Specjalista ds. IT – czyli nikt
16.01.2013 01:34
Jest godzina 6:57 – wchodzę do biura – cześć! - cześć – odpowiadają koleżanki. Siadam przy biurku zawalonym po brzegi wydrukami, segregatorami, karteczkami i kilkoma innymi dokumentami. W głębi leży kilka kabelków, dalej zasilacz do PC – nowy. Obok stary zasilacz, rozkręcony – czeka na wlutowanie kilku kondensatorów. Szybkim ruchem wciskam power. Na ekranie pojawia się pasek wznawiania systemu z hibernacji. Kilka chwil po tym dolna belka zapełnia się dokumentami: Gimp, Writer, dwa arkusze Calc-a, trzy aplikacje z Access-a, kilka katalogów z dokumentami, za nimi Thunderbird – już widzę te kilkanaście e‑maili jak spływają z serwera, na końcu Firefox próbuje załadować chyba z dziesięć kart. OK.
Tę miłą chwilę przerywa dzwonek telefonu. Biorę słuchawkę – halo! Rozmówca w pośpiechu opisuje problem: -Cześć! Musisz szybko przyjść do magazynu! - Ale co się stało – odpowiadam. -Słuchaj, nie mam tego opisu na liście, musisz mi to wprowadzić bo muszę to wydrukować! -Ale co konkretnie – pytam. -No ten opis do tego nowego modelu, nie ma go na liście, no nie widzę go tutaj! -Sprawdź dobrze, bo na pewno tam jest – przekonuję ze spokojem. Wszystko jest alfabetycznie – dodaję. Po chwili panicznego szeptu rozmówcy, który próbuje odnaleźć brakujące dane: – JEST! Faktycznie jest! No to tyle, cześć!
No to czas na przeczytanie maili. A piszą do mnie Klienci z zapytaniami o towar, o zamówienia, czy przesyłka na pewno dotrze, to znowu że dotarła i są szczęśliwi... Czas dokończyć projekty plakatów i przedstawić do akceptacji – znowu się zacznie – a może by trochę inna czcionka? Może bardziej na środek, może w lewo, prawo. Ten kolor może by o ćwierć tonu jaśniej (a monitor nadaje się co najwyżej do pisania tekstów, bo na matrycy TN to takie świetne odwzorowanie barw...). Jeszcze tylko szybko banerek dokończyć na stronkę i jesteśmy w domu. A nie przepraszam, jeszcze telefon z produkcji muszę odebrać...
-Musisz przyjść szybko, bo komputer się zepsuł – wydobył się stanowczy głos. No to idę. Zaglądam na stanowisko „komputerowe” i proszę o szczegóły. -No wiesz, komp się zepsuł i nie można wprowadzać liczb. W ogóle się nie wbijają! Robię szybki skan gałkami ocznymi i tak: komputer działa, system stabilny, aplikacja reaguje prawidłowo – więc o co chodzi? A no o to, że sierota wyłączyła sobie klawiaturę numeryczną (Num Lock) i cyferki się nie wbijają. Kolejny raz tłumacze o co chodzi z tą klawiaturą i mam nadzieję, że zapamięta – ale nie wiem czy to coś da... Wracam więc do siebie i już słyszę z daleka: -Drukarka się zepsuła, możesz to sprawdzić? Miga jakiś TUNER czy coś.. -Chyba TONER – poprawiam. -No przecież mówię, że TUNER... Zaglądam na panel drukarki – tak to koniec tonera. W tym momencie wypadało by biec po nowy, ale nie ze mną te numery. Wyciągam kasetę z bębna, odkręcam na 3 śrubki przytrzymujące osłonkę zasłaniającą mechanizm zębaty i przekręcam reseter do położenia przeciwnego. Skręcam wszystko do kupy i wrzucam do drukarki. Efekt – mamy toner jak nowy, a drukarka - naiwne zwierzę - łyka mięso bez mrugnięcia. Przez te 8 lat to się poznało parę sztuczek...
Przyszedł czas na posegregowanie faktur i sprawdzenie płatności, powpinanie wuzetek (niestety nie jadalnych), jeszcze wsadzić nowe próbki do segregatora oraz przygotować zlecenia na przelewy ze zwrotów. Tak, zajmuję się sklepem internetowym – szybciutko potwierdzić nowe wpłaty i przekazać koleżance zamówienia do realizacji – to jeszcze muszę zrobić. Dalej już nie będę zanudzał szczegółami, ale tylko wspomnę, że w zakres moich obowiązków wchodzą czynności z takich dziedzin jak: informatyka (software obejmujące programowanie, wdrożenia, helpdesk, administracja, przetwarzanie danych oraz hardware – konserwacja, serwis), handlowiec (sklep internetowy), dział zakupów (planowanie, zamówienia – sprzęt, oprogramowanie, materiały eksploatacyjne), elementy księgowe (rozliczenia), prace magazynowe, elementy PR, reklama, telekomunikacja (VOIP przynosi wiele korzyści) i pewnie coś by się jeszcze znalazło związanego z prądem, budowlanką i...
Oczywiście zawsze zdarzają się perełki umilające codzienne zmagania: Dzwoni telefon, odbieram: -Musisz szybko przyjść, bo komputer się zepsuł! -A co się dzieje ? - pytam -Co chwilę się sam wyłącza i nic nie można zrobić. Zaglądam więc na produkcję do tego komputera i co widzę – koleżanka co kilkadziesiąt sekund od uruchomienia systemu nachyla się po jakieś papiery i wjeżdża nogą od stołka na przycisk RESET...
Przykładów można oczywiście mnożyć i nie raz można się popłakać z tych komicznych sytuacji. Oczywiście zdarzy się też blue screen i dłuższa zabawa z konsolą, aby naprawić system plików czy odzyskać profile z czeluści... Zacząłem w końcu się zastanawiać, czym tak właściwie się zajmuję. Nieraz zdarzyła mi się rozmowa ze znajomymi czy rodziną, na tematy w stylu – czym się zajmujesz – i zawsze miałem z tym kłopot. Kiedyś w knajpie rozgadałem się ze znajomym, który wrócił niedawno z USA i aktualnie pracuje w jakiejś korporacji. Padło oczywiście: a Ty czym się zajmujesz? Nie wchodząc w szczegóły, nakreśliłem z grubsza moje zajęcia. Następnie zostałem uraczony stwierdzeniem w stylu: - To właściwie nic takiego konkretnego nie robisz... Dla mnie zabrzmiało to jak: „jesteś nikim”.
No cóż, być może rynek nas tak ukształtował w małych i średnich firmach, gdzie potrzebny jest specjalista od wszystkiego. Jeden etat, a potrzeby w kilku działach. Może i nie jestem wyspecjalizowany w konkretnych wąskich dziedzinach, ale za to poradzę sobie w może niekonwencjonalny sposób, z różnymi problemami, które trzeba rozwiązać nie rzadko przy zerowym budżecie. Tak jest w rodzimych firmach. Pozostaje tylko stosować coraz częściej rozwiązania open source-owe, aby maksymalnie ciąć koszty w tych trudnych czasach. I wcale to nie jest głupie rozwiązanie.
Na koniec pozdrawiam wszystkich niedocenionych multi-specjalistów!
PS: Przepraszam, za ten przydługawy wstęp, chciałem się tylko przywitać :‑)