Oddajemy naszego smartphone'a do serwisu, czyli jak to sie robi w Polsce ... część 3 ... konsument jest zawsze spisany na straty.
Jestem właśnie po rozmowie z rzecznikiem praw konsumenta.
Z panią rzecznik rozmawiałem już wcześniej, nakreśliłem tylko temat naszej poprzedniej rozmowy.
Opisałem pokrótce całą sytuację od chwili ostatniej rozmowy, czyli odmowa przyjęcia reklamacji, problematyczne zachowanie serwisu, przeciąganie sprawy...
Jakie było moje zdziwienie jak usłyszałem co powiedziała mi pani rzecznik. Dowiedziałem się, że w moim przypadku nie mam szans na pomyślne zakończenie sprawy ponieważ to na mnie, jako konsumencie ciąży obowiązek udowodnienia, że to nie ja miałem wpływ na tzw. "ingerencję cieczy" i jeśli dojdzie do jakiejkolwiek rozprawy, nawet przed sądem polubownym to i tak będę musiał mieć ekspertyzę. Na to wtrąciłem pani rzecznik pytanie, ale co mi da ekspertyza która i tak stwierdzi ingerencję cieczy i jak mam udowodnić, że to nie ja zrobiłem? Pani Rzecznik oczywiście szybko i konkretnie mi udzieliła kompletnej odpowiedzi. Wszystko jest oczywiście przeciwko mnie, jak to zwykle bywa. Jeśli przegram sprawę to będę musiał zapłacić za ekspertyzę, ale i tak jestem postawiony przed faktem dokonanym, jestem bez szans na jakiekolwiek pomyśle rozwiązanie.
Padło też dość ciekawe pytanie, mianowicie jak oddawałem telefon? Czy z reklamacją do gwaranta czy bez gwarancji jako "sprzęt niezgodny z umową" . Tylko skąd miałem wiedzieć o tym jak mogę oddać telefon. Jak to powiedziała pani rzecznik, to jest najczęstszy problem sprzedającego, że nie informuje klienta o tym jak reklamować produkt. Pomyślałem sobie, że jawnie zostałem oszukany ponieważ nie musiałem znać swoich praw odnośnie reklamacji sprzętu. Wraz z panią rzecznik doszedłem do wniosku, iż jedynym rozwiązaniem jest zgłoszenie sprawy do Inspekcji Handlowej która może przeprowadzić kontrolę. Tylko, co da taka kontrola? Znając polskie realia to ktoś zaprzyjaźniony z IH powiadomi serwis o kontroli...
Także sprawa jest z góry skazana na przegraną...
Reasumując, przepisy nie są dla nas, klientów, lecz dla sprzedawców, serwisów i wszystkich tych instytucji które na co dzień z nami handlują i oferują nam swoje usługi.
12.12.2012
Telefon trafił dziś do serwisanta z polecenia.
Mam dosyć walki z wiatrakami. Założę się, że część komentujących zawiodła się na mojej decyzji, że sprawy dalej nie ciągnąłem. Spieszę wyjaśnić co i dlaczego.
1. Zdecydowałem się oddać telefon do serwisu ponieważ nie mam czasu na wojny z debilami. Teraz biorąc nowy telefon, tzn. zanim go wezmę, dowiem się kto serwisuje ten sprzęt, jaki serwis robi naprawy gwarancyjne i napewno będę omijał Regenersis
bardzo szerokim łukiem
bo wiem do czego prowadzą naprawy w serwisie mającym w d... w głębokim poważaniu poważnego klienta.
2. Sprawy nie odpuszczam. Czekam na wycenę naprawy i po ewentualnej naprawie sprawę popchnę dalej. Ale tylko po to aby każdy wiedział, że polskie realia serwisowania to "lanie wody", w przenośni i dosłownie.
16.12.2012
Pozwolę sobie na kolejny edit tego wpisu. Tym razem chcę wspomnieć o niewiedzy jaką dysponowałem do dnia w którym zostałem uświadomiony
jak głupi jest Polak w chwili, gdy okazuje się, że ma w ręce sprzęt wątpliwej jakości.
Nie twierdzę, że każdy jest takim gamoniem w kwestii prawa. Teraz już wiem, że przy zakupie jakiegokolwiek sprzętu muszę 5 razy zastanowić się zanim podejmę ostateczną decyzję.
Wiadomo, że
nieznajomość prawa może zaszkodzić
ale nie każdy z nas kupując cokolwiek związanego z elektroniką będzie wcześniej wertował kodeksy aby zgłębić wiedzę która i tak może nigdy mu się nie przydać.
Ze swojej strony mogę jedynie przeprosić za siebie i obiecać, że będę z większym dystansem podchodził do zakupów. Będę również baczniej pilnował praw i obowiązków jakie mam i z jakich mogę skorzystać.
Dziękuję i pozdrawiam ;)