Żyć i umrzeć bez Facebooka
17.05.2015 21:23
Był piękny początek stycznia 2015. Mroźna noc, padający śnieg, niebieskie logo radośnie mrugające do mnie z ekranu... zaraz, zaraz mrugające logo? oj chyba za długo tu przebywam... Klikam X na karcie, czas zakończyć godzinne "5 minut na fejsa". Wracam do tego co na prawdę miałem robić. Już wiem co miałem pisać, już Word przyjmuje pierwsze znaki... DING DONG... dioda komórki mruga na niebiesko... Nie! Panie Zuckenberg, tak być nie będzie. Z mordem w oczach wchodzę w ustawienia profilu. Szukam usuń. Jest! Jeszcze tylko ostatnie błagania i jestem wolny. Wracam do pracy, dioda w telefonie przestaje mrugać...
Halo! Jest tu kto?
Budzę się wcześnie rano w południe. Uruchamiam komputer. Tak! To nie był sen - rozdział napisany. Radość i duma przelewają się przez mój organizm skutecznie wypłukując resztki snu. Trzeba uczcić ten sukces. Wyciągam komórkę, żeby ustawić się ze znajomymi, uruchamiam Messengera... hmm... login i hasło? Jaki login i hasło? Zdarzenie wypływa z pamięci - no tak, usunąłem konto. Jeden kieliszek, jeden kieliszek przecież nie zaszkodzi. Stop. Logowanie nie kieliszek. Ale nie zrobię tego jestem twardy. Jest przecież tyle możliwości. Mam gg, kiedyś wszyscy byli na gg... ale już ich nie ma. Jedno słoneczko pali się smutno na ekranie. Może w takim razie w nowoczesność? Viber - 1 znajomy, WhatsApp - 2 znajomych, Skype - 4 znajomych... tłumy, że końca nie widać. E‑mail? A skąd ja mam wziąć maile do ludzi, przecież nigdy ich nie używałem. Zostaje sms. O, mogę nawet wysłać jednego do grupy znajomych. O, odpowiedzi już nie są grupowane. No tak, zajmie to trochę więcej czasu niż sądziłem.
Jeden by wszystkimi rządzić
Ekipa zebrana. Wystarczyło tylko wybrać miejsce. Wpisuję w google "gdzie pójść w najpiękniejszym mieście na świecie". Chwila oczekiwania i mam wyniki: "burgery X - facebook.com/burgeryX", "piwiarnia Y - facebook.com/piwiarniaY", "pizzeria Z - facebook.com/piwiarniaZ". Czyli pozostajemy w separacji, ale od czasu do czasu musimy na siebie popatrzeć. No trudno, spotkanie ze znajomymi ważniejsze niż czystość ideologiczna.
Impreza była udana. Ja powoli przywykłem do sms‑ów. Znajomi powoli przywykli do tego, że jestem tym jedynym bez facebooka, którego trzeba oddzielnie o wszystkim informować. Ogólnie sielanka i tak nadszedł tydzień po Wielkanocy z zasadniczym pytaniem: "czy mam jutro kurs tańca"? Nie będę ludziom głowy zawracał, niech odpoczywają - sprawdzę na forum. Nie zaglądałem tam zbyt często, ale wiadomość, którą tam zastałem była bardzo smutna: "Z dniem 1 marca forum zostało wyłączone, wszystkich zapraszamy do zapisania się do naszej zamkniętej grupy na facebooku. Szukajcie pod FajnyTaniec". Hmm, czyli jednak będę musiał zdobyć tę informację od ludzi... jak w średniowieczu jakimś.
Kici, kici, kici
I z takimi przygodami żyję do dnia dzisiejszego. Wraz z zablokowaniem konta straciłem najbardziej popularny komunikator i platformę komunikacyjną oraz koty. Kotów akurat nie żałuję, ale wraz kotami znikł też cały strumień informacji. Wiadomo, że duża część to wspomniane futrzaki, życiowe rady i prośby o milard kliknięć żeby uratować żuki w Kobylinie, ale też masa ciekawych informacji. Przed styczniem wystarczyło, że uruchomiłem facebooka i docierałem do artykułów, do których chciałem dotrzeć. Dziś muszę sprawdzać RSS i przeglądać parędziesiąt stron internetowych.
I na co to Panu było?
No właśnie - na co? Wady wymieniłem, a jakie są zalety? Przede wszystkim więcej wolnego czasu. Wiadomo, że różnie może być z jego wykorzystaniem, ale fakt jest taki, że o wiele mniej czasu spędzam przy komputerze. Czy moje znajomości stały się głębsze? Na pewno bardziej osobiste. Jeśli chcę coś wiedzieć to muszę o to zapytać, nie wystarczy już, że zobaczę nowe zdjęcie na fejsie. I chyba tyle z potencjalnych zalet.
Istnieć, czy nie istnieć?
Czy gra jest warta świeczki? To zależy. Gdy ktoś ma trudny okres, potrzebuje skupienia to jak najbardziej warto na chwilę "przestać istnieć". Z drugiej strony jeśli ktoś mówi, że został "facebookowym weganinem" i jego życie stało się rajem, to prawdopodobnie mocno koloryzuje. Stwierdzenie, że Internet to Facebook nie jest dalekie od prawdy. Całkowite odcięcie się od niebieskich oznacza odcięcie od ogromnej ilości informacji o tym co dzieje się w okolicy. Szczególnie, że często nie ma alternatywy, bo grupa/fanpage udanie konkuruje z forum/stroną www. Osobiście wrócę do facebooka w formie "wegetariańskiej", tzn. przywracając konto, żeby móc korzystać z Messengera (zwłaszcza, że został on uniezależniony od strony macierzystej również w przeglądarce).