Nie, nie naprawię Twojej zmywarki
02.01.2013 14:13
Do tego wpisu natchnął mnie okres świąteczny, czyli wszyscy znajomi kupują nowe zabawki "pod choinkę". Jest to też czas, gdzy mój telefon i komunikatory internetowe odzywają się systematycznie, gdyż znajomi dzwonią po porady. Ja, jako osoba z bardzo słabo wykształconym zmysłem asertywności rzadko kiedy odmawiam - lubię pomagać ludziom, często jednak w ten sposób ładuję się na minę i mam kłopoty. Spróbuję omówić kilka problemów jakie może napotkać osoba uważana za geeka wśród znajomych...
Znasz się na wszystkim
Lubię jak ktoś łechta moje ego uważając, że znam się na wszystkim - z drugiej jednak strony widać, że sporo znajomych to ignoraci i nie rozumieją mojej pracy. To, że jestem tzw. informatykiem nie oznacza, że znam się na:
[list]
[item]nowych kartach graficznych,[/item][item]niuansach związanych z tabletami i telefonami,[/item][item]nie znam się na zmywarkach, lodówkach i pralkach - mimo tego, że mają wyświetlacz nie oznacza, że "informatyk" musi się na tym znać.[/item][item]nie mam pojęcia, jak ustawić specyficzną opcję w FaceBook - nie mam konta na FB![/item][/list]
Tak samo muszę spędzić X czasu na kopaniu po internecie, czy oby na forach użytkownicy nie narzekają, że ekran tabletu jest do dupy, dodatkowo po tygodniu ułamała się zaślepka karty SD, Wifi nie działa prawidłowo a zasilacz ma za krótki kabelek. Litości, tak samo możecie "zapytać" Google, macie dokładnie ten sam internet!
Jeżeli ktoś jednak potrzebuje:
- chętnie podpowiem co do wyboru wirtualizacji,
- skonstultuję backup,
- wytłumaczę czemu w serwerze są dwa zasilacze i jaka jest różnica między RAID1 a RAID5,
- podpowiem co do kosztów licencji.
Zrób mi na już i najlepiej za darmo
Telefon o godzinie 23‑ciej:
- mój komputer nie działa - co oznacza że nie działa? - no nie działa!
Ja rozumiem, że wtedy najczęściej ludzie się przekonują, że trzymanie w jednym miejscu (na laptopie) wszystkich najważniejszych dokumentów było błędem, ale ja też mam prywatne życie. Powiedzmy, że ktoś podrzuci uszkodzone urządzenie i odjedzie w pokoju. ALE NIE - najlepiej siąść przy stole i czekać, aż będzie naprawione (czego ja szczególnie nie lubię, pracuję trzy razy dłużej, jak ktoś patrzy mi na ręce). Tyle szczęścia, jak to tylko jakiś wirus, czy problem z profilem Windows, co można naprawić w <15minut. W przypadku jednak "niebieskich ekranów", gdzie potrzeba dłuższej ekspertyzy. RAM potrafi testować się kilka godzin, nie mam też na wyposażeniu zasilaczy, dysków twardych, płyt głównych i procesorów. Najbardziej nieprzyjemne są sytuacje, gdy mówię: - nie, nie mogę naprawić ekranu w laptopie, jest pęknięty, - a to można na gwarancji? - masz podstawową gwarancję, nie bardzo, to uszkodzenie mechaniczne - ojej... a ile kosztuje nowy ekran? - muszę sprawdzić, nie mam zielonego pojęcia... Najtaniej znalazłem 340zł bo to 17 cali, ale trzeba zaczekać kika dni na wysyłkę, - co?!? Czemu tak drogo?!? Nie można taniej? - nie bardzo, w serwisie policzą pewnie z 600zł z kosztem wymiany, - a Ty byś mógł wymienić? - mogę spróbować, ale nie znalazłem instrukcji serwisowej, nie cierpię rozkręcać laptopów więc bierzesz całą odpowiedzialność na siebie i możliwość utraty gwarancji, - ale jak to?!? - tak to, motyla noga, - ale Ty jesteś mało pomocny... Nie wiem, czego ludzie się spodziewają... Że wyłożę ze $100 na nową matrycę, bez pewności czy będzie pasować dokładnie do tej serii urządzenia i jeszcze wezmę odpowiedzialność, że na którymś etapie nie pójdzie coś źle? Skąd mam wiedzieć, że laptop po upadku nie ma uszkodzonej płyty głównej, czy innych elementów?
Wiem lepiej, ale potruję Ci dupę
Kolejna sytuacja, która mnie wkurza. Ktoś dzwoni i pyta, jaki ma kupić telefon. Grzecznie tłumaczę, co to jest smartfon i jakie ma wady i zalety, różnice między system operacyjnym od Apple, Google i Microsoft itd. Po tym dostaję wykład zbiorczy ze wszystkich informacji, jakie można znaleźć na ten temat w wyszukiwarce: o żywotności baterii, jasności ekranu i jakości kamery przedniej, oraz nagrzewaniu się lewego górnego rogu obudowy... To po jaką cholerę do mnie dzwonisz? Pochwalić się, czy co?
Zanim dotknąłeś, było lepiej
Jedno z praw Murphyego mówi, że jak coś może się spieprzyć, to też tak się stanie. Znacie pewnie zasadę, żeby nie ruszać starej kupy, bo zacznie śmierdzieć. Jak komputer hałasuje, to lepiej go nie czyścić, bo już się nie uruchomi. Zaczniecie usuwać wirusy, po restarcie Windows wejdzie w tzw. loop-mode. Najlepsze jest, jak ktoś poprosi o przeinstalowanie systemu. Zrobimy backup wszystkich dokumentów, pobierzemy bazylion łatek, zaintalujemy najnowsze wypasione sterowniki, kodeki, zoptymalizujemy system do pracy z nowym dyskiem SSD i jeszcze dorzucimy coś od siebie... Ale nieeee, zaraz się zacznie:
- ojoj, a gdzie mój internet? (nie ma ikonki IE na pulpicie),
- a czemu ikonki są takie małe? (zachciało się nam ustawić natywną rozdzielczość monitora),
- a skąd mam wiedzieć, jaki jest mój login i hasło do Skype i FB? (zapamiętane były w systemie),
- a czemu nie zrobiłeś, że ta drukarka co jest zainstalowana na komputerze na półpiętrze już nie drukuje? (a skąd mam wiedzieć, że masz drukarkę?)
- ojej, jak to nie ma sejwów do Wiedźmina? (pytałem wyraźnie, co ma być przeniesione).
itd.
Zrób mi za darmo - rozwinięcie
Nie umiem prosić znajomych o zapłatę za moją ciężką pracę - w dzisiejszych czasach to oznaka małej zaradności, a nie "ludzkiego" podejścia. Nie wymagam, aby ktoś mi płacił tyle, ile w rzeczywiśtości takie usługi kosztują. No ale ludzie... Czy jak ktoś poprosi znajomego budowlańca o postawienie kominka, to oczekuje, że będzie to zrobione za darmo? Momentalnie dostaniemy wycenę - możliwe, że z rabatem, ale nadal będzie to spory wydatek. Nikt też nie oczekuje, że ktoś wyniesie cegły z budowy (miałem już pytanie, czy nie mogę wynieść z pracy np. zasilacza). To, że niektóre roboty wymagają "tylko siedzenia przy komputerze" jest to nadal kilka godzin wyrwanych z życiorysu a w tym czasie mógłbym zrobić kilka innych rzeczy.
Zrób mi przy okazji
To mnie już całowicie wkurza... Nagle odzywają się znajomi, z którymi nie miałem kontaktu kilka miesięcy. Gadka-szmatka i umawiamy się na spotkanie u nas, albo u nich. No i nagle już na miejscu ktoś wyciąga laptopa, że mu się popsuł... Ludzie, litości! Czy jak zapraszamy wyżej wymienionego budowlańca, to w salonie czeka na niego worek cementu i cegły? Czy jak zapraszamy lekarza, to w korytarzu już go prosimy, aby osłuchał nasze dzieci? Kamaaan!
Podsumowanie
Mam nadzieje, że rozumiecie mój wpis i nie bedzie to odebrane jako gorzkie żale nadętego informatyka. Jak już wspomniałem, asertywność u mnie kuleje, dodatkowo lubię pomagać - jednak przykro jest, gdy niektórzy odbierają to jako naiwność i szukają w ten sposób jelenia.