ZAiKS niechętny obowiązkowi ujawnienia swoich finansów: opłata reprograficzna nie ma uzasadnienia?
Polska to kraj, w którym rozmowy o pieniądzach należą dokategorii rozmów trudnych, by nie powiedzieć wręcz nieprzyzwoitych(wie o tym każdy, kto miał okazję stawić się na rozmowiekwalifikacyjnej). Reakcje pracodawców na propozycje jawności co dooferowanych wynagrodzeń to jednak „małe piwo” w porównaniu doostatnich reakcji organizacji zbiorowego zarządzania prawamiautorskimi, nad którymi zawisło widmo obowiązku przygotowywaniaszczegółowych rocznych sprawozdań finansowych, porównywalnych dotych, jakie publikować muszą spółki giełdowe.
19.05.2014 16:14
W zeszłym tygodniu upłynął termin nadsyłania uwag (w ramachtzw. społecznych konsultacji) dotyczących projektu rozporządzeniaw sprawie sprawozdań z działalności organizacji zbiorowegozarządzania prawami autorskimi lub prawami pokrewnymi (OZZ). Obecnieustawa o prawie autorskim nakłada na organizacje zbiorowegozarzadzania obowiązek corocznego przedkładania sprawozdań zdziałalności. Zakres takich sprawozdań jest jednak określany wdrodze ministerialnego rozporządzenia. Udostępniona publiczniepropozycjatego rozporządzenia wyraźnie ma na celu zwiększenie przejrzystościdotychczasowych sprawozdań – szczególnie w kwestiach finansowych.OZZ miałyby np. wskazywać łączną wysokość zainkasowanychopłat, ujawniać koszty prowadzenia działalności, a nawet tabelewynagrodzeń.
Pieniądze, o jakich tu mówimy, to kwoty niemałe. W samym 2012roku na kontach OZZ znaleźć się miało 1,22 mld złotych, to jestponad dwukrotnie więcej, niż wydaje się rocznie na wszystkieobiekty kulturalne. Lwia część tej kwoty (1,1 mld) przypadłaZAiKS-owi, pozostałymi pieniędzmi podzieliły się organizacjetakie jak ZPAV, Kopipol, SAWP czy Copyright Polska (wcześniej PolskaKsiążka). Co się z tymi pieniędzmi dzieje, powiedzieć niełatwo.Jeden z mniejszych OZZ-ów, Kopipol, chroniący interesy wydawcówpodręczników i publikacji naukowych, zgromadził w 2012 roku odproducentów i importerów kserokopiarek i innych urządzeńsłużących kopiowaniu ok. 14,3 mln złotych. Ile z tego trafiło dowydawców? Zaledwie 230 tys. złotych. Ponad 1,5 mln złotych„zjadły” koszty administracyjne. Co stało się z pozostałymipieniędzmi, tego poza władzami Kopipolu nikt nie wie.
Nie powinno nikogo więc dziwić, że ministerialna propozycja(będąca w praktyce próbą wdrożenia unijnej dyrektywy w sprawiezarządzania prawami autorskimi), w zasadzie ciepło przyjęta przezśrodowiska twórców, wywołała skrajnie negatywną reakcjęZAiKS-u – i właśnie Kopipolu. Największy polski OZZ ostrzega, żezbyt szybkie przyjęcie nowych ustaleń doprowadzi do chaosuprawnego, a nawet przyczyni się do większego niezrozumieniaspecyfiki działania OZZ, gdyżopinia publiczna może błędnie zinterpretować informacjeo finansach tych organizacji. Z kolei Kopipol uważa, że nowyprojekt doprowadzi do naruszenia przez OZZ przepisów o ochroniedanych osobowych i zwalczaniu nieuczciwej konkurencji i godzi wtajemnice handlowe przedsiębiorstw, w nieuzasadniony sposóbposzerzając obowiązek sprawozdawczy, poza zakres nakazywany przezustawę o dostępie do informacji publicznej.
W świetle planówMinisterstwa Kultury, zamierzającego objąć opłatąreprograficzną nowe kategorie urządzeń (m.in. smartfony itablety), taka reakcja wydaje się całkiem zrozumiała – przychodyorganizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi mogą wzrosnąćw najbliższych latach o setki milionów złotych rocznie. Pytanie oto, co dzieje się z tymi pieniędzmi musi być więc dla ZAiKS-u iKopipolu nadzwyczaj niestosowne – jakiekolwiek by rozliczenie niezostało przedstawione, nie będzie ono rozliczeniem, które mogłobyusatysfakcjonować ani obciążonych opłatami reprograficznymi, anitwórców, którzy mieliby być z pieniędzy tych wynagradzani.
Tkwimy więc w impasie, któryzadowala jedynie ZAiKS i pokrewne organizacje – i wyjścia z tegoimpasu nie widać, tym bardziej, że samo rozumienie instytucjiopłaty reprograficznej zostało zakwestionowane w ostatnim wyrokuTrybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Przypomnijmy: dwa latatemu holenderscy producenci i importerzy zdecydowali się pozwaćorganizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi Stichting deThuiskopie i SONT, w przekonaniu, że opłaty przez nich pobierane sązbyt wysokie. Jak wiadomo, opłata reprograficzna jest w założeniurekompensatą strat z tytułu ustanowienia wyjątku od monopoluprawnoautorskiego (tzw. dozwolonego użytku prywatnego). Producenci iimporterzy przegrali kilka kolejnych spraw, aż ostatecznie sprawatrafiła do holenderskiego Sądu Najwyższego.
Sąd Najwyższy zdecydował sięzadać Trybunałowi Sprawiedliwości UE pytanie o naturę opłatyreprograficznej – czy może ona być także rekompensatą za stratyzwiązane z pozyskiwaniem utworów z naruszeniem prawa. Producenci iimporterzy byli bowiem przekonani, że skoro opłata jest tak wysoka,to musi rekompensować straty wynikłe nie tylko z dozwolonego użytkuwłasnego, ale też i z piractwa. Trybunał odrzucił tęinterpretację, ogłaszając,że nie może zaakceptować uregulowania krajowego, które nierozróżnia między kopiami na użytek prywatny sporządzonymi zlegalnego źródła a tymi, które zostały sporządzone z pirackiegoegzemplarza. Opłata reprograficzna nie może więc rekompensowaćstrat, do których doprowadziło piractwo.
Na tym jednak nie koniec:Trybunał Sprawiedliwości przyjrzał się też samej koncepcjidozwolonego użytku – i uznał, że niemożliwe jest uznanie zadozwolony użytek sytuacji, w której źródło, na podstawie którejużytkownik utworzył swoją kopię, jest źródłem nielegalnym.Zgodnie bowiem z ustawą o prawach autorskich, dozwolony użytek niemoże godzić w słuszne interesy twórcy.
Jeśli zatem opłatareprograficzna pokrywać może wyłącznie „straty” twórcywynikłe z dozwolonego użytku, rozumianego jako tworzenie kopii nawłasny użytek z legalnie posiadanych, oryginalnych źródeł, tojej obecna wysokość niczym nie jest usprawiedliwiona. Trudno wtakim rozumieniu dozwolonego użytku w ogóle wykazać, żewłaściciel praw autorskich ponosi jakiekolwiek straty z tegopowodu, że nabywca książki skseruje z niej kilka stron.
Oczywiście tego typu debatyniewiele mają wspólnego z realiami drugiej dekady XXI wieku, wktórej przez sieci P2P pompowane są codziennie petabajtyspiraconych treści. Nie pomogły próby straszenia internautówsankcjami karnymi czy forsowanie technicznych zabezpieczeń –ludzie dzielą się dziś plikami na skalę niewyobrażalną 10 lattemu, a klienty BitTorrenta instalowane są nawet w telefonach. Comoże więc zmienić wprowadzenie transparentności finansów OZZ?Samym twórcom zbyt wiele to raczej nie pomoże, ale może pomócwłaśnie producentom i importerom, którzy uzyskają twarde dane,świadczące na rzecz niewspółmierności pobieranej dziś opłatyreprograficznej w stosunku do tego, co twórcy otrzymują.