalut tworzą one podwaliny dla zupełnie nowego typu handlu,którego uregulowanie wbrew oczekiwaniom rynku może okazać sięniemożliwe.

Amazon develops new P2P delivery app

Miejmy nadzieję tylko, żemające problemy z opodatkowaniem handlu polskie władze nie wpadnąwówczas na pomysł opodatkowania czytania publikacji w Sieci. Abyłby to przecież to całkiem sprytny podatek, pozwalającyograniczyć napływ niezdrowych pomysłów z zagranicy.

Tyle o podobno niemożliwych douniknięcia podatkach, wróćmy na nasze podwórko. Entuzjastycznieprzyjęliście nasz walentynkowy poradnik, więc o walentynkowychsprawach coś jeszcze w tym tygodniu napiszemy (a co dokładnie, tojuż niech będzie niespodzianką). Jak wiecie też, prezydentpodpisał dającą organom ścigania ogromne możliwości w zakresieinwigilacji ustawę o policji, my zaś przyjrzymy się kwestiibezpiecznego, nieinwigilowanego korzystania z poczty elektronicznej.Spodziewajcie się też kolejnego materiału poświęconegoofensywnemu bezpieczeństwu sieci bezprzewodowych – ataki naWireless Protected Setup wcale nie muszą trwać wiele godzin. Wwielu wypadkach udaje się przeprowadzić je w ciągu kilku minut,uzyskując bez wysiłku dostęp do sieci zabezpieczonej nawet silnymhasłem WPA2. Jeśli zaś interesujecie się piłką nożną, topowinien zainteresować Was software'owy niezbędnik kibica.Zapraszam do lektury!

Programy

Zobacz więcej
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (90)