Wstępniak na nowy tydzień: era troskliwych i czułych maszyn oficjalnie rozpoczęta
Do pewnego stopnia personifikujemy nasze komputery, szczególniepodczas emocjonującego grania czy nagłej awarii, potrafiącejzniszczyć owoce pracy. W stronę bezdusznej maszyny lecą wyzwiska,niektórzy posuwają się do rękoczynów – i trudno się temudziwić, w zasadzie każde narzędzie, z którym wchodzimy w bliższykontakt, zostaje zantropomorfizowane, taka już ludzka natura. Do tejpory jednak działało to tylko w jedną stronę, jak w tympowiedzonku o dziadzie i obrazie. To co dzieje się dziś winformatyce pozwala sądzić, że reagujące na nasze emocje maszynysą tuż za kolejnym zakrętem drogi technicznego postępu. Ichpojawienie się może przynieść jeszcze większe konsekwencjespołeczne, niż postępy w dziedzinie „bezdusznej” AI. Kogowybierzesz, by się wyżalić na trudy życia – niezbyt cięrozumiejących znajomych, czy współczującego ci domowego robota?
To może być kolejny krok na drodze do dehumanizacji relacjimiędzyludzkich po Facebooku, który już przecież milionom zastąpiłw znacznym stopniu fizyczne przejawy życia społecznego. Rok temu japońscyinżynierowie z firm Softbank i Aldabaran pochwalili się prototypem niewielkiego robota o imieniu „Pepper”, mającym być pierwsząemocjonalnie inteligentną, interaktywną komunikacyjnie maszyną.Pozbawiony mobilności, z grubsza humanoidalny robocik radzić masobie z odczytywaniem stanów emocjonalnych swoich właścicieli, zmimiki twarzy, tembru głosu i innych, nieujawnionych czynników. Jakto robi – póki co twórcy powiedzieć nie chcą, zapewne z obawy przed konkurencją.Ogólnie mówiło się jedynie o mechanizmach maszynowego uczenia się na bazie głębokich sieci neuronowych.
Wiadomo tyle, że „duch” Peppera znalazł się na zewnątrz,w chmurze (tak jak to się zdarzyło uroczym czołgom-pająkomTachikoma z serialu Ghost in the Shell: Stand Alone Complex). Dane zsensorów robota przetwarzane są zdalnie, dzięki czemu jegosprawność w rozpoznawaniu emocji i znaczeń wypowiedzi – orazrelewantnym reagowaniu będzie coraz większa. Z takimpodejściem Japończycy idą w ślady Apple czy Microsoftu, którychcyfrowe asystentki Siri i Cortana też przecież stale doskonaląswoje umiejętności rozpoznawania mowy i udzielania odpowiedzi,wykorzystując zbiór dotychczas pozyskanych danych do treningu.
Na japońskim rynku ten mówiący w 17 językach robot zadebiutował w zeszłym tygodniu. Pierwszą partię tysiąca sztuk sprzedano w ciągu kilku minut, w dużym stopniu za sprawą atrakcyjnej ceny, poniżej 200 tys. jenów (tj. ok. 7 tys. złotych) za podstawowy model. Do tego dochodzi jednak miesięczny abonament w wysokości 24 tys. jenów. Czemu więc ludzie kupują taką zabawkę? Zapewne w grę wchodzi specyfika japońskiej kultury, ale też kwestie demograficzne. Już dziś otwarcie się mówio wykorzystaniu kolejnych generacji Peppera jako opiekunów dladzieci i starców, a może przede wszystkim starców, bo dzieci w tejJaponii za wiele nie ma, zaś liczba kilkudziesięciolatków rośniez roku na rok. Zobowiązani do opieki nad nimi przez konfucjańską kulturę potomkowie najwyraźniej rozglądają się zaoutsourcingiem obowiązków. Troska cierpliwej, empatycznej maszyny –pielęgniarza, nie męczącego się swoim męczącym podopiecznym –tak mogą wyglądać i nasze ostatnie dni.
To też wyjaśnia, dlaczego producent wychodzi z tak niską cenąrobota. Jedna z największych japońskich korporacji nie myśli tu ozysku, lecz o gromadzeniu danych, na bazie których zbuduje wielkąprzewagę nad konkurencją w tym zastosowaniu. Dane te będą mogłybyć wykorzystane w innych modelach emocjonalnie inteligentnychrobotów, wykorzystywanych na przykład do seksualnych zabaw. Azainteresowanie rynku takimi produktami jest całkiem spore. Wzeszłymroku opisałemWam aktualny stan techniki w tej dziedzinie. Od tamtego czasuwydarzyła się jedna ważna rzecz: Matt McMullen, twórca słynnejlinii seks-lalek RealDoll ogłosił, że pracuje nad linią lalekRealbotix, które będą w stanie ze swoimi właścicielamirozmawiać, rozpoznawać ich emocje, a także wyrażać własneemocje. Dostępne mają być też rozmaite „typy osobowości”,które użytkownik będzie mógł do swojej cyberkochanki wgrać. Napoczątku ma się pojawić sama głowa Realbotix, którą będziemożna podłączyć do istniejącego ciała RealDoll, w cenie ok. 10tys. dolarów. Docelowo jednak McMullen chce pokazać w pełniruchomą, aktywną seks-lalkę, którą zaoferuje za 30 do 60 tys.dolarów. Kto wie, czy nie skorzysta w tym celu z rozwijanego przezJapończyków oprogramowania?
W tym tempie jeszcze za naszego życia możemy doczekać sięziszczenia jakiejść formy cyberutopii, w której troskliwe, czułei podniecające maszyny będą troszczyły się o nas od narodzin ażpo śmierć. Niektórym Czytelnikom w tym momencie może przypomniećsię klasyczny eksperymentCaulhona, dotyczący próby budowy mysiego raju. Nieznającymtego ciekawego badania pokrótce je streszczę. Amerykański etolog(badacz zachowań zwierząt) John Calhoun stworzył w 1968 roku mysiodpowiednik rozwiniętej, bezpiecznej cywilizacji ludzkiej. Przezcztery lata w idealnych warunkach pozwalano myszom żyć wkontrolowanym, komfortowym dla myszy ekosystemie. Miały tamnieograniczony dostęp do pożywienia, wody i budulca na gniazda, niebyło żadnych drapieżników, każda mysz była objęta pełnąopieką weterynaryjną, a jedynym ograniczeniem była liczebnośćpopulacji – maksymalnie 3840 myszy.
To co działo się w kolejnych trzech fazach eksperymentu,wielokrotnie zresztą powtarzanego, do dziś jest tematemakademickich sporów, ale końcówka („endgame”) była zawszetaka sama. Z czasem samce przestawały się interesować samicami iunikały wszelkich form konfliktów, ograniczając się jedynie dokonsumpcji i dbania o swój wygląd (grooming, jak to nazywająbiolodzy). W końcu populacja traciła zdolność do reprodukcji,przestały rodzić się nowe myszy, a ostatnie żyjące osobnikizatraciły większość umiejętności społecznych, stały siękompletnie nieagresywne i bardzo mało inteligentne. Świetnie za towyglądały i były bardzo zdrowe, aż do naturalnej śmierci.Ostatni osobnik kolonii umierał około 1600 dnia od rozpoczęciaeksperymentu.
Zanim doczekamy się tej cyberutopii, która zabawi nas na śmierć,minie jednak jeszcze trochę czasu, zresztą na pewno Japończycybędą mieli ją wcześniej niż my. Ja tymczasem jak zawszezapraszam Was do kolejnego tygodnia z naszym portalem. To tydzieńdla nas szczególny, HotZlot 2015 już za kilka dni – aleoczywiście nie zapominamy też o tych Czytelnikach, którzy z namiw Zamku na Skale ciałem nie będą. W tym tygodniu finiszujemy konkurs,w którym wygrać możecie tablet NVIDIA SHIELD (dzisiaj przedstawimyostatnie zadanie, a w związku z prośbami wielu uczestników, terminprzesyłania wszystkich odpowiedzi przesuwamy do piątku, 3 lipca). Wtym tygodniu przyjrzymy się też bliżej najsilniejszym kartomgraficznym AMD i Nvidii. Na moim biurku leży właśnie GeForce 980Ti, na biurku Krzysztofa Fiedora – Radeon R9 Fury X, będziemy więcwybierać między zielonym a czerwonym. Przyjrzymy się teżaktualnej sytuacji linuksowego desktopu na kilka tygodni przedpremierą Windows 10 i roli, jaką nowa usługa muzyczna Apple możeodegrać w elektronicznej rozrywce. Do zobaczenia na HotZlocie!