Zmęczyliśmy się cyfrową muzyką, płyty winylowe przeżywają swój renesans
Od pojawienia się w latach dziewięćdziesiątych formatu MP3,cyfrowa muzyka coraz bardziej wypierała z rynku analogowe nośniki.Jeśli spojrzeć na to, co robią producenci, można by pomyśleć,że najważniejsza w muzyce jest wygoda odtwarzania, przenośność,łatwa dostępność, no i oczywiście... ochrona praw autorskich zapomocą rozmaitych systemów DRM. Tymczasem dane rynkowe pokazującoś innego. Obserwujemy w ostatnich latach prawdziwy renesans płytwinylowych.
21.11.2014 | aktual.: 21.11.2014 19:38
Płyty gramofonowe mają już 127 lat – wtedy to niejaki EmilBerliner otrzymał patent na technikę utrwalania dźwięku napięciocalowych płytach z twardego kauczuku, obracających się zszybkością 70 obrotów na minutę. Od tamtej ery rozwiązanie toprzeszło długą ewolucję, po drodze obrastając w rozmaiteulepszenia, ale podstawowa idea pozostała taka sama: analogowenagranie dźwiękowe zostaje utrwalone w spiralnie poprowadzonymrowku na powierzchni okrągłej płyty.
Gdy w latach 80 przyszedł czas płyt optycznych, CD, wydawałosię, że znane od zakończenia II wojny światowej płyty tłoczonez polichlorku winylu są skazane na odejście do lamusa. Ifaktycznie, przełom lat 80 i 90 oznaczał kompletne załamanie rynku„winyli” – w roku 1990 na każdą sprzedaną czarną płytęprzypadało 25 sprzedanych płyt CD. Od strony technicznej nikt niemógł nośnikom optycznym nic zarzucić. Wbrew fantazjom audiofilów,opowiadających dziwne rzeczy o szczególnych walorach dźwiękuodtwarzanego z nośnika analogowego, cyfryzacja muzyki nijak jakościdźwięku nie zaszkodziła. Standardowe dla CD próbkowanie 44,1 kHz,przy 16-bitowej kwantyzacji, pozwalało zapisać dźwięk omaksymalnej częstotliwości przenoszenia i odstępie sygnału odszumu przekraczających możliwości tak nośników analogowych jak isłuchu ludzkiego.
Początek XXI wieku to upowszechnienie się cyfrowych formatówmuzyki – i stopniowy schyłek CD. Tu już faktycznie można byłopowiedzieć, że nagle jakość dźwięku stała się kwestiąwtórną. Wyrosło nam całe pokolenie ludzi, przyzwyczajonych dodźwięku z miernych słuchawek telefonów czy głośniczkówlaptopów, odtwarzających cyfrowe nagrania MP3 128 kbit/s, a nawetjeszcze gorsze strumienie audio z internetowych stacji radiowych.
Od kilku lat producenci próbują wyjść poza widełkiograniczających jakość cyfrowych formatów, wskazując naprzyszłość, którą jest audio wysokiej rozdzielczości,definiowane jako fala dźwiękowa próbkowana z częstotliwością conajmniej 96 kHz, gdzie każda próbka ma rozpiętość 24-bitową.Odpowiednie urządzenia już na rynku są. Za jakieś 4300 zł możnanp. kupić wzmacniacz stereo firmy NAD z obsługą streamingu zsieci, którego przetwornik zapewnia właśnie obsługę 24-bitowegoaudio z częstotliwością 96 kHz. Autor tego newsa miał okazjęusłyszeć taki sprzęt na żywo – i potwierdza, nawet dla osoby o„drewnianym uchu” różnica między dźwiękiem wysokiejrozdzielczości, a tym co usłyszeć możemy z zainstalowanej wtelefonie aplikacji Spotify, jest kolosalna.
Od strony software'owej w zasadzie też na dźwięk wysokiejrozdzielczości wszystko jest gotowe. Format FLAC zapewnia wsparciedla 24-bitowego, 96-kilohercowego audio, istnieje też specjalnywłasnościowy format DSD od Sony, który próbkuje falę dźwiękowąz częstotliwością 2,8 MHz, przechowując ją jako ciąg 1-bitowychsampli. Kompletnie za to na dźwięk wysokiej rozdzielczości niejest gotowy rynek. W największych sklepach z muzyką, na czele ziTunes, utworów 24/96 nie znajdziemy. Niewielki (ale wciążnajwiększy na rynku) wybór oferuje sklep HDTracks.com– ale nie znajdziemy tam nawet popularnej wśród fanów R'n'BRihanny, nie mówiąc już o kultowym Aphex Twins czy niszowymDopplereffekt. Jeśli chodzi o strumieniowanie muzyki, to jakośćwiększości tego typu usług odbiega od tego, co usłyszeć możemynawet z CD. Wyjątkiem ma być serwis TIDAL,oferujący bezstratnie kompresowaną muzykę 1,4 Mb/s (iTunes oferujew najlepszym razie stratny format AAC 256 kb/s), działa on jednaktylko w USA i Wielkiej Brytanii.
W tym świecie wszechobecnego cyfrowego audio umiarkowanej jakościdzieje się coś zaskakującego. Klienci, zamiast ekscytować siętechnicznymi nowinkami, coraz doskonalszym dźwiękiem cyfrowychprzetworników, zaczynają okazywać znużenie formatami, bitami ihercami. Dane przedstawione właśnie przez MiędzynarodowąFederację Przemysłu Fonograficznego (IFPI) pokazująniewytłumaczalny wzrost zainteresowania klasycznymi, winylowyminośnikami. Dziesięć lat temu wartość globalnej sprzedażyczarnych płyt wyniosła ok. 45 mln dolarów. W roku 2013 osiągnęła218 mln dolarów, a analitycy tego rynku przekonani są, że w roku2014 może osiągnąć nawet 400 mln dolarów.
Renesans winylowej płyty jest więc faktem. Pojawiają siętłumaczenia, że za tym wszystkim paradoksalniestoi upowszechnienie się internetowego streamingu z muzyką.Ludzie mieli zatęsknić za fizycznymi, namacalnymi nośnikamidźwięku, których mechanizm działania jest względnie zrozumiały.Co ciekawe, wytwórcy winylowych płyt coraz częściej starają sięswoim klientom zaoferować to co najlepsze z obu światów –przyjemny, analogowy nośnik w ładnej kopercie, a w nim dodatkowokody pozwalające pobrać muzykę w cyfrowym formacie np. na swójtelefon.